Zgodnie z przewidywaniami, PKO BP chce utrzymać pozycję lidera na rynku bankowości detalicznej i finansowania nieruchomości, które z pewnością zaatakuje połączone Pekao-BPH. Jak konkurenci, chce mocniej zainteresować się segmentem małych i średnich przedsiębiorstw i uczestniczyć w konsolidacji rynku. Chce być postrzegany jako bank nowoczesny, musi więc rozwijać zaniedbaną bankowość elektroniczną. Liczy też na ekspansję „na najatrakcyjniejszych rynkach Europy Środkowej i Wschodniej”.
Te elementy strategii śmiało mogłyby się znaleźć w zamierzeniach każdego z liczących się banków na naszym rynku. Dla inwestorów najważniejsza jest poprawa efektywności molocha, w którym na jednego pracownika przypada 2,7 mln zł aktywów, ponaddwukrotnie mniej niż w Banku BPH i ING BSK. Z zarysu strategii wynika jednak, że wielkich oszczędności (czytaj: cięć zatrudnienia) nie będzie. Grupę nadal ma więc opuszczać po 1,5 tys. pracowników rocznie. W 2008 r. relacja kosztów do dochodów ma spaść do 57 proc., z 61,8 proc. po wrześniu. Przez trzy lata wskaźnik zmniejszy się więc o 5 pkt proc., a tylko przez ostatni rok spadł o 3,3 pkt. Zmiana mało imponująca, tym bardziej że już dziś konkurenci są bardziej efektywni. PKO BP chce też, by w 2008 r. wynik prowizji stanowił 56 proc. kosztów administracyjnych.
Rentowność kapitałów (ROE) za trzy lata ma wynosić tyle, ile obecnie. O ile jednak teraz 20-procentowy ROE sytuuje bank na pozycji lidera, za trzy lata sytuacja może się zmienić. Brak zmian we wskaźniku ROE może sugerować, że wypłaty dla akcjonariuszy nie będą wysokie, ale skoro bank chce rozwijać się w kraju i za granicą, nie może być inaczej.