Sytuacja nie jest już jednak tak optymistyczna, gdy ponoszone przez nas opłaty bankowe zestawimy z naszymi zarobkami.
– Na pierwszy rzut oka Polska pod tym względem jest w miarę tania. Gdy jednak spojrzymy na naszą siłę nabywczą, to spadniemy na szary koniec – podkreśla Paweł Majtkowski, główny analityk firmy doradczej Finamo.
Z danych wynika, że posiadacz konta w polskim banku płaci za nie przeciętnie równowartość 40 euro (ok. 184 zł) rocznie. Tymczasem Brytyjczyka kosztuje to 145 euro, a Niemca 186 euro. Jednak gdy porównamy te kwoty z przeciętnymi dochodami, to okaże się, że u nas jest znacznie drożej. Opłaty za prowadzenie rachunku pochłaniają bowiem 0,63 proc. średnich dochodów Polaka, gdy Niemca czy Brytyjczyka już tylko ok. 0,30-0,40 proc.
Zdaniem Pawła Majtkowskiego dość wysokie koszty korzystania z usług bankowych w naszym kraju wynikają z dużego konserwatyzmu Polaków, którzy nie lubią zmieniać banków. – Większość osób, gdy raz założy rachunek oszczędnościowo-rozliczeniowy w banku, już nie szuka lepszych ofert i godzi się na ponoszenie opłat – tłumaczy Paweł Majtkowski. – Dlatego właśnie konkurencja na rynku rachunków bankowych nie jest duża – dodaje.
Pocieszające może być to, że posiadacze kont w krajach naszego regionu również ponoszą stosunkowo wysokie koszty usług finansowych w porównaniu do swoich zarobków. W Czechach na przykład przychody banków z tytułu prowadzenia rachunku jednego klienta wynoszą 97 euro rocznie. To ponad 1 proc. przeciętnych dochodów.
U naszych południowych sąsiadów im usługi bardziej wyspecjalizowane, tym droższe. Jeszcze przed wejściem naszego mBanku na rynek czeski, klienci bankowości internetowej musieli za nią słono płacić. Czesi wychodzili z założenia, że obsługa elektroniczna jest usługą luksusową, wymagającą od banków ponoszenia znacznych nakładów na informatykę. Kosztami tymi obciążeni byli klienci. Więcej niż nasze instytucje finansowe na kontach każdego z klientów zarabiają również m.in. banki słowackie i węgierskie.
Nasze banki są także niemal na szarym końcu w UE pod względem przychodów z kredytów konsumpcyjnych. Przez wiele lat mogły nie pobierać maksymalnego, dopuszczonego prawem oprocentowania kredytów, gdyż dłużników prześwietlały w BIK. Jednak teraz stopa kredytów idzie w górę. Banki mniej chętnie ich udzielają w obawie przed tym, co się może zdarzyć. Bezrobocie w naszym kraju od początku roku rośnie, a to oznacza, że dłużnicy wkrótce mogą popaść w kłopoty finansowe.
Łukasz Pałka Beata Tomaszkiewicz