W USA (podobnie jak i w Europie) zachowanie rynków akcji bazowało tylko i wyłącznie na słowach, które wypowiadali różni, ważni dla rynków ludzie. Przede wszystkim Vikram Pandit, szef Citigroup, napisał w notatce, którą przekazał Reuters i Bloomberg, że w pierwszych dwóch miesiącach tego roku bank miał zyski.
Kwartał ma być najlepszy od trzeciego kwartału 2007 roku. Poza tym szef Citi twierdzi, że po przeprowadzeniu wewnętrznego, bardzo dokładnego testu, może stwierdzić, że kapitał banku jest wystarczający do prowadzenia zyskownej działalności. Jakże szybko i we właściwym czasie (przy krańcowym wyprzedaniu rynku) trafiła ta poufna notatka do mediów…
Pomagała też, ale nie do końca, bykom Sheila Bair, szefowa FDIC (gwarant depozytów w USA) twierdząc, że plan skupu „trujących” aktywów banków co prawda zwiększy chwilowo ich straty, ale docelowo bardzo przysłuży się całemu systemowi. Twierdzi się też, że nastroje poprawiała wypowiedź Timothy Geithnera, sekretarza skarbu USA (w nocy naszego czasu). Powiedział on, że USA zrobiły w ostatnich tygodniach więcej dla gospodarki niż wiele państw w ciągu lat. Ten ostatni czynnik jest według mnie dopasowywaniem okoliczności do sytuacji – tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia.
Ben Bernanke, szef Fed, też trochę wpłynął swoim wystąpieniem na to, co działo się na rynkach. Chce zmian uregulowań prawnych rynków finansowych, które zmniejszyłyby ryzyko inwestycyjne. Owszem, to jest konieczne, ale na przyszłość, a teraz niczego nie zmienia. Powtórzył też to, co całkiem niedawno powiedział (wzbudziło to wtedy duży niepokój): że recesja skończy się w tym roku … jeśli uda się ustabilizować sektor bankowy. Powiedział też jednak, że co prawda metoda wycena aktywów „mark to market” (zgodnie z ceną rynkową) jest słuszna, ale można się starać ją zmodyfikować. Każda modyfikacja znakomicie zmniejszyłaby straty instytucji finansowych i ich potrzeby kapitałowe, a to (mimo całej sztuczności) pomóc wszystkim rynkom akcji.
To jednak też nie był koniec zalewania rynków dobrymi informacjami. Barney Frank, szef Komisji Izby Reprezentantów ds. Usług Finansowych powiedział, że SEC (komisja papierów wartościowych) niedługo powtórnie wprowadzi zasadę (obowiązującą od 1929 do 2007 roku) zgodnie z którą dokonywać krótkiej sprzedaży będzie można tylko wtedy, jeśli cena akcji w ostatniej transakcji była wyższa niż w poprzedniej („uptick rule”). To zmniejszyłoby wpływ graczy grających na krótko (sprzedających pożyczone akcje). SEC potwierdził tę informację.
Po takich informacjach i w warunkach skrajnego wyprzedania technicznego rynki musiały wręcz oszaleć. Indeksy rosły jak na drożdżach. Obserwowaliśmy prawdziwą panikę kupna. Skalę wzrostów zdecydowanie zwiększali gracze zamykający krótkie pozycje. Taka sesja musiała się w końcu wydarzyć i wcale nie jest powiedziane, ze zapowiada lepsze czasy dla akcji. Jednak, jeśli informacje z Citi znajdą potwierdzenie w innych bankach, to zniknie (chwilowo) strach przed nacjonalizacją, a to był potężny czynnik sprzyjający niedźwiedziom. Zostaną jednak problemy producentów aut i recesja. Tego się nie da słowami przykryć. W każdym razie szansa na dłuższe odbicie znacznie wzrosła. Siłę rynku sprawdzimy jednak w ciągu najbliższych paru sesji.
GPW we wtorek rozpoczęła sesję od minimalnego spadku indeksów, ale praktycznie natychmiast ruszyły one na północ za swoimi europejskimi odpowiednikami. Po tym podciągnięciu rynek wszedł w oscylacje w obszarze 1.463 – 1.474 pkt. i czekał na rozwój sytuacji. Doczekał się po pobudce w USA, kiedy to kontrakty na amerykańskie indeksy europejskie przyśpieszyły w swojej drodze na północ. Popyt również u nas też zatryumfował. Liderem były akcje KGHM.
Przez dłuższy czas rynek nie miał siły na poważniejszy wzrost, ale mocne rozpoczęcie sesji w USA (i co bardziej istotne utrzymanie tego wzrostu) pomogło w wypracowaniu wzrostu WIG20 o 1,8 proc. Nie było to jednak nic nadzwyczajnego (chociaż zdecydowanie lepiej niż to, co widzieliśmy na Węgrzech, gdzie indeks BUX spadł). Byki mogły na fali entuzjazmu pociągnąć indeksy zdecydowanie wyżej, ale tego nie zrobiły. Jest wytłumaczenie tego zachowania: WIG20 od dna intraday odrobił już blisko 20 procent, a indeksy w USA i Eurolandzie dopiero rozpoczynają odbicie. Nic dziwnego, że u nas byki były wstrzemięźliwe. Jeśli optymizm się dzisiaj utrzyma to powinniśmy pokonać 1.500 pkt. Jeśli rynki będą chciały korekty to i u nas WIG20 trochę spadnie, ale nie zmieni się „byczy” obraz rynku.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi