Podejmując decyzję o rozpisaniu referendum premier Grecji chce uwolnić się od odpowiedzialności za to, co może zdarzyć się wkrótce z jego krajem. Ewentualne „nie” oznaczać będzie bankructwo, i to już wkrótce. Ale będzie to już wybór społeczeństwa.
Nie należy obawiać się, że rzekomo drastyczne reformy oszczędnościowe zagrożą egzystencji greckiego społeczeństwa. Ograniczyłyby one Grekom nadmierne przywileje, lecz bez wielu z nich radzi sobie większość narodów naszego regionu. Pomimo ograniczeń poziom życia w Grecji i tak byłby wyższy, niż np. w Słowacji, której społeczeństwo, jak na ironię, musi dokładać się do utrzymania wysokiego poziomu życia Greków.
Jest wysoce prawdopodobne, że Grecy opowiedzą się przeciwko zaciskaniu pasa. Naród nawykły do życia ponad stan będzie twardo bronić statusu sfinansowanego cudzym pieniądzem. Za błędy i działania populistyczne socjalistycznych rządów muszą teraz płacić podatnicy z innych krajów. Grecy kpią z pomysłów eurokratów. Winnych nie brakuje w centrum zarządzania Unią Gospodarczą i Walutową – już w 2005 roku dług Grecji przewyższał wartość rocznego PKB, i uszło to uwadze skrupulatnych urzędników w Brukseli. Nie przeszkadzało to chciwym bankom ryzykownie inwestować w obligacje Hellady aby maksymalizować zyski. Dziś proszą o pomoc podatników. Wykorzystując uprzywilejowaną pozycję w gospodarce, otrzymują ją, gdyż o tym decydują politycy, którzy chcą kupić czas dla siebie. Za wszystko płaci podatnik, czyli klient banku, na co dzień traktowany przedmiotowo przez tą instytucję.
Po czwartkowej euforii, jaka wybuchła po „wymyśleniu” ozdrowieńczej recepty dla Grecji a także dla Eurolandu, przyszedł czas na refleksję. Już w piątek opadły pozytywne emocje. Natomiast wczoraj pikowały ceny akcji, na wieść o referendum, jakie zamierza rozpisać Papandreu. Takie zachowania zdezorientowanych i sfrustrowanych inwestorów są przyczyną niestabilności rynków finansowych, zatem ich niskiej efektywności w zakresie obiektywnej wyceny kapitału.
Padają ostatnie bastiony obrony przed europejskim kryzysem zrodzonym przez egoizm, nieodpowiedzialność i biurokrację, które panowały latami od Morza Egejskiego po Morze Północne i Ocean Atlantycki. Należy się jeszcze zastanowić nad fundamentami i siłą strefy euro, którą jest w stanie zachwiać niewypłacalność jedenastomilionowego kraju, jakim jest Grecja. Jakie są więc szanse na zażegnanie rosnącego zagrożenia kryzysem ze strony Włoch czy Hiszpanii?
W takiej sytuacji zyskiwać będą aktywa pozwalające uchronić dorobek ludzi przed skutkami chybionych działań bankierów i polityków. Mowa o złocie, które nie jest odporne na zawirowania w gospodarce i polityce. W ciągu ostatnich 10 dni jego notowania wzrosły o ponad 100 dolarów na uncji, czyli 6 proc. Jeszcze więcej w ujęciu procentowym podrożało srebro, które coraz częściej jest wybierane, jako cel dla inwestycji zabezpieczających przez skutkami kryzysu.
Jan Mazurek
Główny Analityk
Źródło: Investors TFI