Ze specjalnych usług zwanych private bankingiem korzystają najczęściej szefowie przedsiębiorstw, menedżerowie, artyści. Zdarzają się w tym gronie także emeryci czy renciści oraz tacy, którzy nieoczekiwanie wzbogacili się, bo na przykład otrzymali duży spadek. Zwykle są to osoby zapracowane, które dużo podróżują i mają niewiele czasu. Zdarza się, że ich wiedza na temat finansów jest znikoma. Łączy ich jednak wspólna, najistotniejsza z punktu widzenia banku, cecha – są bogaci. Zwykle dochody osób kwalifikujących się do obsługi private banking przekraczają kilkakrotnie średnią krajową, a oszczędności wynoszą co najmniej kilkaset tysięcy złotych.
Ofertę private banking można znaleźć w większości banków działających w naszym kraju. Skorzystać z niej mogą jednak tylko ci, którym bank złoży taką propozycję. Potencjalnych klientów instytucje finansowe szukają nie tylko we własnej bazie danych, ale także na piknikach, koncertach czy polach golfowych. Ponieważ inicjatywa współpracy najczęściej wychodzi od banku, trudno określić warunki, jakie trzeba spełniać. Elitarność tej usługi w podobny sposób strzeżona jest na całym świecie.
Każdy klient private bankingu może korzystać ze standardowych usług banku. Dodatkowo ma wyznaczonego doradcę, którego praca nie polega na siedzeniu w oddziale przy biurku, ale na aktywnym kontakcie ze swoim podopiecznym. Jeździ więc na spotkania do domu czy biura, odbiera telefony o każdej porze dnia i nocy, pomaga w załatwianiu spraw nie tylko związanych z finansami – czytamy w „Rzeczpospolitej”.