Najbardziej dla złotego nieudany był poniedziałek. Polska waluta słabła wtedy wyraźnie przez cały dzień, a co bardzo niepokojące, działo się to zarówno przy wzroście jak i spadku kursu EUR/USD. Do tej pory osłabienie dolara zwykle pomagało złotemu. Kurs euro z poziomu 4,14 wzrósł do 4,19, a dolara z 3,21 do 3,23. Kolejne dni mimo dużych wahań nie wskazały kierunku. W piątek o godz. 13.00 euro kosztowało 4,1850, a dolar 3,20 zł.
Złotego osłabiały już kwestie polityczne związane z wyborami parlamentarnymi, które odstraszały inwestorów zagranicznych od całego regionu. W czasie minionego weekendu dało się słyszeć sprzeczne deklaracje SLD co do decyzji o wyborach na początku maja. Media doniosły też o możliwości przyszłej koalicji rządowej PiS-LPR. Nowy sondaż poparcia dla poszczególnych partii politycznych po raz kolejny pokazał wyraźny spadek notowań faworyzowanej przez rynki PO. Partia ta mogłaby liczyć na 19 proc. głosów (spadek o 6 proc.). Liderem pozostaje PiS z 20 proc. poparciem. Lech Kaczyński ma też największe szanse na urząd prezydenta.
W ostatnich dniach naszą walutę dodatkowo osłabiało zamieszanie na Węgrzech, gdzie doszło do zmiany na stanowisku ministra finansów. Tibora Draskovicsa zastąpi mało znany inwestorom Janos Veres. W reakcji na tę informację kurs EUR/HUF sięgnął we wtorek rano 250,5 i był najwyższy od 10 września 2004 r. Główny ekonomista węgierskiego banku centralnego zakomunikował dodatkowo, że prawdziwy rozmiar deficytu budżetowego jest większy od dotychczas podawanego, a proces obniżania deficytu zacznie się od poziomu 8 proc. PKB.
Mimo tych niepokojów nasz resort finansów nie miał kłopotu ze znalezieniem chętnych na bony skarbowe. Popyt łącznie był blisko 3-krotnie wyższy od oferty, spadła też do 5,33 proc. średnia rentowność dla papierów 52-tygodniowych. W środę inwestorzy kupili też wszystkie 5-letnie obligacje za 2,5 mld zł (popyt sięgnął ok. 4 mld zł). Dodatkowe papiery skarbowe o wartości 250 mln zł zostały bez problemu sprzedane na aukcji dodatkowej.
Wraz ze zbliżaniem się terminu posiedzenia RPP na rynek napływały komentarze jej przedstawicieli. Dariusz Filar z RPP w wywiadzie radiowym stwierdził, że wzrost PKB w I kwartale będzie zbliżony do 3 proc. Ponadto, odnosząc się do ostatnich ostrzeżeń odnośnie kryzysu walutowego w przypadku francuskiego „nie” w referendum konstytucyjnym, stwierdził, że w takim przypadku należy być przygotowanym na rewizję oczekiwań rynkowych co do daty przystąpienia Polski do strefy euro. Słowa te dodatkowo popsuły nastroje inwestorom posiadającym złotówki.
Głos zabrał również Jan Czekaj z RPP, który wskazał, że spadek inflacji (do ok. 2,5 proc. w połowie roku) oraz widoczne spowolnienie gospodarcze stwarzają miejsce do kolejnych obniżek stóp procentowych. Do ostrożnych kroków skłaniają jednak niepewność co do kształtowania się cen ropy i kursu złotego. Zamieszanie związane z wyborami może złotego dalej osłabiać, choć fundamentalnie nie ma do tego podstaw. W I kwartale przedstawiciel RPP oczekuje wzrostu PKB nieznacznie powyżej 3 proc. ze względu na niski popyt wewnętrzny.
W świetle ostatnich danych o inflacji obniżka stóp wydaje się pewna. Otwartą kwestią pozostaje tylko czy będzie to 25 czy 50 pkt. Członek RPP Mirosław Pietrewicz opowiada się za 50 pkt obniżką, podczas gdy rynek większe szanse daje cięciu o 25 pkt. Za większą obniżką przemawia niska inflacja i spadek tempa wzrostu gospodarczego. W marcu produkcja przemysłowa spadła o 3,7 proc., a inflacja w cenach producentów wyniosła jedynie 2,2 proc.
Rekomendacje
Wydarzeniem następnego tygodnia będzie środowa decyzja RPP w sprawie stóp procentowych. Obniżka o 25 pkt mogłaby polską walutę umocnić w oczekiwaniu na kolejne cięcie w maju, kiedy też będzie znana nowa projekcja inflacyjna. Papierkiem lakmusowym dla polskiego rynku będzie poniedziałkowa reakcja na decyzję Banku Centralnego Węgier, który powinien obniżyć stopy o 25 pkt.
Druga połowa tygodnia może być bardzo nerwowa. Zaraz po przedłużonym weekendzie będą ważyły się losy polskiego parlamentu (5 maja). Mimo że wydaje się prawdopodobne, że wybory parlamentarne odbędą się dopiero jesienią, to i tak na rynku będzie widoczna niepewność. A w dniu 3 maja, gdy Polacy będą świętować, w USA po raz kolejny powinny wzrosnąć stopy procentowe, co zwykle umacniało dolara i osłabiało złotego
RYNEK MIĘDZYNARODOWY
EUR/USD
Euro odzyskuje siły
Po odbiciu się EUR/USD od linii przeprowadzonej przez dołki z ostatnich 2 lat kurs euro zyskał, jednak trudno określić to czymś więcej niż tylko korektą. Inwestorzy czekają na impulsy z obu stron Oceanu Spokojnego. Wydaje się, że obecnie bez ważniejszych informacji makro rynek nie zdoła pójść w żadnym kierunku i ustabilizuje się.
W minionym tygodniu zostało opublikowane różne dane, które potwierdziły słabnącą koniunkturę w EU i USA, oraz rosnącą inflację za oceanem. Na rynki duży wpływ miały też wyniki kwartalne amerykańskich przedsiębiorstw, które nie były najgorsze. Wystraszony rynek akcji szybko powrócił do poziomów wyjściowych, rezultaty finansowe spółek wcale nie potwierdziły bowiem obaw o spadek przychodów – oczywiście poza wyjątkami.
Spośród danych opublikowanych w zeszłym tygodniu na pierwszy plan wychodzą inflacja w USA, oraz – na co rzadko zwraca się uwagę – liczba rozpoczętych budów domów oraz wydanych pozwoleń na budowy. Obie wielkości zaskoczyły niskimi wartościami i dlatego mimo wyższej od spodziewanej inflacji (0,6% względem 0,5% oczekiwań) dolar nie zyskiwał na wartości.
Walucie europejskiej nie pomogła publikacja niemieckiego wskaźnika ZEW badającego oczekiwania co do rozwoju koniunktury w najbliższych miesiącach. Indeks spadł do 20,1 pkt przy oczekiwaniach na poziomie 30,3 pkt. Spadły wyraźnie też wszystkie subindeksy dotyczące oceny koniunktury w Niemczech i całej strefie euro. Informacje te osłabiały euro, jednak nie powróciło ono powyżej 1,30.
W nocy z wtorku na środę kurs EUR/USD sięgnął blisko miesięcznego szczytu na 1,3083. Kolejne godziny eurodolar spędził jednak w konsolidacji, po czym powoli spadał w oczekiwaniu na dane o inflacji w USA, sięgając przed południem lokalnego dołka na poziomie 1,3026.
Niczego nie zmieniły opublikowane o 11.00 dane dotyczące handlu zagranicznego strefy euro w lutym. Zanotowano nadwyżkę w wysokości 3 mld EUR.
Inwestorzy wstrzymali oddech przed publikacją dnia, czyli wskaźnikiem inflacji CPI w marcu. Inflacja w USA wyniosła 0,6 proc., a inflacja bazowa 0,4 proc. Prognozy mówiły o wzroście odpowiednio o 0,5 i 0,2 proc. Po tej informacji dolar szybko przystąpił do ataku, kurs EUR/USD spadł i po ciężkim boju przełamał psychologiczny poziom 1,30. Dotarł jednak tylko do 1,2992 i nie przełamał nawet pierwszego wsparcia na 1,2980. Potem równie szybko powrócił ponad 1,30.
Umocnieniu dolara w pierwszej połowie czwartku sprzyjały słabe dane z Wielkiej Brytanii. Sprzedaż detaliczna spadła tam w marcu o 0,1 proc. (prognoza +0,4 proc.). Za spadkiem wartości funta poszło także osłabienie euro.
Liczba nowozarejestrowanych bezrobotnych wyniosła zaledwie 296 tys., przy prognozach na poziomie 325-330 tys. Nie skłoniło to jednak inwestorów do zakupów dolarów, którzy tłumaczyli nieoczekiwany spadek problemami związanymi z kalkulacją tego wskaźnika w związku ze świętami wielkanocnymi. Kolejne wyniki, wskaźnik LEI spadł w marcu o 0,4 proc. (prognoza 0,3 proc.). Rynek zareagował ledwie zauważalnym osłabieniem dolara
Rekomendacje
Rynek eurodolara powinien się ustabilizować, a niedźwiedzie po raz kolejny spróbować sforsować wsparcie na 1,28, a następnie na 1,2720 i długoterminową linię trendu wzrostowego. Obecnie na wskaźnikach technicznych nie ma wyraźnych sygnałów do zajmowania jakichkolwiek pozycji. Niewątpliwie, jeśli euro uda się utrzymać zwyżki powyżej 1,28 przez dłuższy okres, inwestorzy z powrotem zaczną akumulować euro. W chwili obecnej wydaje się jednak, że rynek czeka na sygnał.
PRZYGOTOWALI:
Marek Węgrzanowski
Adam Łaganowski
Warszawska Grupa Inwestycyjna SA
KOMENTARZ MAKROEKONOMICZNY
Otwarcie gospodarcze kluczem do wzrostu gospodarczego rozszerzonej UE
Średnioterminowe prognozy wzrostu gospodarczego dla Unii Europejskiej pokazują, że stare kraje członkowskie będą rozwijać się średnio w tempie około 1 proc. w skali roku, podczas gdy nowi członkowie będą rozwijać się w tempie 4 – 5 proc. Według Komisji Europejskiej, aby ożywić gospodarkę całej Unii należy odbudować popyt wewnętrzny. Problem pojawia się jednak w tym, że nie bardzo wiadomo jak to zrobić. Szczególnie w sytuacji gdy stare kraje członkowskie Unii nie są jeszcze gotowe, aby poradzić sobie z problemami otwartości gospodarczej, opieki społecznej i coraz mniejszą ilością urodzeń.
Uważam, że nadzieje na wyraźne zwiększenie popytu w starej Unii są nadmiernie przesadzone z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że społeczeństwa te charakteryzują się dużą ilością seniorów, a stosunkowo małą liczbą urodzeń. Starsze grupy wiekowe z reguły mniej wydają na konsumpcję niż młodsze. Natomiast młode rodziny, które wydają najwięcej, są w coraz wyraźniejszej mniejszości. W krajach byłej piętnastki zmienił się tryb życia i znacznie wzrosła ilość gospodarstw domowych składających z pojedynczych osób tzw. singles.
Zbudowanie popytu w krajach starej Unii jest uzależnione od pojawienia się nowych czynników. Po pierwsze wraz z pogarszaniem się sytuacji demograficznej kraje te czeka podążanie niemieckim śladem, czyli konieczność „importowania” ludzi z krajów trzeciego świata. Będą oni uzupełnieniem braków spowodowanych małą ilością urodzeń w starej Unii. Po drugie należy liczyć na popyt pochodzący z nowych krajów UE, w tym i z Polski.
To co obecnie dzieje się w Unii, to jest nic innego jak kontynuacja protekcjonizmu
państwowego. Przejawia się to w różnych formach ograniczeń dla swobodnego przepływu
osób z nowych krajów członkowskich. Brak tej otwartości jest jedną z przyczyn stagnacji UE.
Nie można zapominać, że to właśnie otwartość i inność wyzwala w gospodarce nowe
potrzeby, a one są kluczem do innowacyjności, a zatem i wzrostu gospodarczego. O ile
zrozumiałe są obawy starej Unii o swoje miejsca pracy, o tyle nie można zrozumieć braku
zdecydowanego działania nowych krajów członkowskich, w celu ustalenia wspólnego
stanowiska i przekonywania piętnastki o korzyściach wynikających ze wspólnego działania
mającego na celu ożywienie gospodarcze.
Dr Richard Mbewe
Warszawska Grupa Inwestycyjna SA