Poniedziałek przynosi dalsze gwałtowne osłabienie naszej waluty. Euro drożeje do 4,3450 zł, dolar do 3,2950 zł, a frank do 2,93 zł. Tym samym wydarzenia piątkowego wieczora nie są przypadkowe i wpisują się w dłuższy trend. Najprawdopodobniej zakończy się on dopiero na przełomie stycznia i lutego, kiedy to notowania EUR/PLN naruszą poziom 4,50 zł.
Nie, nie jest to błąd. Obecnie mamy do czynienia z piątą, najbardziej gwałtowną falą, zazwyczaj czysto spekulacyjną, którą napędzają coraz gorsze notowania dla polskiej gospodarki. Dzisiaj rano JP Morgan obniżył prognozę wzrostu PKB w 2009 r. do zera, a Morgan Stanley do 1,1 proc. r/r. Z kolei przedstawiciele Komisji Europejskiej zrewidowali je do 2,0 proc. r/r. Pesymizm wzmagają także coraz większe obawy, iż największym poszkodowanym globalnego kryzysu będą rynki wschodzące – zapoczątkowany jeszcze w wakacje proces ucieczki zagranicznego kapitału trwa, zatem nadal. Wybiegając bardziej przyszłościowo, warto zadać sobie także pytanie, czy ewentualny kryzys w Chinach wywołany przez spowolnienie tamtejszej gospodarki, nie stanie się swoistym gwoździem do trumny dla emerging markets. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Opublikowane o godz. 14:00 dane Głównego Urzędu Statystycznego nt. średniej płacy w grudniu przeszły w zasadzie bez echa. Odczyt wyniósł 5,4 proc. r/r wobec spodziewanych 6,9 proc. r/r i zanotowanych 7,4 proc. r/r w listopadzie. Widać wyraźnie, że tzw. presja płacowa pomału odchodzi w niepamięć. Jutro o godz. 14:00 poznamy ważniejsze dane o dynamice produkcji przemysłowej w grudniu i cenach PPI, odczyty są szacowane odpowiednio na -1,9 proc. r/r i 2,1 proc. r/r. Z kolei pojutrze czeka nas publikacja odczytu inflacji bazowej netto. Wydaje się jednak, że informacje te będą miały żadnego wpływu na złotego. Liczą się tylko globalne nastroje i analiza techniczna. Ta nie wyklucza wystąpienia w przeciągu najbliższych kilku godzin nieznacznej korekty. Euro ma szanse potanieć w okolice 4,29-4,30 zł, co powinno być jednak wykorzystane do zakupów walut za złotówki.
Pogarszają się także nastroje wokół europejskiej waluty. Po rannym ustanowieniu maksimum w okolicach 1,3385 notowania euro spadły poniżej 1,32. Niewątpliwie wpłynęła na to decyzja agencji ratingowej S&P o obniżeniu długoterminowego ratingu dla Hiszpanii do „AA+”, a także krytyczny raport Komisji Europejskiej wobec perspektyw dla greckiej gospodarki. Inwestorzy „uwzględnili” także słowa J.C.Tricheta, który przyznał, że ten rok będzie „dość trudny”. Większej przeceny euro jednak nie było, niewykluczone, że z powodu sztywnego stanowiska ECB, że stopy procentowe nie zostaną w tym cyklu obniżone poniżej poziomu 1,0 proc. (obecnie 2,0 proc.). W najbliższych godzinach nie wykluczona jest próba korekcyjnego odbicia w kierunku 1,3270. Paradoksalnie, przedstawiany w ostatnich komentarzach cel na poziomie 1,29 EUR/USD, zaczyna się oddalać. Euro wydaje się stopniowo budować bazę pod większy ruch w górę w relacji do dolara. Silnym wsparciem jest rejon 1,30-1,31.
Jutro głównym wydarzeniem dla rynków będzie oczywiście oficjalna nominacja Baracka Obamy na 44 prezydenta USA. Słabną oczekiwania na to, że tchnie on ducha optymizmu, zwłaszcza w giełdowych inwestorów, chociaż nie można jeszcze zupełnie wykluczyć dość pozytywnych sesji na parkietach w tym tygodniu. Wyższe poziomy, zwłaszcza w przypadku naszych, krajowych akcji, warto będzie jednak wykorzystać do ich sprzedaży. Poza tym inwestorzy, zwłaszcza operujący na parze GBP/USD będą zwracać na publikację danych o grudniowej inflacji CPI (oczekiwania 2,7 proc. r/r), a także wystąpienie szefa Banku Anglii. Opublikowany dzisiaj kolejny plan pomocy dla brytyjskiego sektora bankowego nie został zbyt ciepło przyjęty przez inwestorów. W efekcie notowania GBP/USD spadły w okolice 1,45.
Marek Rogalski
Główny Analityk
First International Traders Dom Maklerski S.A.
Źródło: First International Traders Dom Maklerski