„– Chciałem zwiększyć wartość kredytu i wydłużyć termin spłaty. Nie ma problemu z moją zdolnością kredytową i wartością zabezpieczenia. Bank zażądał podpisania dwóch aneksów. Nie pamiętam, czy składałem dwa wnioski o aneks, czy jeden, ale było to podczas jednej wizyty w banku – mówi pan Tomasz, klient GE Money Banku. Zaproponowano mu, by podpisał jeden aneks dotyczący wydłużenia terminu spłaty, a drugi skutkujący zwiększeniem wartości kredytu. Za pierwszy trzeba zapłacić około 175 zł, za zwiększenie kwoty kredytu ponad 330 zł.”, czytamy w „GP”.
„Z takimi sytuacjami możemy się spotkać w innych bankach. – Bywa to efekt procedur i tego, że aneksy do umów są przygotowywane w różnych departamentach banku. Jeśli nas spotka coś takiego, to nie można się poddawać – radzi Paweł Majtkowski z Finamo. Jeśli zależy nam na kredycie, to warto podpisać aneksy, zapłacić i później złożyć reklamację.”, pisze dziennik.
„– Nie należy machać ręką na 100 czy 200 zł. Jeśli banki zobaczą, że klienci nie upominają się o swoje pieniądze, to chętniej będą tworzyć takie procedury – mówi Paweł Majtkowski.”, czytamy dalej.
Banki stosują także inne metody drenowania kieszeni banków. Na przykład pobierają wyższe marże, gdy kredytobiorca czeka na wpis do księgi hipotecznej. Jeszcze dalej poszedł GETIN Bank, który utrzymywał podwyższone orocentowanie kredytu mimo prawomocnego wpisu hipoteki do księgi wieczystej. Bank przewidywał zmniejszenie oprocentowania, ale dopiero po upływie określonego czasu, a nie w momencie ustania ryzyka związanego z brakiem zabezpieczenia. Takie działanie zakwestionował UOKiK. Z kolei Lukas Bank uniemożliwiał klientom zwrot składki zapłaconej na ubezpieczenie niskiego wkładu własnego po ustaniu ryzyka.
Więcej na ten temat w „Gazecie Prawnej” w artykule Romana Grzyba pt. „Nienależne opłaty w banku można odzyskać, składając reklamację”.
WB