W ostatnich miesiącach rekordy popularności biją wszelkiego rodzaju inwestycje powiązane z gwarancją kapitału – tzw. lokaty strukturyzowane oraz gwarantowane, zamknięte fundusze inwestycyjne. „Mechanizm takich lokat lub funduszy jest prosty: z każdych 100 zł większość pieniędzy – np. 85-90 zł – lokuje się w bezpieczne obligacje, które po trzech-czterech latach zapewnią klientowi zwrot zainwestowanych 100 zł. A pozostałe 10-15 zł przeznacza się na zakup tzw. opcji, na których można kilkakrotnie pomnożyć pieniądze albo wszystko stracić. Zyski nie zawsze zależą od koniunktury na giełdzie, można kupić m.in. opcje na pogodę, ceny złota czy brylantów.”, wyjaśnia „Gazeta”.
„Banki, pośrednicy i fundusze na wyścigi wprowadzają lokaty strukturyzowane, bo to dla nich kopalnia zysków. Inaczej niż w przypadku ‚zwykłych’ lokat czy funduszy są tu duże możliwości pobierania ukrytych prowizji. Wystarczy przeznaczyć na zakup opcji tylko 5 zł zamiast 10 zł. Tańsza opcja to mniejszy zarobek klienta, ale ten się o tym nigdy nie dowie, bo mechanizm naliczania zysku z lokaty jest zwykle skomplikowany.”, czytamy.
Maciej Kossowski z firmy Wealth Solutions ubolewa, że na rynku nie ma standardu prezentowania parametrów takich lokat i funduszy. „- Z moich obserwacji wynika, że te oferowane w Polsce są często obłożone znacznie wyższymi ukrytymi kosztami niż podobne produkty w Europie Zachodniej” – mówi ekspert Wealth Solutions. Rafy ukryte są też w konstrukcji niektórych lokat. „- Niedawno duży bank wypuścił lokatę, z której maksymalny zysk nie ma prawa wynieść więcej niż jedną dziesiątą tego, o ile wzrośnie cena akcji spółek, na których lokata się opiera” – dodaje Kossowski. Owszem, jest gwarancja kapitału, ale jeśli dana spółka wzrośnie o 50 proc., to klient i tak dostanie z tego tylko 5 proc.
Więcej na ten temat w „Gazecie Wyborczej”.