Dzisiaj odbędzie się u nas przetarg zamiany obligacji, ale musiałby on być wyjątkowo nieudany, żeby znalazł przełożenie na rynek walutowy. Rynek akcji tego przetargu nawet nie zauważy. Przypuszczam, że żaden z rynków nie zauważy też raportu GUS dotyczącym koniunktura gospodarczej w przemyśle, budownictwie, handlu detalicznym. To raport istotny z fundamentalnego punktu widzenia i z pewnością wart analizy, ale gracze nigdy na ten raport nie reagują, więc i tym razem też tak będzie. Rynek nie reaguje też nigdy na raport o inflacji bazowej, ale dzisiaj może być inaczej. Po danych o wyższej od prognoz CPI i PPI to ostatni raport o inflacji w lipcu. Jeśli i tutaj okaże się, że inflacja bazowa wzrosła mocniej niż prognozowano (1,1 proc.) to rynek dojdzie do wniosku, że RPP już w grudniu podniesie stopy, a to zaszkodziłby rynkowi obligacji i mogłoby zaszkodzić złotemu i akcjom.
A we wtorek na początku sesji rynek akcji podążał za rosnącymi indeksami Eurolandu. Nadal dobrze zachowywał się sektor bankowy i surowcowy. Na rynek akcji negatywnie wpłynęła publikacja danych z Niemiec, co nie może dziwić, bo jeśli tam gospodarka zwolni to i naszą też to wkrótce będzie czekać. Indeksy wróciły do okolic poniedziałkowego zamknięcia, ale, w sytuacji, kiedy akcje w Eurolandzie traciły, nasz rynek nadal zachowywał się bardzo dobrze. Potwierdził to w końcówce sesji, bo indeksy wzrosły i to całkiem wyraźnie.
Trzeba jednak zauważyć, że obrót, podobnie jak w poniedziałek, był bardzo mały, a na spółkach z WIG20 można powiedzieć, że wręcz mikroskopijny. Wzrost na takim obrocie nie ma praktycznie żadnego znaczenia, bo najmniejsza nawet podaż bardzo szybko i gwałtownie może zmienić sytuację. Jak widać chcemy po prostu dotrwać do końca lata w krótkoterminowym trendzie bocznym, a jak się uda to podciągnąć indeksy jak najwyżej. O takim rynku można powiedzieć tylko jedno i ciągle to samo – to zabawa dla ryzykantów, którzy grają mając świadomość, że targają tygrysa za wąsy.
Dzisiaj nie dostaniemy zapewne impulsów ze świata, więc prawdopodobnie będziemy wpatrywać się w ceny surowców szukając tam inspiracji. Rano ceny surowców lekko spadały. Dla miedzi zagrożeniem jest pogłoska mówiąca o tym, że właściciele chilijskiej kopalni miedzi Escondida chcą zatrudnić nowych robotników, którzy zastąpiliby tych strajkujących, Przedstawiciel właścicieli odmówił komentarza. Bardziej logiczne byłoby, gdyby indeksy lekko spadły, ale sytuacja techniczna jest taka, że wzrost wygenerowałby sygnał kupna, a to z kolei podniosłoby obrót taki sygnał uwiarygodniając. Widać, że, jak zwykle na nudnym rynku, trzeba zachować szczególną uwagę.
Raport instytutu ZEW przecenia euro
W Eurolandzie wtorkowa sesja rozpoczęła się spokojnym wzrostem indeksów. Pomagały rynkowi zarówno spółki surowcowe jak i zdecydowanie niewinna poniedziałkowa korekta na rynkach amerykańskich. Rynek walutowy też nie szkodził akcjom, bo kurs EUR/USD stabilizował się. Tak sytuacja trwała do 11.00, kiedy to dowiedzieliśmy się, że zamówienia przemysłowe spadły w strefie euro aż o -2.5 proc., a indeks koniunktury niemieckiego instytutu ZEW zanurkował do poziomu minus 5,6 pkt. (oczekiwano spadku z 15,1 do 12,1 pkt.). Co prawda rynek woli oceny prezentowane przez zdecydowanie bardziej opiniotwórczy instytut Ifo, ale tak gwałtownego załamania nie mógł zlekceważyć. Kurs EUR/USD ruszył gwałtownie na południe, a indeksy giełdowe wróciły do poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Pogorszyła nastroje dość dziwna informacja zgodnie z którą jedna z rumuńskich platform wiertniczych w Zatoce Perskiej została zaatakowana przez irański śmigłowiec wojskowy. Był to jednak tylko pretekst, bo w późniejszych serwisach już nic się o tej sprawie nie mówiło.
W USA nie było we wtorek publikacji istotnych raportów makroekonomicznych, więc rynki skupiły się na wypowiedziach członków Fed oraz geopolityce. Wypowiadali się szefowie Fed z Atlanty (Jack Guynn) i Chicago (Michael Moskow). Na to, co mówił Jack Guynn rynek nie zareagował, bo po pierwsze nie powiedział nic nowego, a po drugie (i to było chyba ważniejsze) zapowiedział, że 1 października przechodzi na emeryturę. Niemiłe zaskoczenie spotkało graczy ze strony Michaela Moskow. Powiedział on, że nie wyklucza następnych podwyżek, bo „ryzyko pozostawania inflacji na zbyt wysokim poziomie jest większe niż ryzyko zbyt dużego spowolnienia gospodarczego. Może więc być potrzebne dodatkowe zacieśnienie polityki monetarnej, które w rozsądnym czasie sprowadzi inflację do pożądanego poziomu”. Właśnie po tej wypowiedzi indeksy giełdowe, którym do tej chwili pomagało podniesienie rekomendacji dla AMD przez Bear Stearns, zmieniły kierunek.
Wydawałoby się, że skoro rynek akcji tak zareagował to wzrośnie rentowność obligacji, a dolar się wzmocni, ale reakcja tych rynków pokazała, że tak naprawdę wypowiedzi Michaela Moskow nikogo zbytnio nie przestraszyły. Rentowność obligacji nawet lekko spadła (gdyby rynek bał się podwyżki stóp to by wzrosła). Dolar i tak sporo już zyskał do czasu wypowiedzi szefa Fed z Chicago, bo rynek ciągle reagował na publikację nienieckiego instytutu ZEW, a poza tym odbiło się czkawką to, że byki nie potrafiły w poniedziałek przełamać poziomu 1,2904 USD. Po wypowiedzi kurs EUR/USD lekko spadł, ale potem dosyć szybko wrócił do poziomu zbliżonego do tego sprzed wystąpienia.
Drugim elementem ważnym dla rynków była geopolityka. Iran, tak jak oczekiwano przekazał odpowiedź na propozycje sześciu państw (członkowie RB ONZ plus Niemcy), ale była ona dosyć niejasna. Z tego, co zostało opublikowane wynika, że nie było w przesłanym dokumencie wzmianki o programie wzbogacania uranu, a to było dla rynków najważniejsze. Było za to zapewnienie, że Iran jest gotowy rozpocząć „poważne rozmowy” na temat oferty „szóstki”. Nie było to w każdym razie odrzucenie oferty, a to, w połączeniu z silniejszym dolarem, musiało obniżyć cenę ropy (nieznacznie). Staniały też (równie nieznacznie) złoto i miedź.
Rynek akcji stosunkowo szybko zapomniał o wystąpieniu Michaela Moskow i indeksy zawróciły z całkiem już wyraźnych minusów. Zakończenie sesji było neutralne, ale wolumen pozostał bardzo mały. Ta sesja nie wniosła nic nowego do obrazu żadnego z rynków.
Dzisiejsze dane o sprzedaży domów na rynku wtórnym w USA mogą wpłynąć na rynek, ale tylko wtedy, jeśli dane będą naprawdę bardzo złe. Gracze mogą wtedy zaprzestać ciągłego dyskontowania zatrzymania cyklu podwyżek stóp w USA i przełączyć się w tryb pracy „strach przed stagnacją”. Mogą zaprzestać, ale nie muszą, bo nikt nie wie, kiedy rynek w końcu zmieni swój modus operandi. Dane dobre powinny zostać zlekceważone przez rynek akcji, ale pomogłyby dolarowi. Raport o tygodniowej zmianie w zapasach ropy i paliw w USA jak zwykle będzie wykorzystany w zależności od potrzeb. Same dane będą miały niewielkie znaczenie. W sytuacji, kiedy czekamy na to, co zrobi tak naprawdę Iran, a potem Rada Bezpieczeństwa ONZ trudno będzie o istotny spadek ceny ropy.