Wczorajsze podanie przez niemiecki koncern medialny Axel Springer informacji o podpisaniu umowy zakupu 25,1 proc. pakietu akcji telewizji Polsat za 250 milionów euro (z możliwym podwyższeniem o maksymalnie 50 milionów euro do końca 2008 r.), choć z pozytywne z punktu widzenia naszej waluty, bo dające szanse na przechodzenie przez rynek środków w euro, nie zdołało wesprzeć złotego.
Podczas poniedziałkowego przetargu Ministerstwo Finansów sprzedało 52-tygodniowe bony skarbowe o wartości 1,0 miliarda złotych. Popyt inwestorów na te papiery wyniósł jednak tylko 1,556 miliarda złotych, co oznacza, że jego stosunek do podaży był najniższy od aukcji w dniu 19 czerwca br., kiedy to wyniósł 1,19. Resort poinformował również, że w środę na aukcji zaoferowane zostaną 2-letnie obligacje zerokuponowe (OK1208) o wartości 3,8 miliarda złotych, czyli z górnego przedziału widełek 3,0-4,0 miliardów złotych.
Polityka jak na razie nie wpływa w żaden sposób na rynek. W poniedziałek odbyło się spotkanie Kazimierza Marcinkiewicza z Jarosławem Kaczyńskim. Były premier otrzymał podczas niego „konkretną propozycję” powrotu do rządu. Jaką? Nie wiadomo. Mówi się o tym, że może tu chodzić o któryś z resortów gospodarczych i być może tekę wicepremiera. Pojawiają się pogłoski mówiące o przejęciu przez niego fotela zajmowanego obecnie przez Piotra Woźniaka lub tego na którym zasiada Zyta Gilowska. W tym drugim przypadku sprawa jest jednak bardzo skomplikowana. Już wczoraj minister finansów „zabezpieczała” się mówiąc, że jeśli straci tekę wicepremiera to odejdzie z rządu. Zmiana na stanowisku ministra finansów wydaje się być możliwa tylko w przypadku, gdy Zyta Gilowska zostanie desygnowana przez prezydenta na fotel szefa NBP, co też jest bardzo prawdopodobne. Warto pamiętać, że z racji ostatnich „kłopotów” LPR-u i Samoobrony mogą się jednak zwolnić także inne stołki. To, że szykuje się jakaś większa rewolucja w rządzie jest więcej niż pewne. Dzisiaj rano premier zapowiedział oficjalnie (o czym mówił często i gęsto ostatnimi czasy), że od początku przyszłego tygodnia rozpocznie się przegląd ministerstw, co jest zwykle wstępem do rekonstrukcji gabinetu. Poczekamy, zobaczymy. Na razie wiemy tylko, że nic nie wiemy.
Na wtorek, podobnie zresztą, jak na dalszą cześć tygodnia nie zaplanowano publikacji ważniejszych danych makro z Polski. Jedynie w środę nieco emocji może wzbudzić przetarg obligacji 2-letnich. W takich warunkach uwaga inwestorów skupi się zapewne na serii napływających w najbliższych dniach (także dziś) danych z amerykańskiego rynku pracy, który to pozwolą ocenić ostatecznie, czy mamy do czynienia z miękkim, czy też twardym lądowaniem amerykańskiej gospodarki i tym samym stwierdzić, czy kapitał zwalniany z inwestycji dolarowych będzie wciąż płynął w kierunku gospodarek wschodzących (w tym oczywiście Polski), czy też nie.
Rynek międzynarodowy:
Choć niedługo po otwarciu poniedziałkowej sesji notowania europejskiej waluty do dolara znalazły się na najwyższym poziomie od 18 marca 2005 r., a kurs EUR/USD wzrósł do 1,3367, to do dalszej przeceny zielonego jednak nie doszło. Inwestorzy postanowili bowiem zrealizować cześć zysków z ostatniego bardzo silnego osłabienia dolara i w kolejnych godzinach wczorajszego, a także w pierwszej części dzisiejszego handlu cena wspólnej waluty pozostawała w przedziale 1,3285-1,3345. We wtorek o godz. 9:30 (CET) kurs EUR/USD wynosił 1,3313.
Pomimo, że rynek w 100 proc. spodziewa się (tak przynajmniej wskazują kontrakty terminowe) tego, że w marcu przyszłego roku stopy procentowe w USA pójdą w dół o 25 pkt bazowych, to jak na razie chętnych do dalszej wyprzedaży dolarów za euro zabrakło. Dlaczego?
Takim działaniom sprzyjają na pewno piątkowe wypowiedzi przedstawicieli Fed (Moskow, Kohn, Lacker, Plosser), z których jednoznacznie wynikało, że pomimo listopadowego najsłabszego od kwietnia 2003 r. odczytu indeksu ISM, ryzyka sprzyjające wzrostowi inflacji wciąż się utrzymują. A to zdaje się oddalać widmo oczekiwanych przez rynek „cięć”.
Z drugiej strony do delikatnego spadku ciśnienia na wzrost ceny euro mogły się też przyczynić sygnały świadczące o powolnym ustępowaniu presji inflacyjnej w Eurolandzie. W poniedziałek Eurostat podał, że w październiku ceny produkcji sprzedanej przemysłu w ujęciu miesięcznym nie uległy zmianie. Na rynku oczekiwano ich wzrostu o 0,2 proc. wobec 0,5 proc. spadku we wrześniu. W stosunku rok do roku wskaźnik PPI wzrósł o 4,0 proc. i ukształtował się na niższym poziomie niż w prognozach (+4,1 proc.) i miesiąc wcześniej (+4,6 proc.). Tego samego dnia Financial Times Deutschland napisał o tym, że w przedstawianej oficjalnie dziś przez ECB projekcji inflacyjnej, zostanie zapisany 1,8-1,9 proc. wzrost cen w 2008 r. oraz, że obniżona zostanie obniżona z poziomu 2,4 proc. prognoza na przyszły rok.
Wtorkowa sesja może mieć bardzo interesujący przebieg. Przed południem napłyną dane makro z Eurolandu (wskaźniki PMI i sprzedaż detaliczna), a od godz. 13:30 (CET) rozpocznie się cała seria publikacji danych ze Stanów Zjednoczonych (raport Challengera, indeks kosztów pracy, produktywność, zamówienia w przemyśle i wskaźnik ISM). Jeżeli dodamy do tego decyzje w sprawie stóp Banku Kanady i Banku Australii, to jest więcej niż pewne, że nudno nie będzie.