Na wartość naszej waluty duży wpływ miała decyzja RPP. Rada, obniżając stopy procentowe i utrzymując łagodne nastawienie, praktycznie zapowiedziała, że jeszcze w tym roku nastąpią kolejne (kolejna?) obniżki stóp procentowych. Dała w ten sposób hasło do kupowania obligacji, których cena powinna w oczekiwaniu na dalsze obniżki wzrastać (spadek rentowności oznacza wzrost ceny), a to z kolei wzmocniło złotego, ponieważ zagraniczni gracze, żeby kupić obligacje muszą wymienić inne waluty na złotówki.
Może być i tak, że jeszcze większy wpływ ma jednak sytuacja w USA, gdzie szybko spada rentowność obligacji. Spada, ponieważ niezwykle wysoka cena ropy z pewnością z czasem osłabi gospodarkę. Sytuacja, w której długoterminowe stopy procentowe tak mocno spadają, może wręcz sygnalizować nadejście recesji. Dla funduszy hedgingowych taki układ to znów przysłowiowy raj na ziemi. Rośnie ich apetyt na ryzyko, co widać nie tylko we wzmocnieniu się polskiej waluty, ale również w zachowaniu giełd krajów rozwijających się i innych walut Europy Centralnej. Osłabia to dolara, podnosząc kurs EUR/USD, a na umocnienie wspólnej waluty złoty zawsze reaguje wzmocnieniem do głównych walut światowych. Jak na razie jesteśmy impregnowani na kryzys, który trwa w Indonezji, ale również trzeba bardzo uważać na to, co się tam dzieje. Dodatkowym elementem wzmacniającym złotego jest oferta PGNiG. Co prawda zagraniczni inwestorzy już dawno przygotowali na nią złotówki, ale jako pretekst oferta ta działa doskonale.
Ostatnie ruchy na rynku walutowym mogą pozbawić złudzeń: szansa na większe osłabienie złotego przed wyborami praktycznie znikła. Jednak Polakom należy się ostrzeżenie. Sytuacja po wyborach może się zmienić. Warto zauważyć, że prawie wszyscy analitycy oczekiwali po nich umocnienia złotego. Prawdopodobieństwo takiego rozwoju sytuacji staje się, w związku z powszechnością tej opinii, coraz mniejsze. Warto zauważyć, że perspektywy na przyszły rok są bardzo nieciekawe. „Rzeczpospolita” dowodzi, że budżet będzie miał olbrzymie problemy, bo w 2006 r. NBP wpłaci doń mniej o 3,7 mld zł, około 1,6 mld będzie kosztował uchwalony przez Sejm (słusznie) zwrot VAT-u, a wydatki wzrosną o 15 mld zł z powodu waloryzacji rent i emeryt i wyższych wydatków związanych z obsługą długu zagranicznego. Daje to w sumie uszczerbek około 20 mld zł. Trudno oczekiwać, że takie informacje nie osłabią złotego.
Pamiętać trzeba również o drogiej ropie. Zapowiedzi utrzymania inflacji poniżej 2,5 proc. mogą okazać się mrzonką, jeśli cena ropy wzrośnie o następne kilkanaście czy kilkadziesiąt dolarów. Wniosek dla Polaka – kredytobiorcy jest prosty: posiadając kredyt w walutach obcych trzeba się już powoli szykować do przewalutowania go na złotówki. Może się bowiem okazać, ze przed wyborami złoty będzie najsilniejszy.
Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
WGI Dom Maklerski