Dopiero od tego roku prawo dopuszcza tam rozwody. Do biura przychodzi się tu w klapkach, a na lunch pije wino, nie kawę. Czego jeszcze nie wiedzieliście o Malcie? Rozmawiamy z mieszkającą tam Polką, Martą Starzyk, autorką serwisu turystycznego planynawakacje.pl.
Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Malta leży tak blisko Sycylii, że w powietrzu powinien unosić się tam włoski klimat.
Marta Starzyk: I tak, i nie. Jeszcze kilkanaście lat temu nie było maltańskiej telewizji, więc do tej pory większość Maltańczyków zna biegle włoski. Należy jednak pamiętać, że Malta odzyskała niepodległość spod panowania brytyjskiego dopiero w 1964 r., dlatego też w powietrzu czuje się przede wszystkim kulturę angielską. Angielski jest też wraz z maltańskim oficjalnym językiem trzech wysp.
Malta to jednak przede wszystkim bogata historia i ogromne muzeum pod gołym niebem. Zabytki z różnych epok, przepiękne średniowieczne kościoły i fortyfikacje będące pozostałością po pobycie m.in. Turków, Francuzów i Anglików.
A podejście do życia – też zapożyczone?
Jeżeli chodzi o nastawienie Maltańczyków do życia, to panuje tu typowo wyspiarski klimat i podejście „co mam zrobić dzisiaj, mogę i jutro”. Trzeba się przyzwyczaić, że jeżeli hydraulik mówi, że przyjdzie o 8:00 rano, to raczej nie planuj niczego do 12:00. Na pewno się spóźni i na pewno nie zadzwoni, aby o tym uprzedzić.
Maltańczycy podobnie jak Włosi są głośni i kochają swoją sjestę. W praktyce oznacza to, że większość sklepów jest zamkniętych od południa do 16:00, w lato urzędnicy państwowi kończą pracę o 12:30 (bo przecież jest gorąco), a dzieci w wieku szkolnym mają wakacje od końca czerwca do końca września (z tego samego powodu).
Niezły szok kulturowy.
Tak. Malta to kraj składający się z trzech wysp: Malta, Gozo i Comino, zamieszkuje je łącznie ok. 400 tys. mieszkańców – niby niewiele, ale to ogromna mieszanka kulturowa. Widać to szczególnie przez ostatnie 10 lat, od kiedy wiele zagranicznych firm zdecydowało się przenieść lub założyć swoje siedziby w „podatkowym raju”. Na wyspę przeprowadziło się wówczas tysiące młodych ludzi, szczególnie ze Skandynawii.
Malta to kraj ludzi cieszących się życiem. Nie ma tu takiego pędu, jak w Londynie czy nawet w Warszawie. Do biura przychodzi się w klapkach. Pod krawatem widzi się raczej tylko pracowników banków i urzędów. Tutaj na lunch pije się wino, nie kawę. Ponad 300 słonecznych dni w roku, czyste i ciepłe morze sprawia, że kąpać można się tu praktycznie wszędzie. Tutaj emeryci nie siedzą w domach przed telewizorem, ale zbierają się w grupki plotkując, pijąc winko i grają w bingo. Już mnie nie dziwi, że dwuletnie dzieci bawią się letni wieczór o 23:00 w parku zabaw lub że wigilia to w tym katolickim kraju kolejny powód do szalonej zabawy. Na Malcie żyje się na luzie i z uśmiechem.
Istny raj? Nie tylko podatkowy.
Niezupełnie. Pomimo tego całego luzu, Malta jest bardzo konserwatywna. Mało kto wie, że dopiero od tego roku prawo maltańskie dopuszcza rozwody. Wcześniej w ogóle nie było takiej możliwości. Kościół trzyma tutaj rękę na pulsie kraju. Wszechobecne symbole religii katolickiej aż biją po oczach. Co się dziwić. Na malutkiej Malcie [ok. 300 km2 – red.] jest aż 313 kościołów!
Kraj mały, można by się więc pokusić o wniosek, że zarządzać nim łatwiej.
Niestety, właśnie dlatego że Malta to taka mała wyspa, widać tu nepotyzm i drobną korupcję. Maltańczyk nawet, jeśli dostanie mandat, pewnie i tak go nie zapłaci, bo wujek jest policjantem albo tata zna komendanta.
Obcokrajowiec może mieć problemy z otworzeniem własnego biznesu w cateringu czy turystyce, bo nie dostane na to licencji. Któryś z maltańskich konkurentów będzie znał kogoś w zarządzie gminy i nie wydadzą mu pozwolenia. No chyba, że otwiera biznes razem z Maltańczykiem.
Wobec tego na wyspach chyba nie żyje się najwygodniej?
Nie, wręcz przeciwnie. Na Malcie żyje się łatwo i przyjemnie i bezstresowo, trzeba tylko zaakceptować „wyspiarską” mentalność. Wskaźnik bezrobocia na Malcie w 2010 r. to tylko 6,7%. Nie pracują głównie kobiety opiekujące się dziećmi. Ma Malcie nie ma problemu ze znalezieniem pracy w restauracji, hotelu czy w biurze. Płace może nie są zniewalające, ale z podstawowej pensji bez problemu można się utrzymać.
Po tak niewielkim kraju można by się spodziewać niedorozwinięcia… na przykład niektórych usług.
Niedorozwinięta to na Malcie z pewnością jest infrastruktura. Wiele dróg budowano jeszcze za czasów bryczek i powozów (do tej pory konie mają pierwszeństwo na drodze). Od czasu wejścia Malty do UE, stan dróg zaczyna się jednak poprawiać. Budowane są nawet autostrady, a w tym roku słynne maltańskie autobusy zastąpione zostały nowoczesnymi busami. Z jednej strony szkoda, bo charakterystyczne żółte pojazdy stały się już niejako symbolem Malty. Biorąc jednak pod uwagę, że autobus miał średnio 35, a czasami nawet 50-60 lat, nie posiadał klimatyzacji, a przycisk „przystanek” zastępował biegnący przez cały pojazd sznurek zakończony dzwonkiem… nastał czas na zmiany.
Brak czego jeszcze doskwiera na co dzień?
Różnorodności produktów w sklepach i bezpośrednich połączeń lotniczych do Warszawy. Malta to mała wyspa, na której brakuje piekarni, kawy typu Starbucks czy H&M. Większość supermarketów to małe uliczne „spożywczaki”. Pamiętajmy, że na Maltę wszystko musi albo przypłynąć, albo dolecieć. Nie dość, że podwyższa to ceny takich produktów jak mięsa i sery, to jeszcze wyklucza z rynku towary o krótkiej dacie spożycia, np. niektóre warzywa. Jagody, czereśnie czy grzyby są przez to naprawdę potwornie drogie, a wielu rzeczy po prostu nie można dostać.
W 2008 Malta przyjęła europejską walutę. Mieszkała już Pani wtedy na wyspie – jak wspomina te zmiany?
Pamiętam, że wszyscy byli bardzo podekscytowali zmianą waluty. Oczywiście słyszało się głosy sprzeciwu i obawę o podwyżkę cen. Wydaję mi się jednak, że większość z nas, obcokrajowców cieszyła się na myśl o wejściu euro z jednego prostego powodu – zniknięcia podwójnego przewalutowania maltańskiej, niewymienialnej waluty.
Po wejściu euro niektóre rzeczy (np. ubrania) potaniały, niektóre z powodu zaokrąglenia cen nieznacznie podrożały. Na maltańskie warunki życia nie miało to jednak wielkiego wpływu.
A jak się te warunki zmieniły po kryzysie? Zwłaszcza w kontekście rynku nieruchomości.
Praktycznie nie odczuliśmy kryzysu na rynku nieruchomości. Sami niedawno kupiliśmy mieszkanie i nie zauważyliśmy znaczących różnic w cenach. Jednak słyszałam ostatnio, że na wyspie mieszkania kupuje coraz mniej obcokrajowców, których kryzys dotknął w ich rodzinnym kraju. Podwyższyło się też nieznacznie oprocentowanie w bankach.
Czy wszystko, o czym rozmawiałyśmy, ma zastosowanie do całego kraju? Malta to 3 wyspy: Malta, Gozo i Comino – stopniem rozwoju mocno różne?
Tak i to bardzo. Malta serce kraju i przeważająca część kraju. Tutaj wszystko się dzieje. Tu się buduje i pracuje.
Gozo nazywane jest zielonymi płucami kraju i wyspą emerytów. Z Malty na pobliską wyspę dostaniemy się wyłącznie promem, bowiem mieszkańcy Gozo nie zgodzili się na wybudowanie mostu. Gozo jest ciche i spokojne, z pięknymi klifami i widokami. To idealne miejsce na weekendowy, relaksujący wypad na miejscowych i turystów. Gozo to po prostu maltańska, urocza wieś, tyle że stanowi oddzielną wyspę.
Comino to bardzo mała wysepka, jedna z głównych atrakcji Malty, znana przede wszystkim z Blue Lagoon (niebieskiej laguny). Comino jest praktycznie niezamieszkane, znajduje się tu jeden hotelik, a całą wysepkę zwiedzi się w dwie godziny.
Rozmawiała Malwina Wrotniak, Bankier.pl
Kontakt: [email protected]
Marta Starzyk – podróżniczka i pasjonatka poznawania nowych kultur. Studiowała stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim i europeistykę na Malcie. Stworzyła serwis turystyczny PlanyNaWakacje.pl, w którym podpowiada jak zaplanować wyjazd za granicę od A do Z.
Źródło: Bankier.pl