Otwarcie było takie, jakiego można się było obawiać. Nie pomyliłem się pisząc „obawiać”. Pamiętam, że kiedy usłyszałem jak otworzyła się sesja (byłem na urlopie) to powiedziałem sobie „zbyt duży optymizm – to może się źle skończyć”. Po prostu bardzo groźne dla rynku jest ogólne przekonanie, że teraz indeksy muszą już tylko rosnąc, więc akcje trzeba kupować za każdą cenę. Oczywiście nie musiało się to skończyć tragicznie, ale nie było to otwarcie pożądane. Wzrost na początku sesji nie o ponad 4 procent, a o 1 – 2 procent i potem mozolne zdobywanie terenu byłby dla obozu byków dużo lepszy.
Stało się jednak inaczej, co wymusiło wpierw stabilizację, potem powolne osuwanie, a na fixingu ucieczkę z akcji, która z ponad 2 procent zwyżki zostawiła tylko mizerne 0,65 proc. Jeszcze gorzej zachował się węgierski BUX, co sygnalizuje (jeśli nie jest to jedynie wpływ dnia wygasania kontraktów), że kapitał nadal jest do rynków rozwijających się nastawiony bardzo źle. Niedobrze wygląda też (mimo piątkowej korekty) złoty, a zdecydowanie coraz gorzej nasze obligacje, a to zdecydowanie nie jest oznaka zainteresowania kapitału zagranicznego naszym rynkiem. Jeśli chodzi o akcje to warto pamiętać, że na przykład ceny miedzi rosły, ale na razie jest to tylko ruch powrotny do linii szyi podwójnego szczytu, który zapowiadał (słusznie) duże spadki. Jeśli nie uda się powrócić nad tę linię to technicy zaczną wyprzedawać miedź. Podobano sytuacja jest widoczna na wykresie EUR/USD. Gdyby zaś dolar zaczął się znowu wzmacniać to surowce ucierpią, a wraz z nimi rynki rozwijające się.
W poniedziałek rano powstał taki właśnie niekorzystny układ. Dolar się wzmacniał, a surowce taniały. Tłumaczono czekaniem na wystąpienie kolejnego członka Fed, ale to jest całkowicie bezsensowne tłumaczenie. Nie ma możliwości, żeby rynek gwałtownie reagował na wiele godzin przed pojawieniem się ludzi z Fed, którzy przecież już z całą pewnością nic nowego nie powiedzą. Po prostu działa sytuacja techniczna EUR/USD (niekorzystna dla kursu) i wzrost rentowności obligacji amerykańskich w ostatnich dniach. To bardzo niedobry układ dla naszego rynku. W dalszym ciągu jednak na indeksach WIG i WIG20 widać dwie świece zbliżone do świec – młotów, które bardzo często zmieniają trend na wzrostowy. Mimo bardzo słabej sesji w piątkowej z pewnością utwardzają wsparcie, które dla indeksu WIG20 lokuje się w okolicach 2.450 pkt. Dopóki te sygnały kupna nie zostaną anulowane to byki mają nadal sporą szansę na przedłużenie zwyżki.
Dzisiaj dowiemy się, jakie było w maju w Polsce przeciętne wynagrodzenie i zatrudnienie. Szczególnie ciekawe jest wynagrodzenie. Ostatnio dynamika wzrostu płac nieco spadła, co było korzystne dla inflacji, ale niekorzystne dla gospodarki. Przypominam, że około 60 procent ze wzrostu PKB w pierwszym kwartale wynikało z popytu wewnętrznego. Słaba dynamika wzrostu płac źle by wróżyła wzrostowi gospodarczemu, ale wątpię, żeby to miało znaczenie dla rynku akcji.
Piątkowa zniżka w USA nie jest zapowiedzią spadków
Czwartek i piątek były na światowych rynkach finansowych bardzo ciekawymi dniami. Indeksy, szczególnie te w USA, w czwartek mocno rosły, co było normalną reakcją na pozytywne zamknięcie sesji w środę, po ostatnich danych o inflacji. Gracze doszli do wniosku, że wszystkie złe informacje są już zawarte w cenach akcji. Inne rynki też odreagowywały przerzednie zmiany i dlatego nie było między nimi książkowej korelacji. Dolar tracił (chociaż tutaj uzasadnienie było, bo w maju napływ kapitału do USA okazał się być bardzo mały), surowce drożały, a rentowność obligacji rosła.
Dane makro też trochę graczy w czwartek uspokoiły. Raporty Fed (z Nowego Jorku i Filadelfii) pokazały, że gospodarka w regionie rozwijała się dużo szybciej niż oczekiwano. Okazało się też, że subindeks cenowy w raporcie z Nowego Jorku co prawda wzrósł, ale tylko do 52,9 pkt. (poprzednio był na poziomie 43,1 pkt.). Poziom 50 pkt. oddziela wzrost cen od ich spadku, więc wielkiego dramatu w tych danych nie zobaczono. Co prawda spadła produkcja przemysłowa całej gospodarki, ale jak zwykle tymi danymi nikt się nie przejął.
Bykom pomógł też Ben Bernanke. Pisałem w zeszłym tygodniu, że jeśli gracze coś z jego kolejnego wystąpienia wyłowią to może tylko pomóc posiadaczom akcji, bo wszystko, co miał niekorzystnego dla nich do powiedzenia już powiedział. I tak się rzeczywiście stało. Wystąpienie zostało ocenione, jako mniej jastrzębie, mimo że tak naprawdę chyba tylko jedno zdanie można było tak zaklasyfikować. Szef Fed powiedział, że tempo przesiąkania zwyżek cen surowców do poziomu detalicznego „wydaje się pozostawać na niskim poziomie”. To jednak w doskonałych, czwartkowych nastrojach musiało bykom pomóc.
Bardzo duże wzrosty indeksów pozwoliły na obronę w dobrym stylu linii dwuletniego trendu na wykresie tygodniowym S&P 500, która wcześniej została naruszona. To wygenerowało krótkoterminowy sygnał kupna. Niektórzy inwestorzy mogą być zawiedzeni, że w piątek indeksy spadły, ale miał wtedy miejsce tzw. „dzień trzech wiedźm”. Wygasały opcje, warranty i kontrakty, a to zazwyczaj wywołuje gwałtowne i ciężkie do przewidzenia ruchy rynków. Warto jednak zauważyć, że opublikowane w piątek dane wstępne (w połowie miesiąca) indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan pokazały poprawę nastrojów wśród konsumentów. To byłby bardzo dobry znak dla gospodarki, ale nie bardzo można tym danym ufać, bo trudno uwierzyć, że ciągle droga ropa i spadające do połowy czerwca indeksy mogły poprawić nastroje. Zakończenie sesji, mimo minimalnych spadków, trzeba uznać po prostu za konsolidację poprzednich zwyżek.
W poniedziałek dowiemy się, jaki był kwietniowy bilans handlu zagranicznego w Eurolandzie, ale te dane mogą wpłynąć jedynie na rynek walutowy. Poza tym na świecie nie dojdzie do publikacji żadnych istotnych raportów. Dlatego też trudno powiedzieć, jak zachowają się rynki. Szczególnie nie wiemy, co zrobią Europejczycy, którzy w piątek od początku mocno kupowali akcje tylko po to, żeby w końcu sesji szybko z rynku uciekać. Obawiali się najwyraźniej, że sesja w USA zakończy się dużym spadkiem. Skoro był on nieznaczny to bardziej prawdopodobne jest to, że dzisiaj indeksy w Eurolandzie zaczną od lekkich wzrostów. W USA indeksy też powinny rosnąć, a gdyby tak się nie stało to gracze zaczęliby (słusznie) podejrzewać, że czwartkowa zwyżka była pułapką.
Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi