Ostatni tydzień maja nie przyniósł kluczowych rozstrzygnięć co do koniunktury giełdowej na najbliższą przyszłość, natomiast niewątpliwie rynek zasygnalizował słabość.
Tygodniowy spadek indeksu WIG20 o 0,7 proc. nie jest wprawdzie czymś nadzwyczajnym jeśli porównamy tę zmienność chociażby ze zmianami na początku roku. Porównując jednak kondycję naszego rynku na tle rynków bazowych (S&P500 +3,6 proc., Nasdaq +4,9 proc., Nikkei +3,2 proc., DAX +0,4 proc.), można mówić o słabości. Na dodatek to co może niepokoić posiadaczy akcji to fakt, że słabość ta dotyczyła w tym tygodniu także innych parkietów naszego regionu. W Budapeszcie indeks BUX stracił w skali tygodnia 2,1 proc., zaś w Pradze PX-50 zniżkował aż o 6,6 proc. Czy takie zachowanie wymienionych indeksów wskazuje na kolejną falę wycofywania kapitałów z regionu po kilkunastu tygodniach wzrostów?
Tydzień na warszawskiej giełdzie rozpoczął się słabo. WIG20 już w poniedziałek testował poziom 1800 punktów, ale tego spadku nikt nie traktował poważnie. Przy zamkniętych rynkach w Stanach Zjednoczonych i Londynie obrót był znikomy, a co za tym idzie spadek nie miał większego znaczenia. Więcej strachu napędziła już sesja wtorkowa, kiedy poziom 1800 punktów był pod jeszcze silniejszą presją. WIG20 zanotował nawet najniższą wartość od 30 kwietnia, ale i ta próba wyłamania w dół poniżej kilkutygodniowej konsolidacji nie przyniosła sukcesu niedźwiedziom. Zdecydowała sama końcówka i niespodziewane wyciągnięcie indeksu powyżej 1800 punktów po zaskakująco dobrym odczycie amerykańskiego indeksu zaufania konsumentów (Consumer Confidence Index) 54,9 pkt. (oczekiwano 42 pkt.). Na fali tego optymizmu, zaakcentowanego szczególnie na giełdach amerykańskich, nasz rynek rósł także w środę, ale tu również o końcowym wyniku przesądziły ostatnie minuty, tyle że tym razem atak przeprowadziły niedźwiedzie. Dwie ostatnie sesje były już zdecydowanie słabe. Szczególnie negatywnie rynek zachował się w piątek i znów o wszystkim przesądziła wyprzedaż w końcówce. Piątkowa huśtawka nastroju dobrze wpisała się w huśtawkę nastroju całego tygodnia, a ta z kolei w wahania całego miesiąca.
Na tle całego rynku negatywnie wyróżniła się branża bankowa, której indeks WIG-banki stracił na wartości aż 4,3 proc. Szczególnie boleśnie odczuli to posiadacza akcji BZWBK (spadek o 11,9 proc.) oraz Pekao (spadek o 5,2 proc.). Tak duży spadek akcji banków musi niepokoić, bowiem ich udział w kapitalizacji rynku oraz waga w indeksie są na tyle duże, że trudno sobie w ogóle wyobrazić wzrost rynku bez udziału banków. Po drugiej stronie stały natomiast spółki paliwowe PKN Orlen (+6,3 proc.) i Lotos (+11,9 proc.). Wzrost tych ostatnich nie jest jednak zaskoczeniem jeśli spojrzy się na ostatnie wzrosty surowca, które będą pozytywnie wpływały na wyniki obu spółek w II kwartale (przeszacowanie zapasów tym razem w górę). Średnia ceny ropy naftowej w kwietniu i maju była bowiem o ok.. 25 proc. wyższa w porównaniu do średniej ceny z I kwartału. Obecnie zaś za surowiec trzeba płacić blisko 35 proc. więcej niż na koniec marca.
Tydzień choć charakteryzował się sporymi wahaniami, to jednak nie wprowadził wiele do obrazu rynku. WIG20 cały czas przebywa w miesięcznej konsolidacji 1780-1920 punktów i dopóki nie nastąpi definitywne wyłamanie w jednym z możliwych kierunków, cały czas trzeba się liczyć przebiegiem sesji w podobnym stylu – negowanie kierunku z otwarcia, na przemian wzrosty i spadki bez większego znaczenia oraz decydujące ostatnie 30 minut. Piątkowe zbliżenie do poziomu 1800 punktów przy relatywnej słabości względem rynków bazowych powoduje, że bardziej prawdopodobne wydaje się testowanie dolnych stref konsolidacji, ale z próbą przesądzania już teraz o kierunku wybicia trzeba być bardzo ostrożnym. Większość uczestników rynku rozumie znaczenie oporu na poziomie 1920 punktów, a mimo tego rynek nie chce jednak spadać poddając tym samym w wątpliwość oczekiwania większości, która zresztą zwykle nie ma racji.
Czynnikiem pozytywnym dla rynków akcji w ogóle jest widoczny szczególnie w ostatnim czasie wyraźny odpływ kapitałów z rynków obligacji i to zarówno w USA, jak też w Europie i Japonii. Wyprzedaż papierów skarbowych chociaż wynika m.in. z olbrzymiej ich podaży przez rządy państw, które muszą się zadłużać na gigantyczne kwoty (pakiety stymulacyjne), to jednak oznacza także wzrost apetytu na ryzyko. Kapitały te w dłuższej perspektywie będą szukały wyższych stóp zwrotu, a te możliwe są do osiągnięcia na rynkach akcji, które dyskontują możliwe ożywienie gospodarcze sygnalizowane z kolei przez szereg wskaźników wyprzedzających. Pozytywnie nastraja również czwartkowa wypowiedź Zbigniewa Jagiełło, prezesa Pioneer Pekao TFI, który spodziewa się że w maju cały rynek funduszy inwestycyjnych zanotował 600-700 mln zł dodatnich przepływów. Jeśli te informacje się potwierdzą, to TFI nie tylko już nie powinny być w kolejnych miesiącach zagrożeniem dla rynku akcji, ale wręcz obok OFE, powinny dostarczać „paliwo” do dalszej poprawy koniunktury giełdowej.
Obawy budzą natomiast coraz większe oczekiwania co do poprawy koniunktury gospodarczej końcówce roku. Wzrosty trwające od lutego pozostają silnie skorelowane w poprawą licznych wskaźników wyprzedzających, ale trudno żeby rynki rosły jedynie na fali lepszych oczekiwań. W którymś momencie rynek powie „sprawdzam” i poczeka na faktyczną poprawę „twardych” danych makro. Jeśli te nie spełnią obecnych oczekiwań, to i korekta może być znacząca. Obecnie jednak przy sporej zmienności w ramach ostatniej konsolidacji opowiadanie się po konkretnej stronie jest ryzykowne, zatem trzeba czekać na sygnały techniczne, których ostatni tydzień jeszcze nam nie dostarczył.
Jacek Rzeźniczek
Źródło: Secus Asset Management SA