WGPW nie miała w czwartek wyboru – indeksy musiały ruszyć na północ, skoro wszędzie (przez długi czas łącznie z Budapesztem, który skończył sesję na poziomie środy) na wyścigi kupowano akcje. Pomagały rosnące ceny surowców. Najlepiej jednak zachowywał się MidWig i sektor bankowy. Smutne było to, że sesja była bardzo nudna, bo indeksy szybko weszły na docelowe poziomy i tam się nieznacznie przez całą sesję wahały.
Obrót był nadal niezbyt duży i taki chyba pozostanie do momentu, kiedy rozpocznie się korekta na rynkach rozwiniętych. Wtedy dopiero zobaczymy realną siłę naszego rynku. Bardzo często bowiem, kapitały szukając zysków opuszczają na chwilę rynki korygujące się i wchodzą w te, które zostały z tyłu. Gdyby tak było to nasze indeksy ruszą niedługo szybko do góry. Jeśli jednak korekta na świecie wywoła u nas spadki to będzie sygnalizowało, że nasz rynek jest wyjątkowo źle postrzegany.
Wczorajsze wzrosty indeksów w USA i zwyżka cen surowców powinny dzisiaj zapewnić pozytywne otwarcie sesji. Zadecyduje jednak o zamknięciu sesji reakcja rynków światowych na dane z rynku pracy w USA.
Członkowie Fed usiłują studzić rozpalone głowy inwestorów
Czwartkowy początek handlu nie przyniósł w Europie niespodzianki. Indeksy giełdowe zwyżkowały w reakcji na doskonałą sesję na giełdach amerykańskich. Kurs EUR/USD rano rósł w oczekiwaniu na decyzję banków, które nie zaskoczyły inwestorów. BoE nie zmienił poziomu stóp procentowych, a ECB podniósł stopy o 25 pb. (do 3,25 proc.). Jean-Claude Trichet, prezes ECB, powiedział na konferencji prasowej, że stopy procentowe w strefie euro są na niskim poziomie, a gospodarka rozwija się szybciej niż oczekiwano. De facto zapowiedział więc, że stopy będą jeszcze rosnąć. Nie mówił jednak o zachowaniu „wzmożonej czujności”, co rynek odebrał jako przejście na nieco bardziej „gołębie” pozycje. Dlatego też kurs EUR/USD zaczął spadać, co nie wydawało się to zbytnio uzasadnione. Indeksy na giełdach europejskich wzrosły, ale bez przekonania.
Jedynym raportem makroekonomicznym były w czwartek tygodniowe dane o amerykańskim rynku pracy. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych była niższa od prognoz, ale rynki finansowe całkowicie te dane zlekceważyły. Ciekawe rzeczy działy się na rynku towarowym. Bardzo zmienna była sytuacja na rynku ropy, która już w nocy drożała. Wzrost zatrzymała wypowiedź ministra ropy Kuwejtu, który zdementował wcześniej podane informacje Financial Times twierdząc, że nie ma porozumienia na nieformalne obniżenie produkcji ropy, a OPEC będzie się niepokoił wtedy, jeśli cena ropy spadnie do 50 USD za baryłkę. Jednak koło południa Arabia Saudyjska oświadczyła, że zmniejszy wydobycie o 300 tys. baryłek dziennie, a OPEC potwierdził, że planuje cięcie o 1 mln baryłek, co natychmiast podniosło cenę ropy, co poprowadziło za sobą inne surowce. Szczególnie mocno zyskiwała miedź, której pomógł Morgan Stanley twierdząc w swoim raporcie, że w czwartym kwartale tego roku popyt na miedź będzie rósł, napędzany zwiększonymi zakupami Chin.
Na rynek obligacji (rentowność rosła) i walutowy (dolar się wzmocnił) wpływ miały poranne wypowiedzi szefa ECB oraz wystąpienia członków Fed. Szczególnie dużo mówiło się o Charlesie Plosserze, nowym szefie Fed z Filadelfii. Stwierdził on, że stopy na obecnym poziomie mogą nie zatrzymać wzrostu inflacji. Niepokoiło go też to, że inflacja bazowa będzie zapewne wyższa od 2 procent jeszcze przynajmniej przez rok. W ten sposób wsparł wczorajsze wypowiedzi Donalda Kohna, wiceprzewodniczącego Fed, który też martwił się wysoką inflacją. Jeśli doda się do tych opinii ostatnie ostrzeżenie Bena Bernanke to widać, że członków Fed zaczyna niepokoić niefrasobliwość inwestorów. Zdają sobie sprawę, że optymizm jest zbyt wielki i usiłują chłodzić nastroje. Nie bardzo się to jednak udaje. Można wręcz powiedzieć, że się nie udaje.
Bykom w niczym nie przeszkadzały zarówno te ostrzeżenia jak i wzrost cen surowców. Takiego lekceważenie negatywnych informacji już od dawna nie widziałem. Przypomina mi to hossę przełomu wieków, kiedy to każda zła informacja była przez rynek odrzucana. Indeksy przez dłuższą część sesji konsolidowały się, ale widać było, że rynek bardzo chce ruszyć na północ. Wystarczyła informacja o lepszej niż oczekiwano sprzedaży Starbucks (notowana na NASDAQ) oraz odzieży w sklepach czynnych przynajmniej rok (sieci J.C. Penney, Target czy Nordstrom), żeby indeksy rosły. Co prawda nie był to duży wzrost, ale po środowym szaleństwie i czwartkowych ostrzeżeniach członków Fed takie zachowanie rynku sygnalizuje, że puściły już wszelkie hamulce. A rynek jest już poważnie technicznie wykupiony i szykuje się do korekty…
Zakończymy tydzień miesięcznym raportem z rynku pracy w USA. Od dawna nie ma on już zbyt dużego wpływu na rynek akcji, chociaż ciągle uznawany jest za bardzo ważny, bo Fed musi dbać nie tylko o inflację, ale właśnie i o rynek pracy. Na rynku walutowym zmiany po publikacji raportu są prawie zawsze gwałtowne, ale pierwsze reakcje bywają zwodnicze, więc z decyzjami inwestycyjnymi trzeba kilkanaście minut odczekać. Teoretycznie im większy przyrost zatrudnienia tym lepiej dla dolara. Z akcjami jest inaczej, bo od dłuższego czasu rynki boją się tylko podwyżek stóp, więc dobre dane mogłyby nawet akcjom zaszkodzić. Wydaje się jednak, że tym razem bardzo mały przyrost zatrudnienia wywołałby spadki indeksów, bo być może gracze zaczęliby wreszcie poważnie brać pod uwagę zagrożenie wejścia gospodarki USA w recesję. Z tego wniosek, że dla rynku akcji najlepsze byłyby dane neutralne. Nie widzę jednak możliwości, żeby dane mogły wywołać przecenę. Co nie znaczy, że nie posłużą jako pretekst do wywołania realizacji zysków.
