Wtorek podobnie jak poprzedni dzień rozpoczęliśmy od silnego spadku na początku notowań. Poziom 1400 pkt. na WIG20 został przełamany niczym zapałka i od razu rynek zaliczył spadek o 4,2 proc.
W tym czasie jedyną spółką z WIG20 notującą wzrosty był KGHM i to mimo, że miedź taniała o 4 proc.
Dla KGHM osłabianie się złotego ma zbawienne skutki, jednak nawet 5 proc. zwyżka jednej spółki nie poprawiała sytuacji całego parkietu.
Przy takich spadkach dynamicznie zaczął rosnąć obrót. Niestety popyt nie miał szans na podniesienie indeksów ponieważ chętnych do sprzedaży wciąż było zbyt wielu. Pod szczególną presją znalazł się sektor bankowy, który niczym betonowa kula ciążył na całym rynku. Liderem spadków był GETIN przeceniany o 10 proc., ale to 8 proc. spadki PEKAO i 6 proc. PKO BP pogrążały indeks w krwistych kolorach. Wtedy wydawało się, że jest źle, ale jak pokazała końcówka to był dopiero początek dramatu. Nastrój był tak jednoznaczny, że nawet optymistycznie zaskoczenie wzrostem indeksu ZEW opisującego nastroje niemieckich przedsiębiorstw nie pomogło ani na sekundę. Zamiast spodziewanego spadku do -25 pkt. odczyt indeksu wyniósł jedynie -6 pkt. To wciąż słabo, ale znacznie lepiej od oczekiwań.
Przez dłuższą część sesji udawało się utrzymywać WIG20 powyżej poziomu porannego minimum. Jednak gdy tylko niedźwiedzie przedarły się przez tą barierę przecena zaczęła osiągać monstrualne rozmiary. Wszystkie największe banki notowaniami przypominały spółki, które za chwilę mają bankrutować. Najlepiej świadczy o tym 18 procentowy spadek ceny PEKAO, przez który bank jest najtańszy od 2001 rok. Drugi gigant PKO BP po 11 proc. spadku jest najtańszy w swojej giełdowej historii, a sam indeks WIG20 kończy spadkiem o 7,5 proc. przez co jest najniżej od lipca 2003 roku.
Dzisiejszy dzień to najgorsza sesja w tym roku przy obrocie sięgającym niemal 1,5 mld złotych. Tak słabego rynku przy jednoczesnej rekordowej słabości polskiej waluty nie widzieliśmy jeszcze nigdy. Przeraża fakt, że sektor bankowy, uważany jeszcze niedawno za zdrowy i perspektywiczny, który miał chronić polską gospodarkę przed kłopotami staje się równie niebezpieczny jak amerykańskiej banki na chwilę przed ogłoszeniem upadłości. Patrząc na obecne poziomy spadków indeksów w Stanach można tylko mieć nadzieję, że nie będą większe. W przeciwnym przypadku jutro zamiast korekcyjnego odbicia będziemy zmuszeni do oglądania kolejnej części dramatu „Początek końca polskiej bankowości”.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse