Po niemrawym przebiciu przez indeks WIG20 poziomu 1800 pkt wielu komentatorów popadło w kasandryczne nastroje i zaczęło wypatrywać nasilenia zniżek. Jednakże styl tego dość długiego obsuwania przy mizernym obrocie od początku nasuwał wątpliwości co do trwałości opuszczenia kanału 1800-2000 pkt.
Początek nowego tygodnia ratuje skórę posiadaczy akcji, dzięki czemu kilkumiesięczne już status quo zostało zachowane (zdołano nieznacznie naruszyć lokalne dołki wyznaczone w maju, co okazało się fałszywym sygnałem byczej rejterady). Analogiczny test miał miejsce swoją drogą na wskaźniku S&P500, który również zdołał powrócić w rejon 900 pkt, aspirujący do średnioterminowego punktu równowagi.
Wtorkowa sesja obfituje we wzrosty zapoczątkowane już wczoraj po południu za granicą, a ubytek punktów indeksowych wynikający z odjęcia prawa do dywidendy z KGHM został z nawiązką nadrobiony. Globalną poprawę sentymentu przypisuje się optymistycznej ocenie banku Goldman Sachs przez jedną z wpływowych analityczek, a na ile ta indukowana radość będzie trwała okaże się po dziś publikowanym kwartalnym wyniku tego właśnie giganta.
Obserwowane ocieplenie nastrojów to dalszy ciąg stąpania po cienkim lodzie uformowanym z ogółu nadziei na zakończenie recesji. Bezdyskusyjne są symptomy zmniejszenia tempa spadku PKB, wszak to za słaby katalizator powrotu solidniejszych wzrostów. Powagę sytuacji zdradzają przemówienia amerykańskiego sekretarza skarbu Timothy Geithnera, który (wizytując obecnie Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie) podkreśla ostry charakter kryzysu i oczekuje ożywienia przerywanego ponadnormatywnymi wahaniami lub negatywnymi szarpnięciami.
Ogromny rozmiar deficytu budżetowego USA, szacowanego w br. na 1,8 biliona dolarów przekłada się na zwiększone potrzeby pożyczkowe kraju, a skuteczne uplasowanie długu wymaga z kolei stabilnego sentymentu wokół amerykańskiej waluty. Wychwalanie „szejkanatów” za dywersyfikację ich gospodarek należy uznać za kluczowy zabieg dyplomatyczny w czasach idealnych na odegranie wiekopomnej misji ratowania całego świata przed ekonomicznym kataklizmem. To, czy nastąpi kolejny happy end typowy dla końcówek hollywoodzkich produkcji filmowych, okaże się za kilka kwartałów.
W bieżącym tygodniu dość napięty kalendarz danych makroekonomicznych przeplatać się będzie z napływającymi wynikami finansowymi dużych korporacji. Opublikowana właśnie dynamika sprzedaży detalicznej w USA nie rozczarowała (wzrost o 0,6 proc.) Spośród ważniejszych danych należy wymienić skalę wzrostu lub spadku produkcji przemysłowej, której może pomóc obserwowane zmniejszenie zapasów w magazynach. Z punktu widzenia przyszłej polityki monetarnej istotne są również tendencje cenowe po stronie producentów i konsumentów (pierwszy z tych odczytów był już dziś i przebił prognozy; drugi natomiast jutro).
W czwartek poznamy saldo przepływów kapitałów do USA, co może solidnie zatrząść notowaniami dolara gdyby miała tu miejsce negatywna niespodzianka. Ostatni dzień tygodnia to najnowsze dane (za czerwiec) z pierwotnego rynku nieruchomości, okraszone branżowym wskaźnikiem koniunktury obliczanym przez stowarzyszenie NAHB. Odnośnie kwartalnych wyników finansowych, oprócz wspomnianego GS dziś pochwalą się m. in. Intel oraz Johnson&Johnson; w czwartek JP Morgan, IBM i Nokia, natomiast w piątek uznawany za gospodarkę w pigułce konglomerat General Electric, a także Citigroup wraz z Bank of America. Jakikolwiek ewentualny zysk stanowić powinien pożywkę dla zakupów akcji, choć ich trwałość to już zupełnie inna sprawa.
Na naszym podwórku pilnie obserwowane będą czerwcowe dane o przeciętnym wynagrodzeniu (publikacja w czwartek o 14), jak również dobę później dowiemy się o ile spadła produkcja przemysłowa (typuje się ok. 6 proc.). Sumaryczny bilans tak dużej liczby rozstrzygnięć w bieżącym tygodniu jest ciężki do oszacowania, choć po niedawnym ochłodzeniu wygląda na to, że ponownie nagromadził się głód wzrostów.
Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions