GPW zachęcona spokojnym zachowaniem rynków Eurolandu rozpoczęła we wtorek sesję zwyżką. Bykom nie przeszkadzały nawet odnotowane w poniedziałek spadki cen surowców. Osuwanie się indeksów w Eurolandzie też nie wpływało na nasz rynek. Można powiedzieć, że po prostu odreagowywano zdecydowanie za duże poniedziałkowe spadki. Liderem była KGHM, która rosła mocniej niż w poniedziałek spadała. Pomagał jej dzielnie sektor bankowy. Indeksy zaczęły szybciej rosnąć po (wydawało się wtedy, że neutralnych) danych o inflacji w USA i raportach Coca Coli i Johnson & Johnson. Poniedziałkowy spadek został wymazany, a jedynym minusem tej sesji był znikomy obrót. Jak widać przy tak małym zaangażowaniu dużych graczy zarówno duży spadek jak i duży wzrost indeksów jest tylko kwestią przypadku.
Dzisiaj dowiemy się, jaka była w czerwcu w Polsce dynamika produkcji przemysłowej i ceny produkcji. Zapowiadany jest wzrost produkcji o około 11 procent i to zostałoby dobrze odebrane przez rynek. Oczywiście im wyższa produkcja tym lepiej, a negatywna niespodzianka mogłaby akcjom i złotemu zaszkodzić. Warto zauważyć, że według Wojciecha Białka z SEB istnieje korelacja między indeksem ZEW a polską produkcją przemysłową – dynamika produkcji zaczyna spadać dwa miesiące po rozpoczęciu spadków przez ZEW. Jednak ostatnie dane makro tej korelacji nie potwierdzały. Tyle tylko, że na świecie będzie się dzisiaj tak dużo działo, że ten nasz raport zostanie zupełnie zlekceważony. Może jednak być dodatkowym impulsem popychającym indeksy w kierunku ustalonym przez to, co dzieje się na innych giełdach. Dzisiaj też w Sejmie Jarosław Kaczyński wygłosi swoje expose, po którym będzie głosowane wotum zaufania dla rządu, ale nie będzie to miało żadnego wpływu na rynek – wszystko jest już jasne i wliczone w ceny.
W poniedziałek i wtorek gracze zostali nauczeni, że nie warto się zbytnio przejmować ruchami rynku, jeśli obrót jest mały i z pewnością to dobrze zapamiętają. Wydaje się, że dzisiaj znowu kierunek indeksów zostanie ustalony po 14.30, czyli po danych o inflacji CPI. Mamy jednak problem – taniejące surowce i Bena Bernanke. Wczoraj spadła zarówno cena ropy jak i miedzi, co może (wczoraj widać było, że nie musi) szkodzić indeksom. Szef Fed zacznie swoje wystąpienie o 16.00, więc nasz rynek nie będzie już mógł w pełni zareagować. W tej sytuacji jedno tylko wydaje się być pewne – aktywność graczy nadal będzie niewielka, a ruchy indeksów przypadkowe.
Wojna w Libanie przestaje podnosić ceny ropy
Wczoraj w Eurolandzie od rana indeksy giełdowe nieśmiało rosły. Widać było jednak, że czekamy na dane o inflacji w USA. Podobnie zachowywał się rynek walutowy. Publikacja indeksu koniunktury niemieckiego instytut ZEW wszystko zmieniła. Okazało się, że indeks gwałtownie spadł (oczekiwano spadku z 37,8 do 35 pkt., a w rzeczywistości spadł do 15,1 pkt.). Był to już kolejny, siódmy spadek tego wskaźnika, więc gracze się zaniepokoili. Kurs EUR/USD gwałtownie ruszył na południe, a indeksy giełdowe mocniej się osunęły, ale przed 14.00 znowu wróciły do poziomu poniedziałkowego zamknięcia czekając na rynki amerykańskie.
Zachowanie rynków w USA sygnalizowało, że pogodzono się już z konfliktem Izrael – Liban. W poniedziałek pisałem, że to się wkrótce musi stać, bo wiem, że rynki finansowe przyzwyczajają się do działania w trudnych sytuacjach jeszcze szybciej niż pojedynczy człowiek, którego też zresztą odporność na stres jest często zadziwiająca. Sygnał do zmiany nastawienia przyszedł z rynku ropy, która (do 17.00) drożała napędzana złymi informacjami dochodzącymi z Bliskiego Wschodu. Od 17.00 cena ropy osuwała się kończąc dzień kolejnym spadkiem (2,2 proc.). Nie wydaje się prawdopodobne, żeby ta wojna mogła jeszcze dźwignąć ceny ropy. Spadek zrobił takie wrażenie na rynkach, że zaczęto mówić o zmianie trendu. Na to jest jednak jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
Taniejąca ropa pomogła (na godzinę przed końcem sesji) rynkowi akcji wyczołgać się z całkiem dużych minusów. Spójrzmy, co takiego się stało, że do wcześniej doszło do sporej zniżki indeksów. Przede wszystkim okazało się, że w czerwcu w USA inflacja w cenach producenta (PPI) wzrosła mocniej niż prognozowano (0,5 proc.). Inflacja bazowa wzrosła jednak zgodnie z oczekiwaniami o 0,2 proc. Można było udawać, że nie ma problemu, ale w obecnej sytuacji, kiedy czekamy na wystąpienie szefa Fed, a rynek bardzo boi się inflacji, te dane musiały zaszkodzić obozowi byków. Próbowano nawet z początku się nimi cieszyć, ale reakcja rynku obligacji była jednoznaczna: rentowność obligacji wyraźnie wzrosła. To już tylko nieznacznie wzmocniło dolara, któremu pomagał też raport o napływie kapitału (netto) do USA. Okazało się, że był większy od 50 procent od prognozy. Wzmocnienie dolara dodatkowo zaszkodziło rynkowi surowców – kolejny dzień spadała cena nie tylko ropy, ale i złota oraz miedzi.
Rynek akcji miał ciężki orzech do zgryzienia. Raporty kwartalne spółek były raczej korzystne dla posiadaczy akcji. Coca Cola opublikowała zysk wyraźnie wyższy od prognoz, a Johnson & Johnson nieco wyższy od oczekiwań. Jednak akcje tej drugiej spółki spadały. Najwięcej zamieszania sprawił Target, w USA druga co do wielkości sieć sprzedaży detalicznej. Obniżył on prognozę sprzedaży w lipcu, co wywołało wyprzedaż w całym sektorze sprzedaży detalicznej. Mocno spadały też ceny spółek budownictwa domów. Indeks tego sektora spadł do świeżego dwuletniego minimum. Pomagał rynkowi wzrosty kursu Microsoft po informacji, że planuje z kanadyjskim Nortelem współpracować w tworzeniu software’u do komunikacji w Internecie. Widać było, że rynek jest znerwicowany, bo ze sporych wzrostów przechodził łatwo do dużych spadków, a potem znowu zawracał, ale końcówka była bardzo dla byków pozytywna.
Po sesji raporty kwartalne opublikowały Yahoo! i IBM. Okazało się, że Yahoo rozczarowało zarówno wynikami kwartału jak i prognozami. Kara za takie wieści była surowa – po sesji kurs akcji spadł o 13,8 proc. Z kolei raport IBM może nie zachwycił, ale jednak, w sytuacji, kiedy wiele spółek zawodzi, został uznany za dobry. Zyski były nieco wyższe od oczekiwań, a prognozy zgodne z przewidywaniami rynku. Po sesji kurs akcji wzrósł o 1,6 proc. Nie wyciągałbym z tych dwóch raportów żadnych wniosków. Bardzo dużo się jeszcze dzisiaj może zmienić.
Środa może być dla rynków finansowych bardzo trudnym dniem. Dojdzie do publikacji wielu raportów makroekonomicznych, raportów kwartalnych spółek, a na domiar złego w Senacie USA Ben Bernanke, szef Fed, przedstawi swój półroczny raport o stanie gospodarki. Ten bardzo wybuchowy koktajl może wywołać całkiem nieoczekiwane ruchy rynków. Spróbujmy więc przeanalizować poszczególne wydarzenia i ich możliwy wpływ na rynki.
Najłatwiejsza jest interpretacja raportów kwartalnych spółek. Przed sesją w USA wyniki podają Asml, Bank of New York, Ebay, a po sesji Apple Computer, Intel, Juniper Networks, Motorola i Qualcomm. Jasne jest więc, że na rynku akcji zarówno sesja środowa jak i początek czwartkowej będzie bardzo zależał od tego, co znajdzie się w tych raportach. Oczekiwania są duże, więc nagradzane będą tylko pozytywne niespodzianki, a z tym może być duży problem.
Nie spodziewam się, żeby protokół z ostatniego posiedzenia Banku Anglii i bilans handlu zagranicznego w strefie euro miały wpływ na rynki. Zbyt dużo ważnych raportów będzie po południu publikowanych w USA, żeby europejskie wydarzenia mogły wpłynąć na zachowanie rynków. O 14.30 dowiemy się, ile było w czerwcu w USA rozpoczętych budów domów oraz jaka była wtedy inflacja na poziomie konsumenta (CPI). Oczywiście bardziej istotne będą dane o inflacji, o których mogę napisać to samo, co wczoraj pisałem o inflacji PPI (tyle, że CPI jest tą inflacją, na którą Fed zwraca szczególną uwagę). Po zwyżkach cen ropy rynek jest bardzo przestraszony perspektywą zwiększenia presji inflacyjnej, więc większy od prognoz wzrost CPI (szczególnie inflacji bazowej) zostałby bardzo źle przyjęty przez rynek akcji. Dolar powinien w takim przypadku zyskać, a akcje tracić. Dane z rynku nieruchomości nie będą miały wielkiego znaczenia, jeśli inflacja będzie wysoka. Gdyby jednak była zgodna z prognozami lub niższa to duży spadek rozpoczętych budów domów bardzo osłabi dolara, a akcjom może, paradoksalnie pomóc. Wzrost ilości budowanych domów nie będzie w tej sytuacji miał wielkiego wpływu na zachowanie graczy.
Jak co środę zostanie opublikowany raport o zmianie zapasów paliw w USA, ale jak zwykle będą to dane które zostaną uwzględnione przez rynek tylko wtedy, jeśli uzasadnią już wcześniej panujące tam nastroje. Zapasy są wysokie, a w czasie sezonu wakacyjnego mogą spadać i to przecież każdy wie, więc fundamentalnego wpływu na rynek mieć one nie będą.
Zostaje nam jeszcze wystąpienie Bena Bernanke i tu mamy duży problem. Inwestorzy boją się zarówno inflacji jak i spowolnienia gospodarczego, więc szef Fed ma bardzo trudne zadanie – musi przepłynąć między Scyllą inflacji, a Charybdą stagnacji. Trudno powiedzieć, jak się z tego zadania wywiążę, bo od początku objęcia stanowiska wysyła nieco sprzeczne sygnały (a przynajmniej rynek odczytuje je jako sprzeczne). Jeśli uda mu się przekonać inwestorów, że spowolnienie będzie nieznaczne, a inflacja jest pod kontrolą to pomoże akcjom i zaszkodzi dolarowi. Nie ma jednak żadnej możliwości, żeby przewidzieć, co gracze sobie z jego wypowiedzi wybiorą.