„Od lipca 2009 r. mamy możliwość spłaty kredytów walutowych w walucie, w której kredyt był nominowany. Nie spowodowało to jednak rewolucji na rynku i banki nadal bardzo dużo zarabiają na różnicach kursowych. Kredyt walutowy wypłacany jest w polskiej walucie według niższego kursu kupna, a raty spłacane są po wyższym kursie sprzedaży. Z wygody albo ze względu na wysokie koszty aneksów do umów kredytowych na spłatę kredytu w walucie zdecydowali się nieliczni klienci”, pisze gazeta.
„– Rekomendacja SII niezbyt pomogła kredytobiorcom, bo spready walutowe w bankach nie tylko nie spadły od jej wprowadzenia w 2009 roku, ale nawet wzrosły – mówi Paweł Satalecki z Finamo. Na taki ruch zdecydowało się sześć instytucji finansowych. W efekcie średni spread dla franka wynosi obecnie 7,5 proc., a dla euro 6,7 proc. W obu wypadkach wzrost to prawie 0,1 pkt proc.”, czytamy.
„– W porównaniu z lipcem w Fortis Banku spread zwiększył się o ponad 1 pkt proc., a w BOŚ o 1,8 pkt proc. – mówi Paweł Satalecki […] W porównaniu z latem ubiegłego roku więcej na różnicach kursowych zarabiają także Bank BPH, DnB Nord, Kredyt Bank i Nordea (przy kredytach w euro).
Wyraźnie spread obniżyły BZ WBK (z 6,2 do 5,5 proc.) i Dom Bank przy kredytach w euro (nadal jednak spread wynosi tam ponad 9,5 proc.). Niewielkie obniżki są również w Polbanku”, czytamy dalej.
Rekomendacja SII umożliwiła klientom banków spłatę walutowego kredytu mieszkaniowego bezpośrednio w walucie obcej. Mimo że dokument obowiązuje od lipca 2009 r., to tylko nieliczni klienci zdecydowali się na skorzystanie z jego dobrodziejstw. Banki wymagają od kredytobiorców sporządzenia aneksu do umowy, którego koszt wynosi średnio kilkaset złotych.
Więcej w artykule Romana Grzyba pt. „Banki nadal świetnie zarabiają na różnicach kursowych”.
WB