Wprawdzie wzrost był wyższy niż w czerwcu, ale po uwzględnieniu inflacji (3,6 proc.) oznacza to, że w ostatnich miesiącach realnie nasze płace przestały rosnąć. Dla porównania: w połowie ubiegłego roku nasze pensje rosły w tempie nawet 11,2 proc. rocznie!
Co gorsza, wynagrodzenia w polskich firmach rosną znacznie wolniej, niż galopują ceny produktów najbardziej istotnych dla budżetów polskich rodzin, na przykład żywność w ciągu ostatniego roku zdrożała aż o 5,5 proc., o 8,3 proc. wzrosły opłaty za użytkowanie mieszkania, o 10 proc. zdrożała energia.
W efekcie maleje nasza siła nabywcza: posiadacz kwoty stanowiącej równowartość przeciętnej polskiej pensji brutto może kupić za nią coraz mniej towarów i usług.
Znacznie skromniej niż rok temu możemy wypełnić obecnie koszyk zakupami żywnościowymi. W ciągu ostatniego roku mocno poszły bowiem w górę ceny mięsa wieprzowego, wołowego, a nawet drobiu.
Na przykład mięso kurcząt jest obecnie ok. 16 proc. droższe niż przed rokiem, więc przeciętna pensja brutto nie wystarczy już na 510 kg, jak przed rokiem, a zaledwie na 454 kg. Podrożały też ryby – np. kilogram morszczuka średnio w kraju według GUS kosztuje obecnie o ok. 21 proc. więcej niż 12 miesięcy temu.
Drastycznie drożeje też cukier – jego cena na światowych giełdach jest najwyższa od kilkudziesięciu lat, w efekcie w sklepach płacimy za niego prawie 30 proc. więcej niż przed rokiem. W lipcu przeciętna polska pensja wystarczała na 1232 kg, obecnie już tylko na 1000 kg. Dużo więcej – ok. 55 proc – trzeba płacić za ziemniaki.
O wiele mniej kupimy za średnią wypłatę także alkoholi i papierosów – z danych GUS wynika, że w lipcu były one o ponad 12,1 proc. droższe niż przed rokiem. Jak wyliczyliśmy – jeśli przeciętny palacz mógł kiedyś kupić prawie 400 paczek papierosów marki Camel, to obecnie już tylko 373.
Coraz większą część naszych pensji pożerają opłaty związane z użytkowaniem mieszkania. Przeciętna polska płaca brutto stanowi obecnie równowartość około 6 tys. kWh energii, rok wcześniej wystarczyłaby na 460 kWh więcej.
Są jednak kategorie produktów, których za przeciętną pensję możemy kupić więcej niż rok temu. Na pocieszenie zostały nam niższe ceny artykułów mleczarskich oraz niektórych owoców i warzyw , np. cebuli , buraków, jabłek. Rosnąca konkurencja obniżyła ceny odzieży i obuwia – aż o 9,1 proc. Więcej kupimy także paliwa do samochodów – ceny w lipcu były niższe niż przed rokiem o 6 proc. W efekcie za sumę równą przeciętnej pensji brutto możemy obecnie odbyć samochodem znacznie dłuższą podróż, np. przy założeniu, że spala on ok. 7 l/100 km, jesteśmy w stanie przejechać nim prawie 10,8 tys. km – czyli ok. 850 km więcej niż przed rokiem. Inaczej jest jednak z podróżami koleją – kupimy nieco mniej biletów.
Spadek siły nabywczej najbardziej odczujemy jednak, wyjeżdżając za granicę czy też robiąc zakupy w zachodnich internetowych sklepach. Jeszcze w lipcu ubiegłego roku przeciętna polska płaca w sektorze przedsiębiorstw stanowiła równowartość ok. 1009 euro, obecnie – już tylko 785 euro. Swoje realne zubożenie jeszcze bardziej odczujemy, wyjeżdżając za ocean. O ile jeszcze w lipcu przeciętny Polak zarabiał 1575 dol., to obecnie już zaledwie niewiele ponad 1100.
Co ciekawe, biedniejsi staliśmy się nawet wobec naszych południowych sąsiadów. Przed rokiem za przeciętną polską pensję mogliśmy kupić prawie 25 tys. koron, obecnie już tylko nieco ponad 20 tys.
Niestety, zdaniem ekspertów jeszcze przez pewien czas nasze płace będą rosły coraz wolniej. W pierwszej połowie 2010 r. dynamika wzrostu płac raczej nie przekroczy 2,5-2,7 proc. – ocenia Dariusz Winek, dyrektor biura analiz w Banku Gospodarki Żywnościowej.
A wszystko to przez coraz trudniejszą sytuację na rynku pracy. GUS podał wczoraj, że zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw w lipcu po raz kolejny spadło i było o 2,2 proc. niższe niż przed rokiem. Łącznie w sektorze przedsiębiorstw pracuje 5280 tys. Polaków.
Z najnowszych danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej wynika, że bezrobocie w lipcu wzrosło do 10,8 proc. Ministerstwo spodziewa się, że będzie rosło. Zdaniem niektórych ekonomistów najtrudniejsza sytuacja będzie na początku przyszłego roku. Większość analityków prognozuje, że już po wakacjach bezrobocie zacznie szybko rosnąć. Wczoraj Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej podało, że w lipcu stopa bezrobocia wzrosła do 10,8 proc. z 10,7 proc. w czerwcu. – Spodziewamy się, że w grudniu bezrobocie wzrośnie do 12,9 proc., zaś na koniec przyszłego roku sięgnie 14,3 proc., swój szczyt osiągając w pierwszym kwartale 2010 r., kiedy bez pracy będzie nawet 15 proc. Polaków – uważa Marta Petka z Raiffeisen Banku.
Sytuacja na rynku pracy zacznie zmieniać się dopiero pod koniec przyszłego roku. Poprawa sytuacji na rynku pracy zaowocuje wzrostem wynagrodzeń.
Na pocieszenie eksperci dodają, że są szanse, iż pod koniec roku inflacja zacznie spadać, a już w pierwszej połowie 2010 r. uda się ją zbić do poziomu celu inflacyjnego, czyli poniżej 2,5 proc.
Joanna Pieńczykowska