Początek dało czekanie na wystąpienie szefa Fed. Jednak wcześniej pojawiła się informacja o chętnym do kupna Lehman Brothers. Państwowy bank koreański (Korea Development Bank) oświadczył, że rozważa (podkreślam: rozważa!) kupno tej firmy. Jest to dla Koreańczyków jedna z możliwości dokonania akwizycji. Oczywiście kurs Lehman Brothers wystrzelił w górę i nic w tym dziwnego, skoro być może znajdzie się zbawca (wcale niewykluczone, że działający na zlecenie Amerykanów). Dziwne było jednak co innego – do góry ruszył cały sektor finansowy (za wyjątkiem akcji Fannie Mae i Freddie Mac, którym Moody’s Investors Service obniżył rating). Przecież Koreańczycy, Chińczycy i inne nacje wszystkich banków amerykańskich nie wybawią… A jeśli wybawią, to czy będą to jeszcze banki amerykańskie?
Podobnie śmieszne było twierdzenie, że zwyżka jest reakcją na wystąpienie Bena Bernanke, szefa Fed w Jackson Hole (USA) – podczas dorocznego spotkania szefów banków centralnych. Cokolwiek byście Państwo czytali na ten temat to nie dajcie się zwieść – szef Fed nie powiedział nic nowego. Owszem, stwierdził, że spadek cen surowców, stabilny dolar oraz spowolnienie gospodarki powinny zmniejszyć dynamikę wzrostu inflacji w 2009 roku. Stwierdził też, że „w średnim terminie obawy banku centralnego związane z wzrostami cen pozostają niezłagodzone”. Co w tym nowego? Dokładnie nic, bo szef Fed mówi to od przynajmniej pół roku. Komentatorzy twierdzą, że rynek ucieszył się, bo taka wypowiedź w zasadzie wyklucza podwyżkę stóp w tym roku, ale przecież to też gracze od dawna wiedzą. Ja sam piszę o tym od miesięcy.
Jeśli rzeczywiście mam rację i przytaczane w komentarzach powody dużych wzrostów indeksów nie są nimi naprawdę (chociaż z pewnością bykom pomagały) to, co wprawiło graczy w szampański humor? Sekwencja była prosta. Osuwający się od początku sesji kurs EUR/USD (korekta czwartkowych wzrostów) obniżał ceny surowców, a szczególnie ropy. Po informacji o Lehman Brothers jasne było, że akcje będą drożały, a to wzmocniło dolara. To z kolei dalej obniżało ceny ropy pomagając akcjom, które pomagały dolarowi i tak w koło Macieju. Wystąpienie szefa Fed nie miało z tym nic wspólnego. Przecież, jeśli podwyżki stóp nie będzie to dolar powinien był stracić, a on zyskiwał.
Duży spadek ceny ropy (blisko 6 procent) przekonał graczy, że czwartkowy wzrost był tylko korektą. Do końca zresztą zdezawuował komentarze, w których w czwartek twierdzono, że wzrost cen ropy ma coś wspólnego z sytuacją geopolityczną. Rosja w piątek oświadczyła, że zawiesza współpracę z NATO. Okręty natowskie wpływają na Morze Czarne, a ropa gwałtownie tanieje. Gdzie tu wpływ geopolityki? Tak czy inaczej, dzięki wzrostowi indeksów część strat z tego tygodnia została odrobiona, a S&P 500 wrócił do kanału trendu wzrostowego, co daje szansę na jego kontynuację.
GPW rozpoczęła piątkową sesję zgodnie z oczekiwaniami – indeksy wzrosły, ale dość szybko początkowy entuzjazm został przez podaż skontrowany. Niewielkie zwyżki jednak nie znikły, a popyt zaczął budować na nich systematyczny wzrost indeksów. Byki wykorzystywały to, że rosły indeksy na innych giełdach. Wszyscy czekali na prezent, który wręczy im w swoim wystąpieniu szef Fed. Jednak już wczesnej, po informacji o Lehman Brothers indeksy szybko ruszyły do góry. Udało się zamknąć sesję 1,5 procentowym wzrostem WIG20, ale mały obrót znacznie zmniejsza prognostyczną wartość tego wzrostu. Dzisiaj jednak powinniśmy rozpocząć sesję wzrostem (zachęcenie zwyżkami w USA). Co prawda przyczyna tych zwyżek jest śmieszna, ale z rynkami się nie dyskutuje. Jeśli w USA będzie kontynuowana letnia zwyżka (jeśli indeksowi S&P 500 uda się przełamać 1.305, a najlepiej 1.315 pkt.) co jest bardzo prawdopodobne to u nas indeksy też będą rosły. Jednak bez wzrostu obrotów na duże zwyżki nie ma co liczyć.