Takie zachowanie naszej waluty w sytuacji, kiedy bardzo wzmocnił się dolara sygnalizuje, że trudno będzie bykom o jej osłabienie. Zauważmy, że sytuacja polityczna się pogarsza, groźby fruwają w powietrzu, projekt budżetu to wilka niewiadoma, a jednak złoty się umacnia. To jest zaproszenie do kupna naszej waluty, więc nie zdziwię się, jeśli dzisiaj też się wzmocni.
Na WGPW spadki cen surowców i obawa przed wygasaniem wrześniowej serii kontraktów cofnęły w piątek popyt i doprowadziły do spadku indeksów. Nie pomagały nawet wzrosty indeksów w Eurolandzie po publikacji uznanego za korzystny dla akcji raportu o amerykańskiej inflacji. Walka arbitrażystów z normalnymi zakupami akcji trwała do końca sesji, dzięki czemu bardzo wzrósł obrót. Warto zauważyć, że fatalne zachowanie rynku surowców i działania arbitrażystów nie przeceniły rynku akcji. WIG20 spadł jedynie nieznacznie.
Takie zachowanie indeksów sygnalizuje, że w sytuacji, kiedy arbitrażyści będą od dzisiaj kupowali akcje, żeby naładować portfele nasz rynek w zasadzie skazany jest na wzrost. Szkodzić może rynek surowców o ile spadki z zeszłego tygodnia będą kontynuowane (powinno tak być), ale jak widać naszym bykom to nie przeszkadza, a poza tym rano surowce drożały, co bykom już na otwarciu sesji powinno pomóc.
Optymistyczny koniec tygodnia
Piątkowe przedpołudnie było na rynkach finansowych bardzo spokojne, bo gracze czekali na raport o amerykańskiej inflacji. Indeksy giełdowe lekko rosły, tak jakby liczono na niegroźny wzrost inflacji, a rynek walutowy wzmacniał dolara tak jakby czekano na większy od prognoz wzrost cen. Jednak w miarę zbliżania się publikacji danych wskazania rynków ujednoliciły się – indeksy giełdowe osuwały się, a dolar nadal się wzmacniał – widać było obawy przed wyższą inflacją w USA, która znikła natychmiast po opublikowaniu danych.
Okazało się, że inflacja bazowa CPI wzrosła o 0,2 procenta w stosunku do lipca, czyli dokładnie tyle ile oczekiwano. Nie było to żadne wydarzenie szczególnie, że w skali roku wzrosła o 2,8 proc. (Fed widziałby ją na poziomie 2,0 proc.). Rynek uznał jednak, że wzrost o 0,2 proc. jest umiarkowany. Publikowany w tym samym czasie wrześniowy indeks NY Empire State (pokazujący jak rozwija się gospodarka w regionie) tak jak oczekiwano wzrósł, co nie mogło jednak rynkami poruszyć. Dane o dynamice produkcji rynek praktycznie zawsze lekceważy, więc i tym razem tak było, ale warto odnotować, że produkcja i wykorzystanie potencjału przemysłowego nieoczekiwanie spadło. Indeks nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne za wrzesień) wzrósł nieco mocniej niż oczekiwano. Nic dziwnego skoro tak mocno staniała ropa, a co za tym idzie i benzyna. Konsumentom nastroje musiały się poprawić. Reasumując można powiedzieć, że inflacja rośnie, a gospodarka powoli słabnie, chociaż nie we wszystkich regionach. Takie dane, w obecnym „byczym” nastroju rynku, całkowicie wystarczyły do wywołania wzrostu indeksów.
Dziwić jedynie mogło i to bardzo duże wzmocnienie dolara. Nie było żadnego fundamentalnego powodu dla takiego zachowania się rynku walutowego. Rynek najwyraźniej kieruje się techniką. Nie można też wykluczyć, że pieniądze z surowców uciekają w akcje na rynkach rozwiniętych i w amerykańskie obligacje, a to siłą rzeczy musi dolara wzmacniać. To tłumaczyłoby wzrosty indeksów w sytuacji, kiedy zwalniająca gospodarka takich poziomów cenowych nie uzasadnia. Nie muszę pewnie dodawać, że to jest dosyć ryzykowana gra, która musi się skończyć przebiciem bańki spekulacyjnej. Na razie jednak byki rządzą niepodzielnie.
Z początku pomagał im spadek ceny ropy, ale od 17.00 rozpoczęła się tam korekta, która doprowadziła cenę baryłki do poziomu czwartkowego zamknięcia. To jednak też pomagało posiadaczom akcji, bo poprawiało notowania koncernów paliwowych. Rynkowi szkodziło ostrzeżenie DaimlerChryslera, który zapowiedział, że nie wykona prognozy na ten rok. Spadał też kurs Forda, który zmniejszył zatrudnienie o 1/3 i ostrzegł, że w Ameryce Północnej nie będzie miał zysku przez 3 lata. Pomagała bykom Adobe po publikacji dobrych wyników kwartalnych. Indeksy wzrosły kończąc bardzo pozytywny dla byków tydzień. Szykowałbym się jednak na korektę w tym tygodniu – rynek już za daleko zabrnął.
W czasie weekendu odbyło się spotkanie ministrów finansów grupy G7, ale jeśli ktoś oczekiwał czegoś nadzwyczajnego po tym gremium to się srogo zawiódł. Dowiedzieliśmy się, że sytuacja gospodarcza świata jest bardzo dobra mimo pogorszenia koniunktury w USA. Według G7 utrzymują się też zagrożenia (inflacja, protekcjonizm). Kolejny raz ministrowie zaapelowali do Chin o wprowadzenie mechanizmu umożliwiającego umocnienie juana do bardziej racjonalnego poziomu, co miałoby zmniejszyć ekspansję chińskiego eksportu. Był to jednak tak słaby apel, że Zhou Xiaouchan, szef chińskiego banku centralnego, powiedział agencji Dow Jones Newswire, iż G7 „ nie stosowała żadnych nacisków”. W sumie było to wydarzenie bez znaczenia. Dzisiejsze raporty makroekonomiczne mogą wpłynąć jedynie na rynek walutowy i to prawdopodobnie jedynie w stopniu umiarkowanym. Na dane o przepływach kapitałów do USA od dawna już gracze nie reagują, a amerykański kwartalny bilans obrotów bieżących w zazwyczaj wywołuje jedynie krótkotrwale reakcje. W tej sytuacji najbardziej prawdopodobne jest, że rynki będą się już szykowały do środowego komunikatu FOMC.