Wtorkowa sesja rozpoczęła się chwilową realizacją zysków. Po czterech dniach wzrostów skala odejścia i tak nie była duża, bo zaledwie dwuprocentowa. Idealnie komponowało się to z ogólną atmosferą pozostałych europejskich parkietów i tamtejszymi spadkami. Wszyscy mieli świadomość, że najważniejsze dzisiejsze wydarzenia rozegrają się dopiero po zakończeniu handlu w Europie i rozpoczęciu dnia w Stanach.
Niedźwiedzie w żadnym wypadku nie mogły czuć się bezpiecznie. Popyt coraz śmielej podnosił indeks WIG20 do strefy wczorajszego zamknięcia, do czego przyczyniały się banki i telekomunikacja. Cały ruch wzrostowy napotkał na barierę nie do przejścia, którą okazał się poziom 1600 punktów. Nawet lepsza postawa niemieckiego DAX i zmniejszenie tamtejszych spadków o połowę do zaledwie jednego procenta nie pomagało. Na wyższych poziomach widać już wyraźnie zniechęcenie kupujących, a przez to zmniejszanie się obrotu. Dlatego też WIG20 końcówkę notowań spędził w pobliżu wczorajszych maksimów jednocześnie będących dzisiejszym poziomem neutralnym.
Dane o przeciętnym wynagrodzeniu w kraju i jego wzroście o 6,8 proc. w ciągu roku rynek nie dyskontował, ale też nikogo one nie interesowały. Wiadomo, że pensje nie będą rosły już w tempie dwucyfrowym, a obecne odczyty nie oddają realiów znacznego pogorszenia się sytuacji w ostatnich trzech miesiącach. Dane o pensach powrócą do zainteresowania w momencie znacznego wzrostu bezrobocia.
Ostatecznie WIG20 zdołał zakończyć piąty dzień wzrostem. Nie jest on imponujący ani ze względu na wielkość ani obrót, ale przyczyną jest tu oczekiwanie na amerykański kongres i decyzje odnośnie planu pomocowego Obamy. Do czasu ogłoszenia konkretów wszystkie rynki zachowywały się stabilnie, ale dopiero zakończenie sesji w Stanach pozwoli na pełną ocenę przygotowywanego programu. Nadzieje z nim związane są duże, więc należy liczyć, że nie spełnienie ich wywoła silną reakcję.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse