W kolejnych tygodniach, jeśli rząd w dalszym ciągu będzie interweniował na rynku, złoty powinien zyskiwać na wartości. Do odwrócenia trendu może dojść w drugiej połowie czerwca.Wczoraj złoty umacniał się o niecały 1 proc. Za dolara na rynku walutowym trzeba było zapłacić 3,29 zł, za euro – 4,44 zł, a za franka szwajcarskiego 2,94 zł.
– Pojawiają się głosy, że BGK był w ostatnich dniach aktywny na rynku walutowym – mówi Marek Rogalski, analityk BOŚ DM. – Interwencje nie były jednak duże. Dlatego można sądzić, że chodziło w nich bardziej o ustabilizowanie złotego na obecnym poziomie niż o jego silne umocnienie – podkreśla.
Interwencja BGK na rynku walutowym polega na tym, że bank sprzedaje euro z zaliczek unijnych. Zwykle takie operacje przeprowadza się za pośrednictwem NBP, ale by umocnić złotego, BGK ma również prawo samodzielnego sprzedawania walut na rynku międzybankowym.
– Są takie wartości progowe osłabienia złotego, przy których BGK interweniuje, by nie doprowadzić do gwałtownej wyprzedaży naszej waluty przez inwestorów – mówi Piotr Kuczyński, główny analityk Xeliona. – Obecnie ten próg jest na poziomie 4,5 zł za euro. Ostatnio waluty zbliżyły się niebezpiecznie do tej granicy i dlatego konieczna była interwencja – dodaje.
Największym zagrożeniem dla złotego wydaje się w tej chwili drastyczny przyrost deficytu budżetowego. Jak poinformował w piątek premier Donald Tusk, do dzisiaj wykorzystaliśmy już ponad 85 proc. zaplanowanego na ten rok deficytu. A to oznacza, że wszystkie założenia budżetowe można włożyć między bajki i konieczna będzie jego nowelizacja.
– Uważam, że przez najbliższy miesiąc złotemu nic złego nie grozi. Nadal powinien się lekko umacniać. Jednak w drugiej połowie czerwca, czyli gdy będzie zbliżał się termin nowelizacji budżetu, nasza waluta ponownie może zacząć się osłabiać – uważa Piotr Kuczyński. Jego zdaniem oczekiwane w tym tygodniu dane makroekonomiczne na temat dynamiki produkcji i zatrudnienia nie powinny negatywnie wpłynąć na kurs. Jednak pod warunkiem, że nie będą się drastycznie różniły od prognoz ekonomistów. A przewidują oni spadek dynamiki produkcji o 10-11 proc. i zmniejszenie zatrudnienia o 1,4 proc.
Beata Tomaszkiewicz Łukasz Pałka