Spadek kursu EUR/USD po decyzjach banków i konferencji prezesa ECB doprowadzając do spadku kursu EUR/USD osłabił złotego również do dolara. Na razie jednak można mówić o niewielkiej korekcie. Dzisiaj zachowanie kursów walut będzie w zasadzie zależało od ruchu kursu EUR/USD po publikacji danych z rynku pracy w USA. W zasadzie, bo wczoraj nasza waluta była bardzo słaba. Słabsza niż powinno to wynikać z ruchu kursu EUR/USD, a to każe zachować ostrożność. Ciekawym elementem może być polityka. Wczoraj premier Kaczyński odwołał swoją wizytę na Litwie i większość dziennikarzy wiąże to z dzisiejszą demonstracją związków zawodowych, co nie będzie miało żadnego wpływu na rynki. Gdyby to jednak nie demonstracja wstrzymała premiera, a chodziło o odejście Zyty Gilowskiej to reakcję z pewnością byśmy zobaczyli.
GPW rozpoczęła sesję neutralnie, ale prawie natychmiast poszła śladem pozostałych giełd europejskich. Indeksy ruszyły na południe. Niewykluczone, że i tutaj posiadaczom akcji zaszkodziła choroba wicepremier Gilowskiej. Przed południem indeksy prawie do zera zredukowały skalę spadku i rynek wszedł w fazę wyczekiwania na decyzje banków centralnych, ale spadki nadal się utrzymywały. I nadal najsłabszy był sektor małych i średnich spółek. Po decyzjach indeksy ruszyły na północ powielając ruchy swoich odpowiedników na innych giełdach europejskich.
Gracze najwyraźniej się jednak pomylili, bo rosnąca rentowność obligacji amerykańskich i słaby początek sesji w USA pogorszyły nastroje w Europie, co doprowadziło do osunięcia indeksów również na GPW. To też jednak nie było nic poważnego, bo indeksy w USA zaczęły redukować straty, co pozwoliło na zakończenie sesji jedynie nieznacznymi spadkami. Najważniejsze jest jednak to, że znacznie spadł obrót. Czyżbyśmy wchodzili już w fazę wakacyjnego marazmu?
Wczorajsza sesja w USA nie powinna zachęcić graczy w Polsce do kupna akcji, szczególnie, że czekamy na raport z amerykańskiego rynku pracy. Co prawda wczoraj wzrosła cena ropy i miedzi, co naszemu rynkowi sprzyja, ale wczoraj też rosły, a jednak sesja nie zakończyła się zwyżką. W tej sytuacji nastawiałbym się na marazm i być może bardziej gwałtowne ruchy po publikacji danych w USA. Nadal jednak sygnały kupna obowiązują.
Zapasy rosną, ropa nie tanieje
Czwartek rozpoczął się na rynkach europejskich całkiem nieoczekiwanym i mocnym wzrostem kursu EUR/USD. Być może niektórzy gracze wczesnej wiedzieli o wykolejeniu metra w Londynie (okazało się, że to był wypadek). Alternatywnym (i chyba prawdziwym) wytłumaczeniem było działanie analizy technicznej i nastrojów z poprzednich dni. Indeksy giełdowe osuwały się, ale przed decyzjami banków centralnych to specjalnie nie mogło dziwić.
Banki nikogo nie zaskoczyły. Bank Anglii (BoE) podniósł stopy (tak jak oczekiwano) do poziomu 5,75 proc. Z komunikatu można było wyciągnąć wniosek, że to jeszcze nie koniec podwyżek, ale kurs EUR/USD zaczął się po tej decyzji osuwać (realizacja zysków). ECB pozostawił stopy bez zmian (4 proc.) – też tak jak rynek oczekiwał. Po tej drugiej decyzji kurs EUR/USD wrócił do poprzedniego poziomu, a indeksy powoli ruszyły na północ. Czekano jeszcze na konferencję prasową Jean-Claude Trichet, prezesa ECB, która jednak nie wniosła nic nowego, więc kurs EUR/USD osuwał się pod wpływem danych z amerykańskiego rynku pracy, ale giełdom akcji to nie pomogło i sesja zakończyły się spadkiem indeksów.
Po publikacji danych makroekonomicznych i rozpoczęciu sesji w USA zachowanie rynku walutowego i surowców było nadal trochę dziwne. Niepewne kierunku były też rynki akcji. Niewiele to wszystko miało wspólnego z raportami makroekonomicznymi. Opublikowane zostały trzy raporty z amerykańskiego rynku pracy. Raport Challengera pokazał, że ilość zwolnień jest mniejsza niż w poprzednim miesiącu, ale oczywiście rynki na tę publikację nie zareagowały (nigdy nie reagują). Raport ADP o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym zasygnalizował, że publikowane w piątek dane z rynku pracy mogą być lepsze od prognoz. Podobno w sektorze prywatnym przybyło 150 tys. miejsc pracy (oczekiwano 120 tys.). Tygodniowa zmiana na rynku pracy pokazała z kolei nieco gorszy obraz. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła do 318 tys. – nieco więcej niż oczekiwano. W sumie można powiedzieć, że komplet danych sygnalizował lekką poprawę na rynku pracy.
Okazało się też, że w czerwcu sektor usług w USA przyspieszył. Indeks instytutu ISM wzrósł z 59,7 do 60,7 pkt., a oczekiwano spadku do 58 pkt. Nieznacznie jedynie spadł subindeks cenowy. Taki raport w połączeniu z danymi z rynku pracy wywołały bardzo duży wzrost rentowności obligacji. Zaczął się on zresztą już podczas sesji w Europie – rynek odreagowywał wtedy spadek rentowności wywołany zaniepokojeniem atakami terrorystycznymi przed Dniem Niepodległości w USA.
Tak duży wzrost rentowności powinien był znacznie wzmocnić dolara. Kurs EUR/USD i tak już dojrzał do korekty, więc sytuacja to jej rozpoczęcia była znakomita. Tymczasem dolar co prawda się wzmocnił, ale jedynie kosmetycznie, co kolejny raz sygnalizuje, że na rynku panują bardzo anty-dolarowe nastroje. Umocnienie dolara powinno było jednak przecenić surowce, a tymczasem jedynie złoto staniało. Można jeszcze jakoś tłumaczyć wzrost kontraktów na miedź, bo strajki w Meksyku i Chile oraz spadek zapasów do poziomu 10 – miesięcznego dna są dobrymi pretekstami do takiej zwyżki.
Zupełnie kuriozalne było jednak zachowanie rynku ropy. Przed publikacją danych o zapasach w USA cena szybko rosła przełamując 72 USD za baryłkę. W zasadzie oprócz starych strachów z Nigerii powodu do takiej zwyżki nie było. A jeszcze bardziej ich nie było po publikacji danych o zapasach (wzrosły do poziomu najwyższego od maja 1998 roku). Oczekiwano wzrostu o 200 tys. baryłek, a był 15 razy większy. Co stało się z ceną ropy? Owszem, spadła bardzo szybko o blisko 1,5 dolara, poczym zaczęła znowu rosnąć kończąc dzień zwyżką. Jak widać gracze nie kochają dolara i uważają, że ropa będzie szybko drożała. Zazwyczaj tak się te rynki zachowują w sytuacji rosnącego napięcia geopolitycznego.
Teoretycznie po tak dobrych danych makro indeksy powinny ruszyć szybko na północ. Poza tym nastroje sprzed Dnia Niepodległości też powinny obozowi byków pomagać. Dochodziły do tego następne informacje o fuzjach (Blackstone kupuje Hiltona). Chyba jedynym minusem było to, że General Motors poinformował o szybszym od oczekiwań spadku sprzedaży w USA. Jednak przez większą cześć sesji indeksy spadały i dopiero atak byków na 1,5 godziny przed końcem sesji doprowadził do zmiany nastroju, która umożliwiła wzrost indeksu NASDAQ. Rynek był jednak słaby.
Dzisiaj publikowany w USA raport uważany jest przez analityków za najważniejszy ze wszystkich raportów makroekonomicznych. Jego waga jest dlatego tak duża, że amerykańska Rezerwa Federalna ma w swoich zadaniach nie tylko dbanie o niski poziom inflacji, ale i o wysokie zatrudnienie. Dlatego też słabe dane z rynku pracy sprzyjają obniżce stóp, a doskonałe ich podwyżce. Problem jednak w tym, że inflacja jest jednak na pierwszym planie, więc analizowanie danych z rynku pracy w oderwaniu od cen detalicznych nie jest sensowne. Z tego też powodu najczęściej dane te nie wywołują większych zmian indeksów giełdowych (chociaż pierwsze reakcje mogą być gwałtowne). Często jednak mocno reaguje rynek walutowy. Im lepsze dane tym lepiej dla dolara, ale niekoniecznie dla akcji. Pamiętać trzeba, że uwaga graczy skupia się zmianie zatrudnienia w sektorze pozarolniczym, a nie na stopie bezrobocia (jest w USA bardzo mało wiarogodnym wskaźnikiem).