W USA wtorkowa sesja nie była równie euforyczna jak ta europejska. W Europie indeksy wzrosły po blisko sześć procent, a w USA tak dobrze nie było, chociaż optymizm przez kilka godzin był też zadziwiający.
W poniedziałek rano zapowiadałem wzrosty wynikające z zapowiedzi przyjęcia w ciągu 6 tygodni sensownego planu ratowania strefy euro, ale mimo tego uważam, że wtorkowy optymizm w Europie był naprawdę zadziwiający.
Uważałbym go za uzasadniony, gdyby politycy choćby milczeli. Oni jednak gwałtownie zaprzeczali istnieniu planu (przypominam: upadłość Grecji, zlewarowanie EFSF, dokapitalizowanie banków). Wypowiedzi premier Hiszpanii, minister finansów Niemiec, czy kanclerz Merkel brzmiały bardzo jednoznacznie: nie ma takich planów i nikt nie jest przygotowany na wdrażanie nowych środków pomocowych. Przed rozpoczęciem sesji w USA Wolfgang Schaeuble, minister finansów Niemiec powiedział coś, co w normalnych warunkach powinno całkowicie zmrozić rynki. Stwierdził, że zwiększenie możliwości funduszu EFSF jest „głupim pomysłem”, którego zrealizowanie doprowadziłoby do tego, że niektóre państwa z ratingiem AAA musiałyby go utracić.
To w niczym nie szkodziło bykom. Najwyraźniej rynki przestały wierzyć, że politycy nie szykują jakiegoś rozwiązania lub postanowiły to na niech wymusić. Jest jeszcze jedno wyjaśnienie. Gracze doszli do wniosku, że albo Grecja dostanie kolejną transzę pomocy, co da jej czas do końca roku albo rzeczywiście plan opisywany wyżej zostanie wprowadzony w życie albo oba te warianty się nałożą (Grecja dostanie pomoc, a plan zostanie zrealizowany w końcu roku). W tej sytuacji, kiedy na dodatek kończył się kwartał (window dressing) fundusze doszły do wniosku, że przez pewien czas nic im nie grozi, a to doprowadziło do potężnych wzrostów indeksów i innych aktywów. To chyba jedyne logiczne wytłumaczenie tej euforii.
Indeksy giełdowe od początku sesji zyskały ponad dwa procent, a na dwie godziny przed końcem sesji było to już nawet około trzy procent. Potem rozpoczęła się realizacja zysków, która przybrała na sile w ostatniej godzinie sesji. Z trzech procent zwyżki zrobił się wzrost około jednoprocentowy. Tacy zawsze optymistyczni Amerykanie okazali się być bardziej powściągliwi niż Europejczycy. Być może jakiś wpływ miała na tę słabość informacja z Financial Times, który twierdzi, że 7 z 17 państw uważa udział inwestorów prywatnych w drugim, wartym 109 mld EUR, pakiecie pomocowym dla Grecji, za zbyt mały. Sesja nie zmieniła niedźwiedziego obrazu rynku i ostrzega: zmienność z nami pozostanie na dłużej.
GPW rozpoczęła wtorkową sesję dużym wzrostem WIG20, który szybko doszedł do czterech procent. W ten sposób reagowano na słabe zakończenie sesji na GPW w poniedziałek, kiedy to w Europie i w USA indeksy mocno wzrosły. Bardzo pomagało to, że we wtorek w Europie indeksy rosły o trzy procent. Przed pobudką w USA skala tych wzrostów wzrosła, co i u nas zaczęło podnosić WIG20. Po pobudce w USA indeksy zaczęły się osuwać. Zaszkodziła trochę bykom wypowiedź ministra finansów Niemiec, który zwiększenie funduszu EFSF nazwał „głupotą”, ale już po kilkunastu minutach wszystko wróciło do niezbyt normalnej normy. I tak, zupełnie bez emocji i bez wielkiej zmienności doczekaliśmy do końca sesji. WIG20 zyskał 4,16 proc. Mniejsze spółki były dużo słabsze. Układ techniczny WIG i WIG20 nie zmienił się. Nadal obowiązuje sygnał sprzedaży.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi