Komisja zapowiedziała liczne kontrole w funduszach, zwłaszcza tych typu „mega”, które obracają miliardami funtów czy dolarów. Obawy są uzasadnione, gdyż Londyn jest europejskim centrum tych funduszy, a ich rynek jest słabo kontrolowany. Nic więc dziwnego, że chętnie lokują tu swoje pieniądze wielcy prywatni inwestorzy jak i różnego rodzaju instytucje np. fundusze emerytalne. Nieźle zarabiają więc na tym banki inwestycyjne.
Brytyjczycy postanowili przyjrzeć się rynkowi bliżej po tym, jak Komisja Nadzoru Giełdy w USA wzmocniła kontrolę nad funduszami, których wartość na świecie przekroczyła już bilion dolarów (825 mld euro). Zaś w Niemczech kanclerz Gerhard Schroeder nawołuje do ustalenia reguł gry z funduszami hedgingowymi w skali globalnej na lipcowym spotkaniu grupy G-8 w Szkocji.
FSA nie proponuje wprowadzenia nowych przepisów, ale zaleca ostrzejsze egzekwowanie już istniejących, zwłaszcza w Londynie, gdzie transakcje tych funduszy obejmują zdaniem szefowej giełdy Clary Furse większość obrotów. W ramach Komisji powstanie specjalne ciało kontrolujące tak same fundusze hedgingowe, jak i banki prowadzące ich transakcje.
Choć FSA mówi o ściślejszej kontroli, to jednak nie podaje żadnych konkretnych przykładów naruszenia zasad przez fundusze hedgingowe. Organ nadzoru prowadzi obecnie wiele postępowań sprawdzających w zarządach funduszy, w których doszło przy pomocy banków inwestycyjnych do przesadnych sprzedaży blokowej akcji czy konwertowanych papierów dłużnych firm – pisze „Gazeta Ubezpieczeniowa”.