NBP opublikował w zeszłym tygodniu treść „Programu redukcji opłat kartowych w Polsce”. Tuż przed publikacją dokumentu swoje poparcie dla zawartych w planie działań ogłosiła Visa. Do końca maja poznamy stanowiska pozostałych uczestników porozumienia, w tym firmy MasterCard, która do tej pory przyglądała się rozwojowi wydarzeń z dystansu. Niezależnie od tego, jakie będą dalsze losy programu obniżki interchange, warto krytycznie spojrzeć na wypracowaną przez wielostronny zespół propozycję.
Można śmiało powiedzieć, że karty płatnicze pojawiły się w Polsce w samą porę. Przywiązani do gotówki rodacy nie zdążyli jeszcze przyzwyczaić się do czeków jako wehikułu przenoszącego bezgotówkowy pieniądz, gdy w latach 90-tych na dynamicznie rozwijającym się bankowym rynku pierwsze szańce zaczął zdobywać niepozorny kawałek plastiku. Dzięki zdecydowanym działaniom banków i organizacji kartowych przeskoczyliśmy jeden z etapów rozwoju płatności detalicznych, pozbywając się na dobre balastu instrumentów papierowych, które do dzisiaj tak bardzo ciążą bankom brytyjskim czy amerykańskim.
Dopóki rynek kart płatniczych w Polsce raczkował, kwestia wysokości opłat interchange nie była obiektem zażartych dyskusji. Klienci banków często ograniczali się do traktowania karty jako klucza do gotówki, a obciążanie nielicznych akceptantów wysokimi opłatami tłumaczono koniecznością pokrycia kosztów budowy kartowej infrastruktury. Z biegiem lat, wraz z szybkim rozwojem plastikowych płatności, dyżurny argument na rzecz podtrzymania cenowego status quo zaczął jednak pobrzmiewać fałszywie. Porównując poziom opłat narzucanych akceptantom w Polsce z warunkami jakimi cieszą się handlowcy w innych krajach regionu, trudno było oprzeć się wrażeniu, że dzieje się coś niedobrego.
Sieć akceptacji nie nadąża
Bank centralny, z którego inicjatywy powstał zespół zajmujący się problemem opłat interchange, postanowił użyć swoich wpływów, by sprowadzić koszty akceptacji kart na ziemię. Wśród cytowanych w dokumencie NBP przesłanek ingerencji wymienia się m.in. troskę o przyspieszenie rozwoju sieci akceptacji kart i wzrost obrotu bezgotówkowego. Podobne tezy znalazły się zresztą wcześniej w programie kreślącym wizję przyspieszenia ekspansji płatności bezgotówkowych w polskiej gospodarce.
Nic zatem dziwnego, że jako główny cel programu obniżenia opłat interchange wskazano „doprowadzenie do sytuacji, w której każdy konsument posiadający kartę płatniczą może ją wykorzystywać przy płatnościach bezgotówkowych w jak największej liczbie punktów handlowo-usługowych w Polsce i niezależnie od wysokości kwoty transakcji”.
Jak tego dokonać? Przede wszystkim poprzez stopniowe obniżanie wysokości opłat interchange do poziomu średniego dla krajów Unii Europejskiej. Zmiany byłyby dość znaczące – pierwsza obniżka stawki dla kart debetowych i kredytowych miałaby miejsce najpóźniej na początku przyszłego roku. Zamiast 1,6%-1,8% opłata wyniosłaby 1,1% wartości transakcji dla kart debetowych i 1,2% dla kart kredytowych. Docelowy poziom opłaty osiągną w 2017 roku (odpowiednio 0,7% i 0,84%), a w międzyczasie możliwa będzie seria kolejnych „schodków”, w zależności od tempa rozwoju rynku płatności kartowych.
Kilka nieco idealistycznych założeń
Warto zauważyć, że brzmienie głównego celu programu i zestaw proponowanych działań zakłada, że jeśli koszty akceptacji kart spadną, to handlowcy przychylniej spojrzą na plastikowy pieniądz, a sprzedawcy, którzy do tej pory przyjmowali wyłącznie gotówkę zdecydują się na postawienie w swoich sklepach terminali. Jednocześnie w dokumencie podkreślono, iż od akceptantów oczekuje się, że przeniosą proporcjonalnie skutki obniżki opłaty interchange na konsumentów (czyli obniżą ceny). W programie pojawia się wręcz następujący zwrot: „jest to jedno z najważniejszych oczekiwań ze strony NBP, aby na realizacji Programu mógł zyskać zwykły konsument również poprzez obniżenie cen”.
Jeśli tak miałoby się stać, to na proponowanych zmianach nie zyskają handlowcy. Jeśli dziś narzekają oni, że kartowe prowizje zjadają znaczną część handlowej marży, to proporcjonalne obniżenie opłat i cen towarów nie zmieni znacząco sytuacji. Oczekiwania wyrażone przez NBP brzmią w tym przypadku naiwnie, zwłaszcza w świetle niedawnych doświadczeń z amerykańskiego rynku.
W dokumencie pojawia się kilka podobnych „pobożnych życzeń”. Przykładowo oczekuje się, że:
- akceptanci będą respektować zakaz określania minimalnej kwoty transakcji kartowej,
- banki nie będą starały się zrekompensować obniżonych przychodów z tytułu interchange poprzez wprowadzanie nowych opłat pobieranych od posiadaczy kart,
- organizacje płatnicze nie wprowadzą nowych typów opłat lokalnych,
- agenci rozliczeniowi bez zwłoki odzwierciedlą obniżkę interchange w opłatach akceptanta (MSC) i wprowadzą powszechnie czytelny model „interchange plus”, w którym opłata akceptanta równa jest opłacie interchange powiększonej o pozostałe stałe składniki.
Można mieć tylko nadzieję, że wszystkie te oczekiwania się ziszczą, a zobowiązania podjęte przez uczestników porozumienia będą realizowane. Realista powiedziałby jednak – „poczekamy, zobaczymy”. O ile działania banków i agentów rozliczeniowych można stosunkowo łatwo monitorować, to wyegzekwowanie części ustaleń dotyczących akceptantów będzie znacznie trudniejsze.
W dobrą stronę
Mimo kilku nieco idealistycznych wątków, program redukcji opłat interchange zawiera sporą dawkę działań, które należy uznać za potencjalnie niezwykle korzystne dla rozwoju obrotu bezgotówkowego w Polsce. W szczególności ciekawa wydaje się propozycja specjalnego, preferencyjnego traktowania mikropłatności oraz „promocyjnej” akcji obniżenia opłat dla najmniejszych akceptantów. Nieco zastanawiający jest brak jakiejkolwiek wzmianki dotyczącej kart przedpłaconych – czy oznacza to, że podobnie jak karty dla klientów korporacyjnych, nie będą one objęte ustaleniami programu?
Nawet jeśli program pozostanie tylko na papierze, to spełni on swoją rolę, stanowiąc ważny etap w dyskusji na temat wysokości opłat interchange na polskim rynku. W razie niekorzystnego obrotu sytuacji, NBP sięgnie zapewne w proponowanych regulacjach prawnych po niektóre z pomysłów zawartych w tym dokumencie. Niezależnie od dalszych losów porozumienia, rok 2012 już dziś można uznać za początek nowej ery na krajowym rynku kartowym.
Michał Kisiel
[email protected]
Źródło: PR News