Inwestorzy byli jednak uparci i nie zamierzali sprzedawać naszej waluty. Wyraźnie widać, że słowne interwencje nic tu nie pomogą. A z pewnością nie pomogą, jeśli członkowie rządu nie będą mówili jednym głosem. Rynek bowiem wciąż pamięta słowa ministra finansów, który oznajmiał niedawno, że nawet 4,10 zł za euro nie jest dla gospodarki groźne. W podobnym tonie wypowiedział się on chwilę po publikacji danych o bilansie płatniczym.
Publikacja kwartalnego raportu o inflacji nie miała żadnego wpływu na rynki choćby dlatego, że RPP już pokazała jak ten raport interpretuje. Ewentualnie poprzez bardziej „gołębie” nastawienie powinien był złotówkę osłabić. A jednak złoty znów się wzmocnił, a jedynym wytłumaczeniem był prawdopodobnie opublikowany przez Ministerstwo Finansów Program Konwergencji, w którym oczekiwane jest zacieśnienie polityki pieniężnej w 2005 roku. Wydaje się to być założeniem błędnym. Nastroje na rynku są nadal krańcowo euforyczne.
We wtorek NBP poinformował, jaki był bilans płatniczy za wrzesień. Zazwyczaj takie dane wywołują na świecie duże wahania na rynku walutowym, ale u nas jest sytuacja bardzo specyficzna, bo NBP zmienił kilka miesięcy temu metodologię liczenie i wszystkie dane są traktowane z dużą podejrzliwością. W tej sytuacji zdecydowanie bardziej istotna była weryfikacja poprzednich danych. Nadwyżka za sierpień została zrewidowana do 324 mln euro. We wrześniu mieliśmy do czynienia z deficytem w wysokości 224 mln euro. Rynek czeka już zapewne na dane po rewizji. Inwestorzy skupili się na wzroście eksportu do 6,1 mld euro z 5,3 mld miesiąc wcześniej.
W godzinach porannych euro kosztowało ok. 4,2150 zł, a dolar 3,18 zł. O godz. 16.30 jeden dolar wyceniany był na 3,1520 złotego, a jedno euro na 4,1970 złotego (odchyl.– 12,90 proc.).
Krótkoterminowa prognoza
Trudno w środę oczekiwać innego niż we wtorek obrazu rynku. Nie widać na horyzoncie niczego, co mogłoby złotego załamać. Kolejne wsparcie (bardzo poważne) na EUR/PLN jest na poziomie 4,14 zł. Sygnałem sprzedaży złotego byłoby przełamanie w górę 4,26 zł za euro. Dolar opuścił kanał trendu spadkowego i ruszył ku 3,14 zł. Sygnałem sprzedaży złotego byłoby pokonanie linii trendu, czyli poziomu 3,20 zł.
RYNEK MIĘDZYNARODOWY
EUR/USD
Dolar ciągle w trendzie spadkowym
W poniedziałek kolejny dzień, kiedy wyraźnie taniały amerykańskie obligacje. Wniosek był oczywisty – zagranica opuszcza amerykańskie rynki finansowe. Stąd był już tylko krok do powrotu dolara blisko piątkowych szczytów i do przewagi podaży na rynkach akcji. Sytuację pogorszył Bill Gross ,szef największego na świecie funduszu obligacji Pimco, stwierdzając, że inwestorzy powinni być „bardzo ostrożni”, jeśli chodzi o amerykańskie obligacje. Sytuacja zrobiła się bardzo podbramkowa – gdyby wraz z obligacjami zaczęły mocniej tanieć akcje to ucieczka z dolara mogłaby przybrać formę paniki.
We wtorek na rynki napłynęła fala danych makro zarówno z Eurolandu jak i USA. Europejskie dane o inflacji oraz indeksach nastroju biznesu i konsumentów były zgodne z prognozami i nie wpłynęły na rynek. Jednak już przed 13.00 popyt zaatakował nie czekając na amerykańskie dane i EUR/USD zbliżyło się do ostatnich szczytów. PKB i deflator w trzecim kwartale były bliskie prognoz, ale PKB wzrósł nieco więcej niż prognozowano (3,9 proc., przy prognozach 3,7 proc.), a sprzedaż detaliczna była większa od prognoz (5,1 vs 4,6 proc.). Nie powinno to wpłynąć na osłabienie dolara, ale byki dalej wzmacniały euro. Indeks Chicago PMI pokazał jak rozwijała się w listopadzie gospodarka w regionie (wyniósł 65,2 pkt ).
Będzie traktowany jako zapowiedź podobnego indeksu (ISM) dla całej gospodarki – te dane zostaną opublikowane w środę.
Indeks zaufania konsumentów Conference Board spadł do 90,5 pkt, jednak nieznacznie w porównaniu do prognoz, więc nie wpłynęło to na rynek.
O godz. 16.30 jedno euro było warte 1.3315 dolara, a jeden dolar wyceniany był na 102,60 jena.
Krótkoterminowa prognoza
W środę znowu na rynek dotrą ważne dane makroekonomiczne. Europejskie indeksy PMI pokazujące jak rozwijał się w listopadzie sektor produkcyjny jedynie nieznacznie wpłyną na nastroje, ponieważ bardzo często są lekceważone. W każdym razie teoretycznie im lepsze dane tym lepiej dla euro. Potem dopiero zaczną się emocje. Wywołają je trzy kolejne raporty z USA. Pierwsze będą dane o październikowych wydatkach i przychodach Amerykanów. Zdecydowanie bardziej istotne będą wydatki, bo to one pomagają gospodarce. Im będą wyższe tym lepiej dla dolara i akcji. Półtorej godziny później dowiemy się, jaki był w listopadzie odczyt indeksu ISM w sektorze produkcyjnym. I znowu im wyżej tym lepiej dla dolara i akcji. Dzień zakończy Beżowa Księga (raport Fed o stanie gospodarki). W niej inwestorzy będą szukali potwierdzenia, że gospodarka się nadal szybko rozwija, a inflacja nie stanowi zagrożenia. Jak widać danych makro jest bardzo dużo, są ważne dla rynku i nie ma możliwości powiedzieć jakie będą i co ważniejsze, jak wpłyną na rynki. Pora roku powinna pomagać bykom, więc wystarczyłoby, żeby na przykład wydatki Amerykanów wyraźnie wzrosły, a w Beżowej Księdze były informacje zgodne z oczekiwaniami inwestorów, żeby akcje wzrosły, a dolar się wzmocnił.
Długoterminowy trend na osłabienie dolara nadal obowiązuje. W krótkim terminie wsparciem jest poziom 1,306 USD. Pierwszym oporem jest 1,35 USD.
Raport przygotowali:
Piotr Kuczyński
Marek Węgrzanowski
Warszawska Grupa Inwestycyjna S.A.