We wtorek najważniejszym (nie tylko dla graczy w USA) wydarzeniem było posiedzenie FOMC. Stopy oczywiście nie zostały zmienione. Fed postanowił wyraźniej określić, co rozumie przez sformułowanie „stopy pozostaną na niskim poziomie przez czas dłuższy”. Teraz wiemy, że jeśli warunki się nie zmienią to stopy na obecnym poziomie pozostaną do połowy 2013 roku. Fed stwierdził też, że gospodarka rozwija się wolniej niż oczekiwano i pojawiły się zagrożenie dla dotychczasowych prognoz.
Gracze czekali jednak przede wszystkim na to, czy w komunikacie pojawi się coś o poluzowaniu ilościowym. Pojawiło się, ale było bardzo niejasne. Cytuję: „Komitet dyskutował możliwość użycia narzędzi polityki monetarnej w celu pobudzenia mocniejszego rozwoju gospodarczego w kontekście stabilności cen. Komitet będzie nadal oceniał perspektywy gospodarcze w świetle napływających informacji i jest przygotowany do odpowiedniego użycia tych narzędzi”. Inaczej mówiąc: jesteśmy przygotowani do interwencji przy użyciu narzędzi, których wam na razie nie opiszemy, ale nie uważamy, że sytuacja na razie do tego nie dojrzała.
Rosnące do czasu publikacji komunikatu FOMC indeksy zanurkowały i zabarwiły się na czerwono (S&P 500 tracił ponad 1,5 procent). Gracze poczuli, że są zdradzeni, bo nie było żadnych bardzo wyraźnych zapowiedzi pomocy gospodarce. Na tym etapie oczekiwano czegoś więcej. Jednak Fed jakąś nadzieję inwestorom dał, a to prowokowało posiadaczy krótkich pozycji do realizowania zysków, czyli odkupywania kontraktów i akcji. Nic więc dziwnego, że rozpoczęło się przeciąganie liny. Indeksy krążyły wokół poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Po godzinie zwyciężyła chęć zrealizowania zysków z krótkich pozycji. Oczywiście można też powiedzieć, że pojawił się optymizm wywołany komunikatem FOMC, ale ja w to średnio wierzę.
Indeksy wzrosły o około pięć procent, ale nie jest to coś, co można traktować jako prognostyk. Na razie jest to tylko nic nieznaczące odbicie. Zamykanie krótkich pozycji musiało się kiedyś tak właśnie skończyć. Dlatego też nie można ogłosić końca zagrożenie spadkami. Rozpoczął się ruch ku 1.260 pkt., czyli ku linii szyi formacji RGR. Od siły tego ruchu i decyzji polityków zależy, czy formacja zostanie anulowana (jej zakres jest już wypełniony), czy też po ruchu powrotnym rozpoczną się spadki.
W Polsce we wtorek rynek walutowy rozpoczął od niewielkiego umocnienie złotego. Był to wynik dobrego początku sesji na europejskich indeksach. On z kolei był wynikiem chęci do odbicia i nadziej na pomoc Fed. Szybkie przejście od sporych wzrostów indeksów do potężnych spadków natychmiast przeceniło złotego. Oczywiście najmocniej przeceniło w stosunku do franka. Po godzinie 16.00 doszło do potężnej przeceny złotego w stosunku do franka (złoty stracił ponad cztery procent). W mniejszej skali nasza waluta straciła w stosunku do euro i dolara.
Interesujące było to, że frank właśnie po godzinie 16.00 błyskawicznie zyskiwał w stosunku do euro i dolara. Mam tylko jedno wytłumaczenie. Była to przede wszystkim reakcja na słowa Jean-Claude Trichet, szefa ECB. Powiedział on, że przeżywamy najgorszy kryzys od czasów 2. wojny światowej, który może stać się największym od czasów 1. wojny, czyli większy od Wielkiej Depresji lat 30. tych XX wieku. Nic dziwnego, że pieniądze uciekały do franka i do złota. Po wzroście indeksów w USA sytuacja uległa zmianie – frank zaczął tracić. To normalny objaw – im lepsze nastroje tym tańszy jest frank.
GPW rozpoczęła sesję podobnie jak inne rynki europejskie – od wzrostu WIG20. Gracze liczyli na to, że przed posiedzeniem FOMC dojdzie do odbicia, które może być naprawdę potężne. Jednak już po pół godzinie na giełdach znowu zapanowała panika (istotnych powodów nie było), co natychmiast doprowadziło do paniki również na GPW. WIG20 tracił ponad pięć procent, a MWIG40 blisko osiem procent. Po prostu nie było kupujących.
Podobnie jak na innych giełdach również u nas po dwóch godzinach straty zaczęły się zmniejszać. Rozpoczęło się polowanie na odbicie w USA. Sprzyjały mu rosnące kontrakty na amerykańskie indeksy. U nas jednak nie wyglądało ono tak jak na innych giełdach. GPW po prostu weszła w popołudniowy marazm i dopiero tuż przed rozpoczęciem handlu w USA indeksy ruszyły na północ, ale bardzo niepewne zachowanie Wall Street szybko ten ruch wygasiło. Potem nawet wzrosty w USA nie pomogły.
Strach przed posiedzeniem FOMC był tak duży, że WIG20 zanotował kolejną, tym razem ponad trzyprocentową stratę. Dzisiaj powinien ją na początku sesji odrobić, ale zmienność pozostanie z nami przez dłuższy czas. Dużo zależy od tego, co amerykańscy inwestorzy zrobią dzisiaj po przemyśleniu komunikatu FOMC. Tego niestety nie wiemy.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi