Pomagały też złotemu kolejne dobre dane makroekonomiczne – sprzedaż wzrosła o 13,7 proc. W czasie konferencji złoty jednak tracił, ale trzeba zdecydowanie wziąć pod uwagę to, że na „sprawę Gilowskiej” nałożyło się znaczne wzmocnienie dolara do euro. Wystarczyło, że na świecie ten proces się zatrzymał, a nasz złoty natychmiast odzyskał trochę wigoru wzmacniając się o 2 -3 grosze. Z pewnością pomogło też to, że natychmiast mianowano nowego ministra finansów (Pawła Wojciechowskiego), który co prawda nie jest osobą bardzo znaną, ale jest profesjonalistą, a nie działaczem politycznym. W sumie można powiedzieć, że reakcja naszego rynku walutowego zgodna była z powiedzeniem „kupuj pogłoski, sprzedawaj fakty”.
Zupełnie inaczej potraktował informację o konferencji pani minister nasz rynek akcji. Zaniepokojenie na GWP ograniczało się jedynie do powstrzymania się od transakcji – obrót był mały. Indeksy giełdowe spadały kosmetycznie, Dużo mocniej spadał na przykład węgierski BUX. Zachowanie było słuszne, bo przecież słabszy złoty jest dla naszej gospodarki korzystny – zwiększa jej międzynarodową konkurencyjność. Poza tym narzekanie na słabość naszej waluty nie ma większego sensu. W czerwcu rok temu złoty był na dokładnie takim samie poziomie, a w maju zeszłego roku kurs EUR/PLN sięgał 4,30 PLN. Piątek skończyliśmy z kursem zbliżonym do 4,10 PLN.
Koniec sesji był pozytywny, co jednak przy tak małym obrocie nie ma żadnego znaczenia prognostycznego. Wydaje się, że cześć graczy doszła do wniosku, że skoro rynek nie reaguje na dymisję Zyty Gilowskiej, która przez media namaszczona została na gwaranta stabilności naszych finansów to znaczy, że jest już przygotowany do wzrostu. Być może tak właśnie jest, ale muszę przytoczyć ostrzeżenie z mojej „Subiektywnej oceny sytuacji”, gdzie napisałem, żeby jeszcze zachować ostrożność. Gracze zagraniczni bardzo często w takich trudnych momentach usypiają rynki nic nie robiąc, a uderzają podażą, wtedy, kiedy wszyscy są już zadowoleni, że wydarzenia są zdyskontowane. Często nie jest to nawet wynikiem zamierzonego wprowadzania w błąd, a procedurami. Zbierają się komitety inwestycyjne, dyskutują, analizują sytuację i podejmują decyzje. To może trochę potrwać i dlatego reakcje bywają opóźnione.
Z tego też powodu radziłbym już na dzisiejszej sesji zachować szczególną ostrożność. Wydaje się, że powinniśmy nadal mieć do czynienia z małym obrotem i brakiem zdecydowania oraz dziwnymi ruchami rynku. Gdyby jednak obroty nagle mocno wzrosły, a indeksy wyraźnie spadły to mielibyśmy właśnie do czynienia z opóźnioną reakcją. Ruch przeciwny to znaczy duży obrót i solidny wzrost postawiłyby kropkę nad i. Świadczyłyby o tym że dymisja minister Gilowskiej jest już zdyskontowana, a rynek chce letniej hossy.
Dane z rynku nieruchomości w centrum uwagi
Piątkowe zachowanie rynków finansowych w USA było dosyć dziwne. Spójrzmy wpierw na raporty makroekonomiczne. Dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku w USA były niejednoznaczne. Po dużym spadku w kwietniu znowu spadły (o 0,3 proc.). Spadek wynika jednak z dużego spadku zamówień w lotnictwie, a to jest sektor, w którym gwałtowne zmiany nie należą do rzadkości. Zamówienia bez środków transportu wzrosły o 0,7 proc., co było dobrym wynikiem. W sumie były to więc dane niezłe. W każdym razie takie, że nie przeszkodziły we wzroście rentowności obligacji.
Tak mocno rosnąca rentowność (już 5,228 proc.) powinna była przestraszyć graczy na rynku akcji i wzmocnić dolara. Okazało się, że dolar rzeczywiście się wzmacniał, ale przede wszystkim na skutek czynników wynikających z analizy technicznej. Wzmacniający się dolar zazwyczaj szkodzi surowcom, ale tutaj mieliśmy największą niespodziankę – ceny miedzi, złota i ropy wzrosły. Wyglądało to tak, jakby fundusze doszły do wniosku, że wszystko jest już zawarte w cenach, a to powinno odwrócić trendy. Być może była to po prostu kończąca tydzień realizacja zysków z krótkich pozycji.
Wysoka rentowność obligacji powinna była zaszkodzić akcjom, ale informacje o kilku przejęciach i fuzjach (Anadarko Petroleum zapowiedział przejęcia spółek Kerr-McGee i Western Gas Resources, a fuzję zapowiedziały spółki Energy Partners i Stone Energy) podgrzały atmosferę i po początkowy, sporym spadku indeksy zaczęły całkiem wyraźnie rosnąć. Koniec sesji przyniósł jednak ochłodzenie nastrojów i całkowicie neutralne zamkniecie, które zupełnie niczego nie zmienia w obrazie rynków.
W czasie weekendu Iran ponownie ostrzegł, że w przypadku zagrożenia jego interesów, użyje ropy naftowej jako broni, co teoretycznie powinno podnieść dzisiaj ceny tego surowca (pomagając sektorowi paliwowemu, ale szkodząc szerokiemu rynkowi). Teoretycznie, bo ponieważ to jest już kolejne ostrzeżenie to rynek się już przyzwyczaił i bardziej prawdopodobne jest, że reakcja będzie znikoma. Rano ropa wręcz lekko taniała (tak jak i inne surowce), bo Irak poinformował, że jego wydobycie jest największe od czasu inwazji „koalicji chętnych” pod wodzą USA.
Tydzień rozpoczynamy dwoma raportami makroekonomicznymi. Publikacja bilansu handlu zagranicznego Eurolandu może nieznacznie wpłynąć na kurs EUR/USD, ale nie będzie to trwała zmiana. Bardzo ciekawe będą dane, które pokażą, jak kształtowała się w maju w USA sprzedaż nowych domów. Zapowiadany jest spadek o 4,5 proc. i takie dane nie wywołają większych emocji. Dużo większy spadek, szczególnie, gdyby połączony był z kolejnym wzrostem ilości domów czekających na sprzedaż, z całą pewnością osłabiłby dolara. Nie jest jednak pewne, jak wpłynąłby na rynek akcji, bo problemy rynku nieruchomości zagrażają gospodarce, ale zmniejszają prawdopodobieństwo kontynuowania cyklu podwyżek stóp procentowych. Zakładam, że rynek akcji po prostu nie wiedziałby, co robić iw wybrałby bezruch. Bardzo dobre dane pomogłyby dolarowi, ale tuż przed posiedzeniem FOMC (czwartek) mogłyby trochę zaszkodzić rynkowi akcji.
Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi