Rynek akcji od początku sesji tracił. Piątkowe przełamanie ważnego wsparcia technicznego i nadal taniejąca miedź doprowadziły do ponad czteroprocentowej przeceny. Szkodziło również właścicielom akcji niespokojne zachowanie innych rynków europejskich. Nawet zwrot na rynku miedzi i rosnąca cena ropy nie pomagała WGPW. Zbyt duża była techniczna waga przełamania przez WIG20 wsparcia na poziomie 2.750 pkt. Teraz stało się ono oporem. Bardzo mocnym oporem. Tak duże spadki w sytuacji, kiedy na świecie niewiele się działo, a indeksy w Eurolandzie (w krajach strefy euro) traciły przed sesją w USA niezbyt mocno były jednak chyba nie tylko reakcją na przełamanie wsparcia. Można się obawiać, że Polacy zaczęli umarzać jednostki uczestnictwa w funduszach. Jeśli tak to skutkiem takiego procesu może być jeszcze większa panika, bo fundusze będą zmuszone sprzedawać.
Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z korektą całej kilkuletniej hossy. Pozostaje pytanie o to, jaki będzie jej zakres i czas. Na wykresie WIG20 i WIG widać wyraźną strukturę trzech fal. Spadek od 11 do 24 maja to podfala „a”, wzrost do 5 czerwca to podfala „b”, a teraz trwa spadkowa podfala „c”. Widzimy więc klasyczny zygzak korekcyjny, który (przy założeniu równości fal) mógłby się skończyć w okolicach 2.400 pkt. Niejeden technik powie, że skoro widać taką strukturę to znaczy, że koniec korekty jest już w zasięgu wzroku. Ja uważam, że jest w zasięgu wzroku koniec dużej fal A (spadkowej) korekty całej hossy. Po niej powinna nastąpić wzrostowa fala B (letnia hossa?), a potem duży spadek, czyli fala C. To, czy rozpocznie się już dzisiaj wzrostowa fala B, czy kontynuowana będzie fala „c” zależy od amerykańskich danych o inflacji.
W nocy miedź i ropa kontynuowały wczorajsze spadki, a trzeba też brać pod uwagę jeszcze jeden czynnik – niekorzystny dla byków. W Polsce publikacji co prawda danych nie ma, ale w czwartek jest święto, a piątek zapewne będzie dniem z bardzo małym obrotem. W takiej sytuacji gracze, którzy nie chcą się martwić w czasie długiego weekendu zmniejszają zawartość akcji w portfelach. Nie czekają do ostatniego dnia tylko robią to dzień, dwa wcześniej. To jest na dzisiaj poważne zagrożenie, ale i tak nie unikniemy reakcji na dane o amerykańskiej inflacji. Jeśli będzie niewielka to indeksy wzrosną. W każdym razie zaczniemy sesję spadkiem w reakcji na amerykańską sesję i przecenę surowców.
Rynki boją się spowolnienia gospodarczego
W poniedziałek europejskie rynki finansowe przygotowywały się do danych o amerykańskiej inflacji. Kurs EUR/USD spadał tak, jakby gracze bali się dużego jej wzrostu. Indeksy giełdowe też spadały, chociaż nie tak jak w Polsce. Był to raczej po prostu brak popytu, który za bardzo bał się danych o inflacji, żeby miał ryzykować. Ciekawie przed sesją w USA zachowywał się rynek surowców. Wydawałoby się, że wzmacniający się dolar i obawy przed danymi o inflacji powinny nadal przeceniać ceny surowców, ale tak się nie stało. Ceny miedzi i złota rosły. Wyglądało to tak jakby gracze na tych rykach spodziewali się, że raport o inflacji zmniejszy obawy związane z podwyżkami stóp. Nie dziwił jedynie wzrost ceny ropy. Pogorszyła się bowiem sytuacja geopolityczna, bo rzecznik irańskiego rządu zapowiedział, że Teheran nie zamierza rezygnować z prawa do wzbogacania uranu. Po wejściu Amerykanów do gry sytuacja zmieniła się.
Zachowanie rynków w USA bardzo mnie zaskoczyło. Wydawało się wręcz pewne, że brak istotnych danych makroekonomicznych i czekanie na wtorkowy raport o inflacji zapewnią stabilizację na rynkach. Po co sprzedawać, skoro już następnego dnia może się okazać, że trzeba gwałtownie kupować? Poza tym rynki nie dostały przecież praktycznie żadnych nowych impulsów. Owszem wypowiadało się kilku członków Fed, ale nie powiedzieli nic nowego. Praktycznie powtórzyli to, co ich koledzy mówili w zeszłym tygodniu. Tak złych nastrojów nie widziałem na amerykańskich rynkach akcji od przełomu 2002/2003 roku.
Bardzo rozsądnie zachowywał się rynek obligacji. Rentowność zmieniała się kosmetycznie – tutaj rzeczywiście widać było, że rynek czeka na ważne dane. Można powiedzieć, że rynek walutowy też już tylko czekał. Przedpołudniowe wzmocnienie dolara w drugiej połowie dnia znacznie się zmniejszyło. Pomogły w tym bardzo słabe dane o deficycie budżetowym USA – był o 10 procent wyższy od prognoz. Rosnące przed sesją w USA ceny surowców wróciły pod wpływem do zniżki kursu EUR/USD do spadków.
Generalnie rynek surowców i akcji najwyraźniej bardzo boi się spowolnienia gospodarczego. Powiedziałbym, że boi się nadmiernie i wręcz panicznie. Najlepiej pokazuje to reakcja na znakomite wyniki banku inwestycyjnego Lehman Brothers – kurs spółki mocno spadał, bo gracze bali się, że to ostatni tak dobry raport w sytuacji, kiedy indeksy giełdowe tracą. Normalną reakcją była zniżka kursu Walt Disney – wpływ obniżenia rekomendacji przez Citigroup. Nie pomagało jednak indeksowi NASDAQ podwyższenie przez Merrill Lynch rekomendacji dla Genentech. Wręcz odwrotnie – indeks NASDAQ spadał najmocniej, co jest wyrazem obawy o stan gospodarki USA. Spółki z NASDAQ zyskują najbardziej w fazie ożywienia gospodarczego.
Po sesji przemawiał jeszcze Szef Fed Ben Bernanke, ale nie powiedział nic nowego na temat polityki monetarnej. Zachowanie rynków w USA wywołało w nocy dalsze przeceny na rynkach azjatyckich. Taniały też nadal surowce. Wyglądało to tak jakby nikt już nie czekał na dane o amerykańskiej inflacji. To zachowanie paniczne i łatwe do chwilowego, chociaż zapewne krótkoterminowego odwrócenia. Potrzebne są jednak dzisiaj i jutro dane o małej inflacji w Stanach.
Wtorek jest bardzo ważnym dniem dla rynków finansowych na całym świecie. Dowiemy się bowiem, o ile wzrosła inflacja w cenach producenta w USA (PPI) – w środę zostaną opublikowane analogiczne dane o inflacji w cenach konsumenta (CPI). Przedtem, niejako na przekąskę, dowiemy się jak koniunkturę w czerwcu oceniają respondenci niemieckiego instytutu ZEW. Teoretycznie im wyższa będzie wartość tego indeksu tym lepiej dla euro, ale oczekiwanie na dane z USA znacznie ograniczy reakcję rynków.
Przejdźmy więc do tych amerykańskich danych. Gracze powinni szczególną uwagę zwrócić na inflację bazową, bo to o niej mówili wszyscy przedstawiciele Fed. Uważam, że takie skupianie się na inflacji bazowej, w sytuacji, kiedy ropa pozostanie droga nie ma zbyt wiele sensu, ale dla rynków nie liczy się to, co ma największy sens, a jedynie to, o czym najwięcej się mówi. Można przewidzieć reakcję rynku, ale nie wiemy jak mocno i w którą stronę będą realne dane odbiegały od prognoz. Jeśli inflacja bazowa będzie zdecydowanie wyższa od 0,1 proc. (np. 0,3 proc.) to ucierpią akcje i surowce, a skorzysta dolar. Niższa lub niewiele odbiegająca od prognoz inflacja będzie miała oczywiście odwrotny wpływ. Warto wziąć jednak pod uwagę, że szczególne znaczenie miałyby dane o bardzo małej inflacji. Po tak dużych spadkach indeksów wywołałyby one piorunujące skutki, a indeksy giełdowe mocno by wzrosły.
Kolejne raporty mogą stanowić impuls dla rynków wtedy, gdyby dane o PPI nie odbiegały od prognoz. Wtedy bardzo obserwowana będzie majowa sprzedaż detaliczna w USA. Ponieważ ekonomiści zaczynają już dyskutować o tym, czy możliwe jest wejście gospodarki USA w stagflację to, sprzedaż (ta bez samochodów) musiałaby być wysoka żeby pomóc akcjom. W takim przypadku zyskałby również dolar. Słabe dane zaszkodziłyby dolarowi, ale niekoniecznie akcjom – zmniejszyłaby się obawa o kontynuowanie cyklu podwyżek stóp. Na tle tych wszystkich raportów dane o zapasach w amerykańskich firmach nie będą miały żadnego znaczenia. Dla rynku akcji ważne będą za to raporty kwartalne Best Buy (sektor sprzedaży detalicznej) i Goldman Sachs (sektor finansowy).
Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi