Kalendarium było znowu praktycznie puste, więc w czasie handlu w USA wszystkie oczy zwrócone były na rynki surowcowe. Reagowano również na informacje ze spółek. Próby wzmocnienia euro skończyły się fiaskiem i kurs EUR/USD znowu spadł. To doprowadziło do kolejnej paniki na rynku surowców. Był moment, kiedy to cena ropy spadała już blisko cztery procent. Spadała też cena miedzi. Jednak najwyraźniej część funduszy grających na spadek cen (posiadających krótkie pozycje) doszła do wniosku, że w krótkim terminie taka przecena jest przesadna i ceny surowców zaczęły rosnąc. Ropa nie zdążyła odrobić strat i trochę staniała, ale miedź i złoto zdrożały. Na razie to jest tylko i wyłącznie nic nieznacząca korekta, ale takie zachowanie przygotowało grunt pod większą, wzrostowa korektę, jeśli tylko kurs EUR/USD choćby trochę wzrośnie.
Rynek akcji zachowywał się dosyć słabo. Przez blisko trzy godziny indeksy osuwały się. To mogło dziwić skoro tak mocno spada cena ropy. Im niższa cena ropy tym lepiej dla gospodarki, bo konsumenci będą wydawali więcej na produkty inne niż paliwa i inflacja będzie niższa. To powinno było dać poważny indeks wzrostowy indeksom, ale pomogło jedynie sektorowi sprzedaży detalicznej, którego liderem był Wal-Mart. Szkodziło za to sektorowi surowcowemu.
Jakimś wyjaśnieniem słabości rynku jest jednak zachowanie innych indeksów w Ameryce Łacińskiej. Mocno spadały indeksy w Argentynie (Merval) i Brazylii (Bovespa). Była to najwyraźniej reakcja na zapowiedź nacjonalizacji licznych gałęzi gospodarki w Wenezueli. Hugo Chavez chce znacjonalizować telekomunikację, spółki użyteczności publicznej. Chce również zwiększyć kontrolę nad sektorem paliwowym. Nic dziwnego, że traciły akcje w innych krajach Ameryki Łacińskiej – tam wpływy lewicy też są olbrzymie. W USA obawiano się, że nacjonalizacja zaszkodzi takim spółkom jak paliwowym jak Exxon Mobil, ConocoPhillips, Chevron i Total, czy telekomunikacyjnym ja Verizon. Administracja amerykańska zażądała, żeby firmy amerykańskie dostały odpowiednia odszkodowanie, ale przecież nie wiadomo, co zrobi prezydent Wenezueli.
Oprócz rynku surowców i sprawy Wenezueli na handel wpływ miały informacje ze spółek. Szkodził indeksom Sprint Nextel – opublikował w poniedziałek wieczorem słabe prognozy. Pomagał jednak (szczególnie indeksowi NASDAQ) wzrost kursu Apple. Steve Jobs, szef tej firmy zaprezentował telefon komórkowy na bazie cyfrowego odtwarzacza muzyki iPod. Nie były to indeksy zdolne wytrącić rynek z marazmu. Zamknięcie sesji można uznać za neutralne.
Po sesji raport kwartalny opublikowała Alcoa (producent aluminium). Były bardzo dobre, a prognozy zostały wyraźnie podniesione. Kurs spółki w handlu posesyjnym wzrósł o blisko 5 procent. Niespecjalnie wpłynęło to na resztę spółek, bo indeks handlu posesyjnego AHI spadł. Kontrakty na indeksy amerykańskie też rano spadały pociągnięte w dół przez mocno spadające indeksy azjatyckie. Powody tych spadków są dosyć niejasne. Mówi się o wpływie surowców, ale sensu w tym wielkiego nie ma, bo przecież wczoraj surowce mogły właśnie rozpocząć odbicie. Mówi się też o wpływie wenezuelskiej nacjonalizacji i tajskich, nowych ograniczeń dla zagranicznych inwestorów. Być może, ale najbardziej prawdopodobne jest to, że Nikkei mocno się odbił od 15 – letniej linii trendu spadkowego. Wydaje się, że nie będzie to miało wielkiego wpływu na zachowanie Amerykanów, którzy rzadko biorą przykład ze świata.
Dzisiejsze dane makro publikowane w USA nie powinny mieć istotnego wpływu na zachowanie rynku akcji. Być może jednak opublikowanie deficytu handlowego USA będzie wygodnym pretekstem dla osłabienia dolara, ale jedynie wtedy, jeśli będzie on znacznie odbiegał w górę od prognoz (to jest możliwe). Podkreślam słowo „znacznie”, bo przecież spadek ceny ropy w kolejnych miesiącach deficyt zmniejszy, więc ten listopadowy musiałby być naprawdę zaskakująco duży, żeby dolarowi zaszkodzić. Gdyby był zgodny z prognozami lub od nich niższy to kurs EUR/USD ruszyłby na południe. Teoretycznie istotne dla gospodarki, a co za tym idzie i dla akcji oraz walut, jest to, co zobaczymy w raporcie o zapasach i sprzedaży w hurtowniach, ale rynek zazwyczaj na te dane nie reaguje. Warto jednak obserwować stosunek zapasów do sprzedaży – im będzie niższy tym lepiej dla gospodarki. Dla rynku walutowego najważniejsze może być wystąpienie Michaela Moskow, szefa Fed w Chicago. Od czasu do czasu ostrzega on przed inflacją, więc przed jego wystąpieniem dolar może zyskiwać.
Wenezuela i Tajlandia zwiększa niepewność
Na polskim rynku walutowym nie dało się zaobserwować we wtorek reakcji na przesłuchanie Sławomira Skrzypka przez sejmową komisję. Jak widać nikogo (na razie) nie zaniepokoiły wypowiedzi kandydata dotyczące możliwych interwencji na rynku walutowym, czy nowelizacji ustawy o NBP. Złoty naśladował ruchy kursu EUR/USD wzmacniając się do dolara i stabilizując do euro. Po południu złoty zaczął jednak traci, ale wpływ na ten ruch miało jedynie wzmacnianie się dolara na rynkach światowych. Tyle tylko, że skala osłabienia mogła już wynikać z dyskusji o kandydacie na szefa NBP.
Dzisiaj w Sejmie powinna być głosowana kandydatura Sławomira Skrzypka, ale wcale nie jest to takie pewne, bo LPR żąda przełożenia głosowania. Wszyscy wiedzą, że to tylko taka gra medialno – wyborcza, ale rynek nie lubi niepewności, więc może się trochę zaniepokoić. Rano Sejm ma zadecydować, czy przełożyć głosowanie. Zakładam, że nie przełoży, a kandydatura wieczorem będzie przegłosowana. Gdybym jednak się mylił to nasza waluta może znowu trochę stracić. Nie spodziewam się też dużych reakcji po przetargu na obligacje 10 – letnie. Wydaje się całkiem pewne, że zakończy się on sukcesem. Gdyby jednak stosunek popytu do podaży znacznie spadł to złotego może osłabić.
WGPW naśladowała we wtorek od rana ruchy indeksów w Eurolandzie, ale bardzo szybko chęć do kupna akcji osłabła i WIG-20 wrócił blisko poziomu równowagi. Sytuację pogarszało to, co działo się na rynku surowców, gdzie ropa nadal taniała, a miedź redukowała poranne zwyżki. Nasze spółki surowcowe jednak drożały – najwyraźniej w oczekiwaniu na szybkie nadejście korekty wzrostowej na rynku surowców. Przed południem indeksy znowu ruszyły na północ, ale informacja o karze, którą z pewnością UKE nałoży na TPSA oraz kolejne, bardzo dotkliwe spadki cen na rynku surowców nie pozwoliły na większe wzrosty.
Można jednak powiedzieć, że zachowanie rynku było niezwykle „bycze”. Duże spadki ceny ropy (nawet 4 procent) i spadek ceny miedzi obniżył jedynie kurs akcji KGHM, a spółki paliwowe po prostu wyhamowały zwyżki. Widać było, że rynek nie ma już ochoty na spadki. Najlepiej wyglądał MidWig, który usiłuje wrócić nad linię trendu rocznego. Na razie można jednak mówić w tym przypadku jedynie o korekcie grudniowych spadków. Bardzo dobrze zachowywał się TechWig, a obrót był bardzo duży. Takie zachowanie rynku sygnalizuje wyraźnie, że jest on gotowy do wzrostu. Potrzebuje tylko niewielkiego wsparcia z rynku surowców (wieczorem trend się tam odwrócił – ropa zminimalizowała straty, a miedź zdrożała) i spokoju na rynku światowym.
Dostałby takie wsparcie, gdyby nie spadki w Azji. Wczoraj nie dało się u nas zauważyć wpływu wenezuelskiej nacjonalizacji i tajskich ograniczeń dla zagranicznych inwestorów, co było dużym pozytywem dla rynku. Wydaje się, że dlatego właśnie tak mocno wzrósł obrót – część inwestorów wychodziła obawiając się o losy giełd rynków rozwijających się. Mimo tego, że Polska jest w UE traktowana jest nadal jako kraj rozwijający się, więc bardzo często zawirowania w którymś z krajów z tego koszyka wpływają na zachowanie kapitału u nas. Dlatego też nie można być pewnym, kto w tej walce wygra. Weszliśmy w okres sporej niepewności.