W USA czwartkowa sesja przebiegała pod dyktando byków. Indeksy rosły nie z powodu opublikowanych danych makro jak to można przeczytać w niektórych komentarzach, a mimo tego, że te dane na rynek dotarły. Dlaczego? Ano dlatego, że opublikowane w czwartek raporty makro nie mogły pomóc bykom.
Co prawda ostateczny raport o PKB w 4. kwartale był nieco lepszy niż oczekiwań, bo PKB spadł nie o 6,6 procent, a o 6,3 procent (poprzednia weryfikacja mówiła o spadku o 6,2 proc.), ale co to zmienia w obecnej sytuacji? Gracze patrzą w przyszłość, a czwarty kwartał ich już zupełnie nie interesuje. Poza tym spadek był naprawdę potężny. Dla przyszłości istotna jest sytuacja na rynku pracy. Tam zaś raport o tygodniowej zmianie sytuacji pokazał, że ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła o 652 tys. (więcej niż oczekiwano). Ilość ludzi otrzymujących zasiłek dla bezrobotnych wzrosła o 122 tysiące do rekordowego poziomu 5,56 mln. Czterotygodniowa średnia ilość noworejestrowanych bezrobotnych też pobiła rekord wszech czasów. Jak można było potraktować te dane jako „dobre”?
Wydawało się, że rynkowi akcji zaszkodzi Timothy Geithner, sekretarz skarbu USA. W oświadczeniu, przygotowanym dla Komisji ds. Usług Finansowych Kongresu zaproponował on znaczne zwiększenie regulacji rynków finansowych. To oczywiście nie mogło się rynkowi spodobać, ale zaszkodziło nieznacznie. Tylko sektor finansowy zachowywał się stosunkowo słabo. Reszta rynku na to nie zareagowała, mimo że takie regulacje oznaczają z pewnością mniejsze zyski na akcjach (ale i mniejsze straty). Gracze zlekceważyli też wypowiedzi profesora Nouriela Roubiniego, człowiek, który przewidział ten kryzys i rzadko się ostatnio myli. Powiedział on w telewizji Bloomberg, że wyniki kwartalne spółek zadziwią (negatywnie) inwestorów, wiele dużych banków upadnie, a indeksy wkrótce zakończą swój byczy rajd w rynku niedźwiedzia.
Były jednak również i pozytywne informacje. Raport kwartalny, który przed sesją opublikował Best Buy (sieć sprzedaży detalicznej) był lepszy od oczekiwań, co podniosło ceny akcji w sektorze sprzedaży detalicznej. Wzrost ceny ropy pomagał sektorowi wydobywczemu. Rósł kurs General Motors po osiągnięciu porozumienia ze związkowcami. W końcu Gary Stern, szef Fed z Minneapolis też pocieszył inwestorów mówiąc, że recesja zakończy się w połowie roku. Rynek całkowicie zlekceważył negatywne informacje – widział tylko te dobre, których przecież wcale tak dużo nie było. Po prostu gotówki czekającej na okazję do ataku jest tak dużo, że w końcu musiała zostać użyta. To „w końcu” nadeszło, bo gracze coraz mocniej wierzą, że działania rządu i Fed pomogą gospodarce. Nic dziwnego, że indeksy mocno przez całą sesję rosły.
GPW rozpoczęła czwartkowa sesję od wzrostu indeksów, ale prawie natychmiast pojawiła się chęć do realizacji zysków. Od tego czasu WIG20 krążył wokół poziomu środowego zamknięcia. Nadal bardzo mocno drożały akcje Lotosu i w sposób umiarkowany PKN. Przed publikacją amerykańskich danych makro indeksy zaczęły pełznąć na północ. Po publikacji danych WIG20 wrócił do poziomu środowego zamknięcia, ale przed rozpoczęciem sesji w USA nasze indeksy znowu zaczęły rosnąć kierując się wskazaniami kontraktów na amerykańskie indeksy (rosły), a nie indeksami europejskimi (spadały). Nawiasem mówiąc zadziwiające było to, że Europejczycy nie reagowali na wzrosty kontraktów w USA. Widziałem taką sytuację chyba pierwszy raz od wielu lat. Nadal genialnie zachowywał się Lotos (drożejący ponad 20 procent) i PKN. Ciążyły indeksom (podobnie jak na innych giełdach) akcje banków. Wydawało się, że zakończymy sesję małym wzrostem, ale końcówka sesji przyniosła bardziej zdecydowaną realizację zysków i WIG20 spadł o 0,6 proc. I bardzo dobrze, że spadł. Euforia nigdy nie jest dla trwałości zwyżki korzystna. Przydałoby się zresztą, żeby korekta się trochę przedłużyła, a nastroje wychłodziły.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi