Wirtualna waluta bitcoin zagościła ostatnio w mediach. Gwałtownie zwyżkujący kurs elektronicznych monet przyciągnął uwagę szerokiej publiczności, której część zapragnęła wziąć udział w gorączce złota XXI wieku. Wygląda na to, że wirtualna waluta padła właśnie – nie po raz pierwszy – ofiarą własnego medialnego sukcesu. Wbrew niektórym prognozom nie oznacza to jednak końca monetarnego eksperymentu, który wart jest uwagi z wielu powodów.
O zasadach działania systemu bitcoin, jego niejasnym pochodzeniu i rozwijającym się wokół e-waluty rynku napisano już wiele. Dla teoretyków jest to fascynujące zagadnienie. Nie wiadomo, czy BTC traktować jako przedmiot kolekcjonerski, wirtualny towar czy pieniądz. Bitcoin wyróżnia się zdecentralizowanym mechanizmem kreacji, funkcjonuje w zupełnym oderwaniu od gospodarki „in real life”, a z góry ograniczona podaż monet nie przypomina żadnego z poprzednich systemów pieniądza sieciowego.
Koleje losu wirtualnej waluty były do tej pory dość burzliwe. Po narodzinach w 2009 roku przyszedł pierwszy boom w roku 2011, fala włamań do kantorów, „flash crash” w lipcu 2011 r., a potem dłuższy okres względnej stabilizacji kursu w stosunku do offlineowych walut.
#000000 środa
Przed czarną środą 10 kwietnia 2013 r. bitcoin przeżył kolejny epizod medialnej sławy. Publikacje w najważniejszych serwisach ekonomicznych, a później w masowych mediach pobudziły zainteresowanie egzotycznym zjawiskiem. Co ciekawe, dziennikarze byli świadomi, że wrzawa wokół wirtualnej waluty może okazać się niebezpieczna, a nagły skok zainteresowania BTC może skończyć się spekulacyjną bańką. Sytuację dodatkowo podgrzewał polityczny i gospodarczy kontekst – problemy Cypru, masowe drukowanie papierowego pieniądza (ostatnio przez Japończyków), niepewność co do działania systemów gwarantowania depozytów.
Tymczasem kurs BTC rósł jak szalony. Obiegowy pogląd głosił, że przeciętni zjadacze chleba zaczęli interesować się nowym „dobrem”, szukając sposobu ucieczki przed spadającą siłą nabywczą papierowego pieniądza. Można jednak podejrzewać, że za napływem nowych użytkowników (a raczej inwestorów-spekulantów) stała zwykła chciwość. Możliwość osiągnięcia kilkusetprocentowych zysków w ciągu kilku tygodni, a nawet dni rozpalała wyobraźnię. W ostatnich trzech tygodniach liczba użytkowników systemu (szacowana na podstawie unikatowych adresów IP) podwoiła się.
10 kwietnia kurs gwałtownie się załamał, a najważniejsze giełdy bitcoina ugięły się pod masą transakcji. Japoński Mtgox notował olbrzymie opóźnienia w realizacji zleceń, a informacja o bieżącej wycenie BTC okazała się bezwartościowa. Nie potwierdziły się doniesienia o atakach DDoS na giełdy – najprawdopodobniej problemem okazał się olbrzymi wzrost aktywności użytkowników.
Bitcoin zostaje z nami
W obliczu nagłego wzrostu zainteresowania bitcoinem egzaminu nie zdały przede wszystkim punkty styku wirtualnego ekosystemu z rzeczywistą gospodarką – giełdy. Niezależnie od tego, czy nagły spadek ceny monet okaże się tylko epizodem w dalszych wzrostach, początkiem bocznego trendu czy może początkiem „bessy”, to nie uderza on w postawy funkcjonowania wirtualnej waluty. Stawia jednak pod znakiem zapytania możliwość pełnienia przez BTC wymienianych w podręcznikach funkcji pieniądza. Dramatyczne fluktuacje wartości sprawiają, że bitcoin nie sprawdza się jako miernik wartości czy środek wymiany. Coraz więcej racji zdają się mieć eksperci twierdzący, że deflacyjna natura bitcoina skazuje go na pełnienie roli raczej cennego wirtualnego commodity niż pieniądza.
Czy to oznacza, że o bitcoinie wkrótce nikt nie będzie pamiętał? Jestem przekonany, że wręcz przeciwnie – zapisze się on w podręcznikach jako początek nowego rozdziału historii pieniądza. Od strony technologicznej udało się mu skutecznie rozwiązać kilka istotnych problemów – podwójnego wydania („double spending”), anonimowości transakcji (chociaż w zupełnie innym modelu niż w przypadku papierowej gotówki) i nieodwracalności rozrachunku. Być może na tej bazie powstanie kolejny doskonalszy system, lepiej nadający się do dokonywania transakcji w wirtualnym świecie? Globalna sieć potrzebuje „finansowego esperanto”, a bitcoin jest obietnicą, że taki projekt ma szanse powodzenia.