Chodzi o nową emisję akcji PKO BP i o to, kto będzie przy niej doradzał oraz o ewentualną wypłatę dywidendy akcjonariuszom. W obu wypadkach zwrócić należy uwagę na stanowisko głównego akcjonariusza, którego reprezentuje Ministerstwo Skarbu.
Planowana na lipiec, prawdopodobnie największa emisja akcji na polskim rynku, szacowana jest na ponad 5 mld zł. Teoretycznie emisja akcji największego banku w Polsce (z prawem poboru dla inwestorów prywatnych i dla Skarbu Państwa) ma zakończyć się przejęciem akcji przez Bank Gospodarstwa Krajowego, co ma zapewnić w sumie Skarbowi Państwa ponad 51 proc. akcji. Część obserwatorów obawia się jednak, że cała transakcja może doprowadzić do utraty kontroli nad bankiem, wskutek rozproszenia akcji banku będących w posiadaniu Skarbu Państwa i ewentualnych zmian w statucie, a zwłaszcza w sposobie głosowania we władzach banku. To zaś miałoby pozbawić państwo możliwości konkurowania na naszym rynku z zagranicznymi bankami. Zmiany w strukturze własnościowej mogłyby także utrudnić skontrolowanie dotychczas przeprowadzonej prywatyzacji PKO BP, dokonanej za czasów rządów Marka Belki. Komentarze z prawej strony sceny politycznej nie stronią od sformułowań takich jak „zamach na ostatni polski bank”. Z innych stron dobiegają uspokajające głosy, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje i nie warto sięgać po teorie spiskowe.
Dodatkowa bomba wybuchła, kiedy „Rzeczpospolita” opublikowała informację, że doradcą przy tej transakcji ma być bank JP Morgan & Chase, który zarobi na tym kilkadziesiąt milionów złotych (jak się ocenia, 50 do 60). To ten sam bank, którego działania wstrząsnęły polską giełdą w listopadzie ubiegłego roku i zaowocowały śledztwem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Bank, którego licznym negatywnym opiniom na temat polskiej gospodarki, zarzucano w naszym kraju nierzetelność, a nawet celowe próby osłabienia złotego. Bank, którego prognozy dla naszej gospodarki krytykowali przedstawiciele rządu, z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem na czele. Przypomnijmy sprawę.
Fixing cudów
W końcówce giełdowej sesji 12 listopada 2008 r. londyński JP Morgan Securities złożył gigantyczne zlecenia kupna akcji, które wstrząsnęły indeksem WIG20. Inwestorzy ochrzcili to zdarzenie „fixingiem cudów”. Podczas ostatniej fazy, kiedy ustalane są najważniejsze kursy dnia, czyli kursy zamknięcia, ktoś zaczął skupować akcje za olbrzymie pieniądze – ok. 130 mln zł. Tak duży popyt na chwilę przed zamknięciem notowań sprawił, że WIG20, tracący tego dnia ponad 9 proc., w kilka minut odrobił ponad 4 proc. Kursy największych spółek nagle skoczyły w górę. Giełda powiadomiła Komisję Nadzoru Finansowego, a ta następnego dnia uznała, że była to najprawdopodobniej świadoma manipulacja. KNF oceniła, że JP Morgan Securities podjął działania „dla realizacji własnych ekonomicznych interesów związanych z zajętymi pozycjami na rynku terminowym”. Podejrzewano, że chodziło o tzw. kontrakty terminowe na wartość indeksu naszej giełdy. Podbijając indeks dużym zleceniem na koniec notowań, JP Morgan Securities mogło „wygrać zakład” i zgarnąć premię. GPW podała jednak, że posiadane przez nią informacje nie pozwalają na jednoznaczną interpretację tej sytuacji. „Zlecenia kupna przekazane na fixing zamykający z 12 listopada, nie napotkawszy odpowiedzi w postaci analogicznych zleceń sprzedaży, wyzwoliły efekt niedostatecznej płynności, która spowodowała z kolei skokową zmianę wartości indeksu” – napisano w komunikacie GPW. Zdaniem władz giełdy, sytuacja ta świadczy też o tym, że uczestnicy rynku nie dysponują odpowiednimi instrumentami i możliwościami pozwalającymi na adekwatne zareagowanie na „dynamicznie kształtującą się strukturę zleceń”.
Według KNF, transakcje na rachunku JP Morgan Securities mogły wprowadzić w błąd inwestorów, w szczególności tych, którzy widząc wzrosty spółek z indeksu WIG20 i w efekcie znaczny wzrost tego indeksu, dokonali na zamknięciu sesji transakcji kupna kontraktów terminowych na WIG20. W ocenie urzędu, coraz powszechniejsze zjawisko transakcji dokonywanych na zamknięciu notowań i wpływających w istotny sposób na ukształtowanie kursu zamknięcia „może godzić w interes pozostałych uczestników obrotu i jego bezpieczeństwo oraz wpływać na poziom zaufania do warszawskiej giełdy jako miejsca rzetelnej wyceny instrumentów finansowych”.
Komisja zawiadomiła więc prokuraturę: „Zdaniem Urzędu KNF, postępowanie osoby działającej w imieniu JP Morgan Securities może być uznane za manipulację instrumentem finansowym, tj. akcjami spółek wchodzących w skład indeksu WIG20 na zamknięciu notowań sesji na GPW w dniu 12 listopada 2008”. Sprawa została skierowana do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, ta zaś przekazała śledztwo ABW.
Fata Morgana
Nie było to jedyne działanie JP Morgan, które wzbudziło w Polsce kontrowersje. Wcześniej, w październiku ubiegłego roku, raport JP Morgan głosił, że w razie kryzysu polska waluta może być najbardziej podatna na osłabienie w regionie. W Polsce uznano te opinie za nierzetelne. Sugerowano nawet, że bank chciał tym sposobem osłabić złotego. Pesymistyczne były też prognozy analityków JP Morgan dla polskiej gospodarki w 2009 r.
W tym kontekście decyzja o wyborze akurat tego doradcy dla państwowego banku może budzić pewne wątpliwości. Czy w świetle dotychczasowego postępowania JP Morgan względem polskiego rynku finansowego, można doszukiwać się zagrożeń także i w kwestii emisji akcji PKO BP? A może to jednak tylko nadmiar podejrzeń, złudzenie nieufnych umysłów, swoista „fata Morgana”?
Ministerstwo Skarbu Państwa nie chce komentować tej sprawy, twierdząc, że wybór doradcy prywatyzacyjnego przez spółkę jest jej suwerenną decyzją i minister nie będzie w nią ingerować. Także KNF podkreśla, że „z zasady nie komentuje działań poszczególnych banków, ze względu na wrażliwość każdej informacji, zwłaszcza przy tak rozchwianym rynku”.
– „Sprawa” JP Morgan była raczej znakiem podejrzliwych czasów, w jakich ją roztrząsano – bagatelizuje problem Krzysztof Stępień, główny ekonomista Expandera. – Często jest tak, że w trakcie silnych zniżek cen aktywów finansowych szuka się wytłumaczenia dla ponoszonych wtedy strat. Najłatwiej jest zrzucić to na karb „tajemniczych sił”, które niekorzystny obrót spraw by spowodowały. Dziś, kiedy nastroje na rynkach finansowych są lepsze, opinie różnych banków inwestycyjnych nie budzą już takich emocji. W tym kontekście trudno byłoby zrpzumieć, że Zarząd PKO BP uznał ofertę JP Morgan za najlepszą, ale z powodów złych opinii tej instytucji o polskiej gospodarce, odrzucił ją. Tym bardziej, że dziś przewidywania JP Morgan z początku roku na temat zerowego wzrostu gospodarczego w naszym kraju w 2009 r. nie są już przez nikogo kwestionowane. Musimy też pamiętać, że JP Morgan dotąd wychodzi dość obronną ręką z kryzysu finansowego i jest jednym z najbardziej znaczących banków na świecie. W tym kontekście jego wybór raczej zmniejsza niż zwiększa zagrożenia związane z emisją PKO BP.
Budżet wydrenuje bank?
Pojawiła się także w ostatnim czasie druga kontrowersja wokół PKO BP. Otóż z kręgów rządowych dobiegają sygnały, że bank powinien w tym roku wypłacić swoim akcjonariuszom – w tym największemu, Skarbowi Państwa – dywidendę. Rząd rozpaczliwie szuka bowiem środków, które podreperują budżet.
Przed rokiem Stanisław Kluza, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego, apelował do banków, aby jak najwięcej zysków z 2007 r. zostało przeznaczonych na zwiększenie kapitałów, a dopiero w drugiej kolejności na wypłatę dywidend dla właścicieli. KNF tłumaczyła to wtedy koniecznością wzmocnienia bezpieczeństwa sektora finansowego na wypadek ewentualnego kryzysu – który faktycznie nastąpił. Na apel ten odpowiedziały wówczas pozytywnie tylko nieliczne banki, jak BRE czy BPH. Ale już np. Pekao przeznaczyło na wypłaty dywidend nie tylko cały zysk za 2007 r., ale i część kapitału rezerwowego – w sumie niemal 2,9 mld zł. Główny udziałowiec Pekao, UniCredit, zainkasował z tego 1,5 mld zł.
W tym roku KNF ponownie zwróciła się do banków, aby zatrzymały zyski. Tym razem właściciele BRE Banku, BZ WBK i Pekao zdecydowali o wstrzymaniu wypłaty dywidend, a Zarząd PKO BP rekomenduje swoim akcjonariuszom to samo. Jeśli walne zgromadzenie banku się na to zgodzi, w sumie kapitały tych czołowych banków zostaną wzmocnione o 7,8 mld zł. Co na to rząd? W budżecie zaplanowano na ten rok wpływy z dywidend w wysokości 2,87 mld zł. Można się spodziewać, że Skarb Państwa będzie chciał wydrenować spółki z dywidend, bo dochody budżetu są zagrożone. Z drugiej strony, niektórzy przedstawiciele rządu uważają, że „rozsądne byłoby pozostawienie środków w przedsiębiorstwach z udziałem Skarbu Państwa zamiast wypłaty dywidend”.
– Po co najpierw wyciągać dywidendę, a potem uruchamiać jakieś programy dofinansowania, wspierania, kredytowania czy poręczania przez Skarb Państwa, skoro przedsiębiorcy mogą na podstawie własnych funduszy prowadzić działalność rozwojową? – pytał Waldemar Pawlak, wicepremier i minister gospodarki, podczas posiedzenia sejmowej Komisji Gospodarki.
Choć brak jednomyślności w rządzie, mówi się m.in. o wypłatach dywidend z Polskiej Grupy Energetycznej i KGHM Polska Miedź, mimo że Zarząd KGHM zarekomendował pozostawienie całości zysku za 2008 r. w spółce. Skarb chce, aby zyski wypłaciła także spółka Enea. Na razie Ministerstwo Skarbu analizuje sytuację finansową swoich spółek. Dopiero po tych analizach mają być podejmowane decyzje w sprawie podziału zysku. MSP ma analizować wyniki finansowe spółek na podstawie sprawozdań finansowych zarządów oraz rad nadzorczych jeszcze przed walnymi zgromadzeniami, które muszą się odbyć do końca czerwca.
Grupa kapitałowa PKO Banku Polskiego osiągnęła w roku 2008 skonsolidowany zysk brutto w wysokości 4192 mln zł oraz zysk netto w wysokości 3301 mln zł. Pierwszy z nich był wyższy o 583 mln zł (16,2 proc.) niż w 2007 r., drugi – o 397 mln zł (13,7 proc.). Zysk brutto samego banku wyniósł 3913 mln zł, a netto – 3061 mln.
Kwestia priorytetów
Czyje racje zwyciężą – budżetu, czy nadzoru finansowego? Czy ewentualna wypłata dywidendy nie zachwieje funkcjonowaniem PKO BP? Czy taka decyzja mogłaby mieć szersze reperkusje na rynku finansowym, np. wywołując lawinę podobnych decyzji?
– Nie odbyło się jeszcze Zwyczajne Walne Zgromadzenie, na którym zostanie zatwierdzone sprawozdanie finansowe za rok 2008 – powiedział „Gazecie Bankowej” Maciej Wewiór, rzecznik MSP. – Komitet dywidendowy jest w trakcie analizowania i przygotowywania konkretnych rozwiązań odnośnie dywidend ze spółek Skarbu Państwa. Teraz jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby mówić o konkretnych spółkach.
– Wzmocnienie kapitałowe banków jest niezbędne, choćby dlatego, że spadek jakości portfela kredytowego będzie oznaczał konieczność pokrycia ryzyka dodatkowymi kapitałami – podkreśliła Marta Chmielewska-Racławska z Komisji Nadzoru Finansowego. – Zatrzymanie zysków, w celu wzmocnienia kapitałów banków, nadzór zaleca już od ubiegłego roku. Większość banków podjęła decyzję zgodną z naszą rekomendacją. W tym kontekście trzeba rozważyć, jaki wpływ miałaby wypłata dywidendy przez banki z udziałem Skarbu Państwa na właścicieli innych banków, a także na akcję kredytową w całym sektorze. Warto przy tym zwrócić uwagę na dążenie do wzmocnienia kapitałów, które staje się priorytetem nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach. Przykład amerykańskich banków pokazuje, że do bezpiecznego funkcjonowania instytucjom finansowym potrzebny jest dodatkowy kapitał. Ostateczna decyzja w sprawie dywidendy należy jednak do właściciela.
– Na tę sprawę trzeba patrzeć w kontekście spójności polityki gospodarczej w naszym kraju – stwierdził Krzysztof Stępień z Expandera. – Trudno mówić tu o konflikcie, raczej o rozbieżnych interesach KNF (bezpieczeństwo systemu bankowego) i MSP (bieżące dochody budżetowe). Nie zmienia to jednak faktu, że pierwszorzędną sprawą powinien być rozwój gospodarki. W obecnej sytuacji bardziej przysłużyć się mu może pozostawienie zysków w bankach. Dzięki temu miałyby możliwość zwiększenia kapitałów własnych. To ma zaś znaczenie z punktu widzenia możliwości rozwoju akcji kredytowej, które ze względu na malejące współczynniki wypłacalności są teraz ograniczone. Można przy tym wyobrazić sobie wypłatę dywidendy i utrzymanie kapitałów własnych na niezmienionym poziomie. Do tego potrzeba byłoby pozyskanie większych środków z emisji akcji – wyemitowanie większej ich ilości lub sprzedaż po wyższej cenie. W pierwszym przypadku oznaczałoby to jednak „rozwadnianie” wartości pojedynczej akcji. Nie byłoby to korzystne dla ich posiadaczy w sytuacji wyraźnej presji na zyski w tym roku. Drugi przypadek jest mniej realny przy niepewnych perspektywach giełdowych i pogarszających się wynikach banków. Zresztą perspektywa emisji nowych akcji już znajduje odbicie w zachowaniu kursu PKO BP. Od początku tego roku stracił blisko 20 proc., podczas gdy Pekao o połowę mniej.
– Rekomendowanie dokapitalizowania banków poprzez zatrzymywanie zysku jest naturalną konsekwencją wzrostu ryzyka działalności bankowej i jednocześnie ciągle wysokiej aktywności kredytowej banków – ocenił Bogusław Półtorak, główny ekonomista Bankier.pl. – Wbrew pozorom, nie wszystkie banki ograniczyły istotnie wielkość akcji kredytowej. Owszem, spadek dynamiki jest znaczący, ale dotyczy raczej średnich i małych banków, które w znacznej mierze rozwijały akcję kredytową w oparciu o rynek międzybankowy. W przypadku dużych banków uniwersalnych, które dysponują szeroką bazą depozytową finansowanie akcji kredytowej nie jest ograniczeniem. Większe znaczenie dla tych banków ma raczej wzrost kosztów ryzyka, co pociąga za sobą konieczność lepszego zrządzania funduszami własnymi. Zalecenia Komisji Nadzoru Finansowego zwykle podlegają indywidualnej ocenie przez pryzmat sytuacji poszczególnych banków. Z tego punktu widzenia wydaje się, że wypłata dywidendy przez PKO BP jest zupełnie realna, gdyż bank ma duże możliwości restrukturyzacji wymogu kapitałowego poprzez np. sekurytyzację kredytów straconych. Uwolnienie funduszy własnych, poprzez sprzedaż kredytów dla funduszy sekurytyzacyjnych, mogłoby rozwiązać ewentualne kłopoty z rosnącym kosztem ryzyka posiadanego portfela kredytowego – takie transakcje bank przecież już w przeszłości realizował. Inną sprawą są plany ekspansji PKO BP – spekuluje się m.in. o przejęciu AIG Polska, co w przypadku szerszego zaangażowania w proces przejęć wymagałoby już pozostawienia zysku w banku. Obecna sytuacja gospodarcza wskazuje jednak, że plany przejęć nie będą realizowane i stąd z tej strony spodziewane mniejsze potrzeby kapitałowe banku.
TOMASZ BORKOWSKI