Ostatnie miesiące, a szczególnie ostatnie tygodnie, na rynkach finansowych są próbą nerwów dla wszystkich. Mniej doświadczeni inwestorzy kierują się emocjami. Ci, którzy mniej więcej rok temu zainwestowali swoje oszczędności w giełdę, czy w fundusze akcyjne teraz próbują ratować resztki inwestycji umarzając jednostki uczestnictwa, choć jest to prawdopodobnie najgorszy moment na wyjście z rynku.
Polacy stracili duże pieniądze, części z nich jeszcze długo nie uda się przekonać do ponownego oszczędzania w formie funduszy inwestycyjnych czy innych formach produktów inwestycyjnych, w których mogą być narażeni na straty. W sukurs tym obawom inwestorów przychodzą banki, które prześcigają się w reklamowaniu produktów oszczędnościowych. Nie analizując rzetelności reklam i faktycznej atrakcyjności poszczególnych produktów należy jednak stwierdzić, że założenie lokaty na okres roku czy dwóch lat (lub najbliższej jej alternatywy w postaci ubezpieczenia na życie i dożycie potocznie nazywanej polisolokatą) może być opłacalne i nie wymaga wiele zachodu. Dostrzega to wiele osób i z pewnością w najbliższym czasie zwiększony popyt na depozyty będzie się utrzymywał.
Czy po okresie boomu na depozyty bankowe Polacy wrócą do oszczędzania także w innej formie? Warto zwrócić uwagę na przyczyny jakie sprawiły że rok, czy dwa lata temu środki pieniężne płynęły na giełdę i do funduszy inwestycyjnych szerokim strumieniem. Lokaty terminowe zapewniały oprocentowanie w okolicach 3-4% w skali roku, a produkty strukturyzowane łączące bezpieczeństwo depozytów z potencjałem zysków znacznie przewyższającym lokaty nie były jeszcze zbyt rozpowszechnione. Samodzielne inwestycje na giełdzie były (i nadal są) domeną wąskiej grupy rodaków. Poczucie braku atrakcyjnej alternatywy dla lokat terminowych i zachęcające wyniki funduszy skierowały Polaków na ścieżkę oszczędzania i inwestowania w innej formie.
Okres wzrostów na giełdzie uśpił czujność wielu osób, które inwestowały znaczne kwoty bez zachowania fundamentalnych zasad takich jak: margines bezpieczeństwa, dywersyfikacja, dyscyplina i przede wszystkim zachowanie zdrowego rozsądku. Wielokrotnie sporo do życzenia pozostawiał sposób informowania klientów o potencjalnych ryzykach przez instytucje finansowe.
Czy po tej dotkliwej lekcji Polacy wrócą do oszczędzania w funduszach i innych produktach o charakterze inwestycyjnym? W średniej czy dłuższej perspektywie raczej tak. Już teraz TFI zachęcają, zresztą słusznie, do inwestowania w relatywnie bezpieczne fundusze obligacji. A co dalej? Kryzys światowy daje się Polsce we znaki raczej w umiarkowanym stopniu. Kursy wielu spółek (głównie) o mniejszej kapitalizacji spadły niejednokrotnie ponad 50%, często ich wartość rynkowa jest poniżej wartości księgowej, stąd ceny są atrakcyjne. Patrząc szerzej, warto podkreślić, że wskaźniki makroekonomiczne Polski nadal należy uznać za optymistyczne czyniąc nas atrakcyjnym rynkiem. Krajowy, jak i zagraniczny kapitał powinny z czasem powrócić na giełdę. Rynek powinien się ustabilizować, a w dalszej perspektywie rosnąć – wtedy klienci znów śmielej będą podchodzić do funduszy i giełdy.
Dobrze by było natomiast, aby z tej lekcji polscy inwestorzy wyciągnęli wnioski m.in. w postaci dużo wyższych wymagań wobec doradców finansowych, czy doradców klienta, aby każdorazowo żądali rzetelnego przedstawienia ryzyk finansowych związanych z daną inwestycją, a mniej poddawali się „modzie” i hasłom reklamowym.
Przemysław Orłowski
Ekspert PZU