Wprowadzało to nerwowość, stąd często obserwowaliśmy kilkugroszowe wahania kursów euro i dolara w ciągu dnia. Po tym jak rząd otrzymał poparcie posłów PiS, Samoobrony, LPR i PSL, a inwestorzy przełknęli tę gorzką pigułkę, złoty rozpoczął powolną aprecjację, która trwała przez kolejny tydzień. Wszystko to działo się w atmosferze umacniania dolara na rynku międzynarodowym.
Przez pierwsze dni tego okresu kurs euro oscylował generalnie pomiędzy 4 i 4,05 zł. Początek tygodnia przyniósł wyraźne osłabienie złotego, na co wpływ miała wypowiedź nowej minister finansów w wywiadzie dla „Financial Times”. Teresa Lubińska opowiedziała się w nim za zwiększaniem wydatków, luźno potraktowała kwestie deficytu oraz niechętnie odnosiła się do części inwestorów zagranicznych (słynne hipermarkety). W dalszym ciągu słabo zachowywał się rynek długu, na którym inwestorzy sprzedawali polskie obligacje w związku z polską polityką i wzrostem rentowności papierów w USA. Dodatkowo niesprzyjające informacje zaczęły napływać z polityki po tym, jak Samoobrona zdecydowała się poprzeć rząd premiera Marcinkiewicza. Inwestorzy obawiają się, że słaby rząd przy poparciu populistów nie będzie w stanie przeprowadzić skutecznie naprawy finansów publicznych oraz może mieć skłonność do zwiększania wydatków na cele socjalne.
Złotemu na chwilę pomogła wypowiedź premiera Marcinkiewicza, który stwierdził, że Polska może spełnić kryteria wejścia do strefy euro w 2009 r., ale decyzję na temat samego wejścia podejmie już nowy rząd.
W głosowaniu nad wotum zaufania w czwartek 10 listopada 272 posłów opowiedziało się za przyjęciem nowego rządu. Rynek uznał, że lepszy taki rząd niż żaden i w poniedziałek złoty wyraźnie zyskał względem euro, lepiej też zachowywały się polskie obligacje. Rynek ma jednak nadzieję, że flirt PiS i Samoobrony nie przerodzi się w głębsze uczucie. Rząd poznamy po czynach, liczmy więc na jego rozsądek w kwestiach gospodarczych i umiarkowanie w politycznych. Inwestorzy jak na razie liczą, że sprawy gospodarcze będą rozwijać się w korzystnym kierunku, o czym świadczy powrót wzrostów na polskie rynki finansowe. Zwyżkują indeksy giełdowe, obligacje wyhamowały spadki, a pod koniec tygodnia złoty względem euro był najsilniejszy od 2 tygodni (euro kosztowało jedynie 3,9650 zł). Po rynku krążą jednak plotki, że za wzrostami złotego stoją interwencyjne działania Ministerstwa Finansów, które wymienia na rynku środki pochodzące z emisji obligacji za granicą.
Dane makro nie miały w takim wypadku decydującego znaczenia. Dane o inflacji za październik okazały się minimalnie wyższe od prognoz (1,5 proc.) i wyniosły 1,6 proc. Nie miało to jednak większego przełożenia na rynki. Rynek nie zareagował też na niezłe dane o deficycie obrotów bieżących za wrzesień, który wyniósł 357 mln euro.
W piątek o godz. 13.30 euro kosztowało 3,9750 zł, a dolar 3,4020 zł.
Krótkoterminowa prognoza
Na kursie EUR/PLN mamy do czynienia z trendem bocznym w zakresie ok. 3,96-4,05. Dolarzłoty, który 10 listopada był kwotowany nawet na 3,44 (najwyżej od lipca), jest zależny w dużej mierze od zmian na rynku EUR/USD. W przypadku dalszego wzmocnienia dolara wobec euro można oczekiwać wzrostu kursu dolara do 3,50 zł.
RYNEK MIĘDZYNARODOWY
Kurs EUR/USD zatrzymuje się na poziomie 1,1650
Eurodolar zanotował lokalne minimum na poziomie 1,1650 i nieznacznie się odbił od tego poziomu. Wzrosty nie były jednak na tyle dynamiczne, by zanegować trend spadkowy lub chociaż zacząć mówić o jego zmianie.
Dane makroekonomiczne były bardzo dobre dla USA. Szczególnie optymistyczna publikacja miała miejsce w środę, kiedy to okazało się, że do Stanów Zjednoczonych napłynęło we wrześniu 101,9 mld USD, znacznie więcej niż w sierpniu i wyżej niż oczekiwano. Amerykańskie obligacje sprzedają się bardzo dobrze i nie ma zagrożeń związanych z wycofywaniem się kapitału z tego rynku. Dolar wzmocnił się po publikacji tych danych. Optymistyczna dla USD była też inflacja w październiku. Wskaźnik ten wzrósł o 0,2% i daje nadzieje na dalsze podwyżki stóp procentowych.
Nieco niższa od spodziewanej była dynamika wzrostu produkcji przemysłowej w USA, która wzrosła w październiku o 0,9%. Gorszy był także indeks FED z Filadelfii, dlatego w czwartek euro odrabiało część strat. Wzrosty zostały jednak szybko wykorzystane przez niedźwiedzie i dolar ponownie się umacniał.
Na międzynarodowych rynkach walutowych utrwalają się trendy osłabiania euro i jeszcze mocniejsze spadki funta brytyjskiego oraz jena. W dwóch ostatnich przypadkach niewiele pozostało do testowania psychologicznych barier 1,70 oraz 120. Najbliższe dni powinny przynieść ich przełamanie – trendy na rynkach walutowych są zazwyczaj trwałe i nie zawracają przed ważnymi oporami. Można liczyć ewentualnie na pułapki przy tych poziomach, szczególnie na jenie, czyli przebicie poziomu 120, a potem powrót poniżej tej strefy. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia przy poziomach 115 i 118. Również tym razem może być podobnie. Trend był kontynuowany po korektach i dlatego nie warto obecnie grać przeciw dolarowi.
Krótkoterminowa prognoza
Krótkoterminowym celem EUR/USD jest poziom 1,15. W perspektywie najbliższych tygodni trend powinien być kontynuowany i przebijane następne poziomy wsparcia. Realizacje zysków posiadaczy krótkich pozycji mają miejsce dość często, dlatego widać wyraźnie duże ruchy w górę, które nie są jednak trwałe.
Raport przygotowali:
Marek Węgrzanowski
Adam Łaganowski
WGI Dom Maklerski
Komentarz makro
Eksport będzie nadal napędzał wzrost gospodarczy
Nowy rząd przyjął kluczowe dane makroekonomiczne na przyszły rok. W zasadzie nie różnią się one od tych przygotowanych przez rząd Marka Belki. Wzrost gospodarczy jest prognozowany na poziomie 4,3 proc., inflacja będzie na poziomie 1,5 proc., podczas gdy deficyt budżetowy będzie utrzymywany na poziomie 30 mld złotych.
Z jednej strony przyjęcie tych danych jest dobrą wiadomością. Oznacza to, że w przyszłym roku nie będą dokonywane radykalne zmiany w gospodarce. Z kolei niepokojące jest to, że te dane są przyjęte w sytuacji, gdy mamy inne cele w polityce fiskalnej. Z expose premiera Marcinkiewicza można wywnioskować, że gospodarka nie jest najważniejszą sprawą dla nowego rządu (zajmuje ona dopiero czwarte miejsce), podczas gdy sprawy socjalne wzięły górę.
W związku z tym powstaje pytanie: co będzie stanowiło siłę napędową wzrostu gospodarczego w przyszłym roku? W komunikacie ministerstwo finansów podaje, że inwestycje w infrastrukturę i boom w budownictwie mieszkaniowym będą kluczowymi czynnikami odpowiedzialnymi za wzrost gospodarczy. Trudno jednak w tym przypadku o optymizm, dlatego że inwestycje w infrastrukturę wymagają dużo nakładów finansowych, których, po pierwsze Polska nie posiada, a po drugie można do tego celu wykorzystać fundusze z Unii Europejskiej. Nasza 18-miesięczna historia w UE pokazuje, że fundusze unijne mogłyby być lepiej wykorzystywane, a w szczególności te na infrastrukturę drogową. Natomiast boomu mieszkaniowego nie zobaczymy, dlatego że w większość miast polskich nie posiada podstawowego planu zagospodarowania przestrzennego. W związku z tym siłą napędową wzrostu gospodarczego w 2006 r., pozostanie eksport, który z kolei jest uzależniony od koniunktury w krajach UE, z którymi prowadzimy 80 proc. handlu zagranicznego.
Sytuację może uratować wzrost konsumpcji krajowej. Jednak w tym samym komunikacie ministerstwo finansów zakłada niską inflację ze względu na brak impulsów popytowo-podażowych. Zatem nie będzie wzrostu konsumpcji, a w związku z tym, ten czynnik nie może napędzać wzrostu gospodarczego. Moim zdaniem, wzrost gospodarczy w przyszłym roku może zostać w granicach 3,5 – 4 proc. i będzie napędzany głównie przez eksport. Rodzi się wtedy kolejne pytanie: z czego będą sfinansowane nowe zadania polityki socjalnej, takie jak „becikowe” czy ubezpieczenia dla bezrobotnych?
Dr Richard Mbewe,
Główny Ekonomista,
WGI Dom Maklerski