Były lepsze od oczekiwań. Raport o PKB w drugim kwartale był weryfikacją już publikowanych danych. Spodziewano się, że wzrost będzie większy niż wcześniej opublikowany, ale oczekiwano, że weryfikacja podniesie odczyt z 1,9 do 2,7 procent. Tymczasem podniosła aż do 3,3 procent. Inwestorzy doskonale wiedzą, że to zwroty podatkowe podkręciły koniunkturę. Wiedzą też, że ten czynnik zniknie w drugiej połowie roku. Poza tym weryfikacja ta wynikała przede wszystkim z większego niż oczekiwano eksportu i mniejszego spadku zapasów. Mocniejszy dolar rolę tego pierwszego czynnika zmniejszy, a większe zapasy nie są dobrą informacją skoro popyt ma się zmniejszyć. Jednak tak duża weryfikacja musiała zrobić na graczach wrażenie. Neutralne były dane o ilość noworejestrowanych w ostatnim tygodniu bezrobotnych – spadła do 425 tys. (tyle oczekiwano).
Prawdę o tych danych makro zobaczyć możemy na rynku walutowym. Przed ich publikacją kurs EUR/USD rósł, tuż po publikacji zaczął spadać, ale już po 30 minutach znowu ruszył na północ. Dolar tracił, a przecież bardzo dobre dane powinny były go umacniać. Po prostu gracze na rynku walutowym wiedzą, że to są dane, których na tym poziomie rynki długo nie zobaczą. Co prawda po 16.00 kurs EUR/USD zaczął spadać, ale to już była całkiem inna historia. Po prostu gwałtownie taniała ropa. W ciągu 2 godzin staniała ze 120 do 114 dolarów. Mało kto przejmował się huraganem Gustav. Najważniejsze były …. zapasy gazu. Okazały się być tak duże, że jego cena runęła na południe (spadała nawet o 10 procent). To właśnie spadek ceny gazu pociągnął za sobą ropę, a ta z kolei dolara.
I właśnie duży spadek ceny ropy najbardziej pomógł posiadaczom akcji. Owszem, wzrost PKB miał jakiś udział w poprawie nastrojów, ale komentarze były naprawdę jednoznaczne – to wydarzenie, które długo się nie powtórzy. Pomagała też zmiana trzech członków kierownictwa Fannie Mae (łącznie z dyrektorem finansowym) oraz kolejny analityk (tym razem z Lehman Brothers), który zapewniał, że Fannie Mae ma wystarczająco dużo kapitału i nie potrzebuje wsparcia rządowego. Poza tym o 20 procent drożały MBIA (największy ubezpieczyciel obligacji) – powodem było to, że zawarł umowę z Financial Guaranty Insurance na ubezpieczenie obligacji municypalnych na sumę 184 mld USD.
Fannie Mae, MBIA, ropa i PKB oraz (ostatnie, ale nie co do znaczenia) kończące tydzień „window dressing” przy braku negatywnych informacji to mieszanka, która musiała doprowadzić do dużego wzrostu indeksów. I tak, na trzy razy, odrobiony został z nadmiarem spadek z poniedziałku. Jesteśmy znowu w tym samym punkcie, z którego zaczynaliśmy tydzień. Trend boczny nadal obowiązuje, ale powrót S&P 500 do kanału trendu wzrostowego daje większe szanse bykom.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję od niewielkiego spadku indeksów, ale prawie natychmiast popyt wkroczył do działania podnosząc WIG20. Najmocniejszy był sektor bankowy. Pomagały naszemu rynkowi odbijające indeksy na innych giełdach europejskich. Jednak MWIG40 nadal był bardzo słaby i spadał. Rynek bardzo szybko zastygł w marazmie i trwał w nim do czasu publikacji danych makro w USA. Wtedy to byki natychmiast skorzystały z okazji, którą były dużo lepsze od oczekiwań dane. WIG20 błyskawicznie wystrzelił do góry. Nadal najsilniejsze były banki, ale dołączył się też sektor surowcowy, a obrót dynamicznie rósł.
Widać było, że gracze w Polsce, tak zresztą jak i na całym świecie czepiają się każdej, lepszej od oczekiwań informacji, żeby podnieść indeksy. W czasie jednej sesji odrobione zostały straty z dwóch poprzednich. Co bardziej istotne bardzo wzrósł obrót. Spadek indeksów na małym obrocie i wzrost na dużym jest „byczym” sygnałem. Byki stoją dzisiaj przed dużą szansą. Zarówno WIG jak i WIG20 dotarły do górnego ograniczenia wąskiego, miesięcznego kanału trendu spadkowego (takiej długiej flagi). Jeśli uda się wybić na dużym obrocie z tego kanału to droga do kolejnego testy poziomu 2.750 pkt. będzie otwarta.