„Od ponad 60 lat nad stabilnością finansową świata czuwa Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Jak amerykańska konnica z westernów, Fundusz wyruszał na ratunek gospodarkom oblężonym przez kryzys” – przypomina „Gazeta”.
„Zagraniczne rządy, prywatne banki lub instytucje międzynarodowe włączają się do akcji pomocowej, o ile „kawalerię” prowadzi Międzynarodowy Fundusz Walutowy. MFW ma większe możliwości kontroli przekazywanych funduszy i pomoc uzależnia zwykle od obietnicy przeprowadzenia reform. MFW krytykowany był często – najostrzej przez Josepha Stiglitza – za to, że w każdym kraju proponuje ten sam schemat reform: obniżenie wydatków rządu i likwidację deficytu, uwolnienie kursu waluty, podniesienie stóp procentowych. Na krótką metę to recepta na recesję oraz niepokoje społeczne” – czytamy w „Gazecie Wyborczej”.
„Po pieniądze z MFW kraje sięgają też podczas obecnego kryzysu. Ukraina ma otrzymać pożyczkę stabilizacyjną w wysokości 16,5 mld dol., Islandia dostanie 2,1 mld i już rozpoczęła wdrażanie programu naprawczego. Trwają rozmowy z rządem węgierskim, który ubiega się o pomoc w wysokości 12,5 mld dol. i by ją dostać, gotów jest obciąć wydatki w przyszłorocznym budżecie. Jak tak dalej pójdzie „kawalerii” szybko wyczerpie się amunicja. MFW dysponuje funduszami wartymi około 200 mld dol., których może użyć natychmiast, dodatkowo może zmobilizować 50 mld. Środki przeznaczane na pożyczki pochodzą od krajów członkowskich (przede wszystkim ze składek)” – informuje „Gazeta”.
Tym razem jednak sytuacja jest o wiele bardziej dramatyczna. Kraje, które wzięły na siebie główny ciężar walki z kryzysem finansowym to głównie USA, Europa, Wielkiej Brytania i Japonia. Środki, przeznaczone na ten cel wielokrotnie przekraczają to, co jest w stanie zaoferować Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
Więcej na temat pomocy MFW w dzisiejszym wydaniu „Gazety Wyborczej”, w artykule Witolda Gadomskiego pt. „Krótka kołdra MFW”.
K.M.K.