W USA po opublikowaniu danych makroekonomicznych rozpoczęła się wojna między dwoma obozami. W pierwszym są inwestorzy, którzy uważają, że mniejsza presja inflacyjna i spadek cen surowców (przede wszystkim ropy) zostawią w kieszeniach konsumentów tyle pieniędzy, że uratują oni gospodarkę przed recesją. W drugim obozie są inwestorzy, którzy twierdzą, że gospodarka idzie w stronę recesji i nic jej przed nią nie uratuje. Opublikowane we wtorek raporty dawały broń do ręki obu stronom konfliktu.
Okazało się bowiem, że inflacja PPI (ceny produkcji) wzrosła mniej niż oczekiwano (0,1 proc.), a inflacja bazowa zdecydowanie i niespodziewanie spadła (o 0,4 proc.). Ostatnie spadki cen ropy znacznie zmniejszyły wartość danych historycznych obejmujących cenę ropy (w tym wypadku głównej miary inflacji), więc gracze skupili się na inflacji bazowej. Takie dane dają pewność, że Fed stóp nie podniesie, a prawdopodobieństwo zakończenia całego cyklu podwyżek wyraźnie wzrosło. I wszystko wyglądałoby znakomicie, gdyby nie to, że zezwolenia na budowy domów spadły o 2,3 proc. (prognozowano 0,8 proc.), a co bardziej istotne ilość rozpoczętych budów domów zmniejszyła się aż o 6 procent (oczekiwano spadku o 1,4 proc.). Ilość nowych budów była najmniejsza od 3 lat i o blisko 20 procent mniejsza niż rok temu.
Taki obraz sygnalizuje, że być może rzeczywiście inflacja na razie nie jest groźna, ale za to spowolnienie gospodarcze, a może i recesja staje się coraz większym zagrożeniem. Jednak na pomoc obozowi optymistów przyszedł raport mówiący o wzroście sprzedaży detalicznej w zeszłym tygodniu. Redbook Research poinformował, że sprzedaż wzrosła o 4,1 procenta.
Najbardziej rozsądnie na takie dane zagregował rynek surowców. Ceny ropy i złota spadły o około 2,5 procent. Mówi się, że decyzja prezydenta Busha popierającego negocjacje UE z Iranem przyczyniła się też do obniżenia ceny ropy, ale to jest typowy szum rynkowy. Już prędzej informacje mówiące o tym, że OPEC uważa, iż popyt na ropę jest zbyt mały mogły przyczynić się do spadku ceny. Tyle tylko, że jeśli członkowie OPEC tak uważają to niedługo obetną wydobycie, a to ceny ropy znowu podniesie. Potaniała też miedź, ale kontrakty straciły tylko 1 procent, a powinny były sporo więcej, skoro tak źle wygląda rynek budowy domów. Bardzo logiczne było też zachowanie rynku obligacji. Rentowność gwałtownie spadła reagując również na wyraźne oznaki osłabienia gospodarki USA oraz zmniejszenia presji inflacyjnej.
Dziwne w tej sytuacji było zachowanie dolara. Po publikacji danych kurs EUR/USD ruszył błyskawicznie na północ, ale dość szybko nastąpił zwrot i dolar lekko umocnił się do euro. Logiki w tym na pozór nie ma żadnej, bo nie bardzo wierzę w niejako oficjalne wytłumaczenie zgodnie z którym wojskowy pucz w Tajlandii, czyli wzrost napięcia geopolitycznego, podniósł wartość dolara. Wydaje się, że po prostu zadziałały dwa czynniki. Po pierwsze wychodzące z rynku surowców kapitały wracały do USA, a po drugie zwrot wywołała technika, czyli obronienie przez kurs EUR/USD oporu na poziomie 1,27 USD. Wyraźnie widać, że kurs ten będzie niedługo testował wsparcie na poziomie 1,25 USD.
Obóz pesymistów na rynku akcji dostał jeszcze jeden, oprócz raportu z rynku nieruchomości, atut do ręki. Yahoo oświadczyło, że spodziewa się przychodów w bieżącym kwartale na poziomie dolnej polówki swojej ostatniej prognozy. Powodem jest spadek zamówień w dwóch największych segmentach reklamowych. Jeśli reklamodawcy zmniejszają zamówienia to bardzo źle świadczy o gospodarce. Akcje Yahoo ukarane zostały dwucyfrowym spadkiem, a to musiało szczególnie mocno zaszkodzić indeksowi NASDAQ. W ostatniej godzinie sesji byki przypuściły szturm na rynek. Mimo osunięcia się indeksów jeszcze raz okazało się, że szklanka jest w połowie pełna, a gracze nadal nie boją się spowolnienia gospodarki. Skoro tak to szansa na wzrost indeksów w dniu dzisiejszym znacznie wzrosła. Szczególnie, że po sesji lepszy od prognoz raport kwartalny opublikowała Oracle, co może się okazać naturalnym wsparciem dla rynku wysokich technologii.
Dzisiaj najważniejszym wydarzeniem będzie oczywiście posiedzenie FOMC. Jest pewne, że Komitet stóp nie zmieni, ale treść komunikatu publikowanego po posiedzeniu może mieć bardzo duże znaczenie dla graczy. Nie spodziewam się znacznej zmiany tonu, ale przecież nigdy nie wiemy, co wyłowią z tego tekstu inwestorzy. Jeśli rynek nadal będzie wierzył, że stopy już nie wzrosną to może zareagować zwyżką, ale często prawdziwa reakcję widzimy następnego dnia. Bardzo prawdopodobne jest, że nastąpi realizacja zysków, bo przecież indeksy rosły przede wszystkim dlatego, że czekano na ten komunikat.
Oprócz tego posiedzenia dowiemy się jeszcze rano jak wyglądały ostatnie obrady Banku Anglii (zostanie opublikowany protokół z ostatniego posiedzenia BoE), ale jego treść może jedynie w nieznacznym stopniu wpłynąć na rynek walutowy. Dowiemy się też jak w ostatnim tygodniu zmieniły się zapasy ropy i paliw w USA. W sytuacji, kiedy na rynku ropy panuje krótkoterminowy trend spadkowy dane dobre (większe od prognoz zapasy) mogą wywołać dalszy spadek cen ropy.
Węgierskie wydarzenia i polska polityka nie mają wielkiego wpływu na rynki
Można się było obawiać, że sytuacja polityczna na Węgrzech we wtorek pogorszy sytuację złotego i naszych akcji, ale jeśli nawet tak było to nie było to duże pogorszenie. Rano forint i złoty zaczęły gwałtownie tracić, ale nałożyła się na zachowanie rynku zarówno sytuacja na Węgrzech jak i wyraźne wzmocnienie dolara po publikacja groźnego spadku indeksu koniunktury niemieckiego instytutu ZEW. Szkodziły też złotemu i obligacjom wypowiedzi członka RPP, profesora Dariusza Filara, który ostrzegł, że wzrost inflacji w lipcu i sierpniu może zmusić Radę do podniesienia stóp nawet już w październiku.
Publikacja raportu o dynamice produkcji i jej cenach nie miała wpływu na rynek. Co prawda dynamika produkcji (+12,5 proc.) wzrosła mniej niż oczekiwano (14,7 proc.), ale jednak dwucyfrowy wzrost trudno uznać za ślamazarny. Ceny produkcji też wzrosły mniej niż prognozowano (3,4 proc. zamiast 3,6 proc.), co było dobrą dla rynków informacja. Po południu dane z USA wzmocniły euro, a to automatycznie pomogło złotemu. Zresztą w tym momencie forint tracił już tylko 0,6 procenta w stosunku poniedziałkowego zamknięcia. Dopiero wieczorny zwrot na rynku EUR/USD i umocnienie dolara do euro umożliwiło bykom wygranie tej batalii i kursy EUR/PLN oraz USD/PLN wzrosły. Jednak takie osłabienie w tak trudnej sytuacji źle o złotym nie świadczy.
Dzisiejszy przetarg obligacji pięcioletnich może wpłynąć na rynek walutowy, ale tylko wtedy, gdyby popyt był zaskakująco mały (to jest bardzo mało prawdopodobne). Sukces tego przetargu jest już zawarty w kursach walut. Odbędzie się też posiedzenie rządu w sprawie budżetu, co może wpłynąć zarówno na złotego jak i na akcje, ale wynik tego posiedzenia nie będzie znany w czasie trwania sesji. Trudno też zakładać, że za pierwszym razem uda się przyjąć projekt budżetu, więc nie wykluczam lekkiego osłabienia złotego.
Na rynku akcji indeksy zarówno na Węgrzech jak i w Polsce spadały, ale w Polsce na początku sesji były to spadki niewielkie i uzasadnione niepewnym zachowaniem rynków Eurolandu. Jednak po publikacji zaskakująco złego indeksu koniunktury instytutu ZEW, kiedy inwestorzy w Europie zaczęli sprzedawać akcje i u nas indeksy ruszyły na południe. Bardzo słabo zachowywała się KGHM, której szkodził spadek ceny surowca. Zakończenie było umiarkowanie negatywne, co w żadnym wypadku nie zapowiada rozpoczęcia przeceny.
Dzisiaj jednak mamy problem, bo ceny ropy spadły we wtorek (i to mocno) dopiero po zakończeniu naszej sesji. Nasz sektor surowcowy zdecydowanie tego spadku nie zdyskontował, więc gdyby dzisiaj cena ropy nadal się osuwała to spółki paliwowe będą ciążyły indeksowi WIG20. Warto jednak zauważyć, że indeks cenowy testuje szczyt wszech czasów, a MidWig już na początku września pobił rekord wszechczasów i od tej pory ciągnie rósł. Nauka jest prosta – na razie trzeba się trzymać z daleka od dużych spółek i wypatrywać rodzynek wśród małych spółek.