Chociaż od wejścia w życie obowiązku posiadania wkładu własnego minęło prawie pięć miesięcy, to wciąż cztery na dziesięć osób przychodzących po kredyt mieszkaniowy nie wie, że bank nie pożyczy już pieniędzy na całą nieruchomość – wynika z obserwacji doradców Open Finance. Nieco lepiej sytuacja wygląda jedynie w największych miastach.
Nowe reguły – nie ma kredytów na 100 proc. ceny nieruchomości – Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła w życie od stycznia. O planowanej zmianie mówiło się przez większą część minionego roku, ale informacje te dotarły przede wszystkim do osób, które wówczas zastanawiały się nad zakupem mieszkania. Dla wielu przychodzących w tym roku po kredyt jest to zaskoczenie.
Większą świadomość nowych wymogów mają mieszkańcy Warszawy i największych aglomeracji, ale poza nimi, przeciętnie około czterech z 10 zainteresowanych kredytem nie wie, że musi mieć swój finansowy udział w zakupie mieszkania. Tymczasem potencjalny kredytobiorca powinien wyłożyć z kieszeni równowartość min. 5 proc. ceny zakupu.
Niestety za obowiązkiem posiadania wkładu własnego nie poszły żadne rządowe rozwiązania zachęcające do oszczędzania na wkład własny. Idea darowania podatku Belki od pieniędzy odkładanych przez co najmniej pięć lat właśnie na ten cel – poległa. Ministerstwo Finansów wycofało się z niej, uznając, że byłoby to nieuzasadnione uprzywilejowanie jednej z form oszczędzania. W zamian nie zaproponowano nic. Tym samym nie pojawiła się żadna oferta, która mogłaby przykuć uwagę Polaków i przy okazji uświadomić obowiązek posiadania wkładu własnego.
Klienci nastawieni na przeprowadzkę i zaciągnięcie kredytu łatwo jednak nie odpuszczają, nawet jeśli nie mają koniecznych 5 proc. ceny zakupu na wkład własny.
- Na wkład własny przeznaczają pieniądze odłożone na wyposażenie lub wykończenie mieszkania.
- Zwracają się po pomoc do rodziny.
- Biorą kredyt na przyszłą, wyższą wartość nieruchomości – uwzględniającą wykończenie lub remont. W pierwszym momencie oznacza to wyłożenie większej kwoty na wkład własny, ale też pozwala na sfinansowanie sporych wydatków na wykończenie nieruchomości i zwrot ewentualnie pożyczonych pieniędzy na wkład własny.
- Zabezpieczają kredyt na dodatkowej nieruchomości.
- Korzystają z oferty banków, w których liczy się wartość nieruchomości, a nie cena zakupu. Jeśli wycena mieszkania przez bankowego rzeczoznawcę jest wyższa od kwoty, za którą chce ją sprzedać dotychczasowy właściciel, nadwyżka jest traktowana jako wkład własny. Np. gdy na wycenie widnieje 300 tys. zł a na umowie zakupu 270 tys. zł to 30 tys. zł czyli 10 proc. będzie w tym przypadku wkładem własnym.
- Poszukują mieszkań w programie „Mieszkanie dla Młodych”, który oferuje bezdzietnym 10 proc. dopłatę, a dzieciatym 15 proc.
- Mimo że pieniądze na wkład własny nie pochodzą z innego kredytu, to jednak sięgają po kredyt gotówkowy.
Koniec końców klienci radzą sobie z wymaganiami, bo konieczne 5 proc. wkładu własnego to nie są jeszcze ogromne kwoty. W dużych miastach przeważnie 15 -20 tys. zł, a w mniejszych kilka tysięcy. Sytuacja zmieni się jednak już za niecałe 8 miesięcy. Od stycznia przyszłego roku trzeba będzie mieć 10 proc. wkładu własnego, czyli kwoty idące w dziesiątki tysięcy złotych. W tej sytuacji dalsze rozpowszechnianie wiedzy o wkładzie własnym pocztą pantoflową i brak produktów nakierowanych na oszczędzanie na ten cel to gwarancja jeszcze większego zaskoczenia. Nie ulega wątpliwości, że szybkie zdobycie pieniędzy na rozruch kredytu będzie dużo trudniejsze. Pytanie doradcy: – Ile pieniędzy Pan/Pani ma na w kład własny? może spowodować, że wielu osobom mieszkaniowe plany posypią się na miesiące, albo nawet lata.
Halina Kochalska, Open Finance.