ING Bank Śląski rozwija platformę dla przedsiębiorców uruchamiając internetową aplikację ING Business Direct Credit – symulator zdolności kredytowej i wniosek on-line w jednym. Kolejny krok ku internetowości, czy wabik na kredyty inwestycyjne?
Nowa internetowa propozycja skierowana jest do przedsiębiorców rozliczających się na zasadach pełnej rachunkowości – ING osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą obsługuje w kanale detalicznym. Aplikacja ma spełniać trzy funkcje: podpowiadać najlepszą metodę finansowania potrzeb (kredyt, faktoring, leasing), umożliwiać samodzielne wstępne wyliczenie zdolności kredytowej i w przypadku zadowalającego wyniku – złożenie on-line wniosku o kredyt biznesowy. To kolejny element internetowej układanki proponowanej przez bank firmom w ramach ING Business Direct – i kolejny aspekt przesuwania klientów do kanału samoobsługowego. Jak widać, nawet przedsiębiorcy mogą uczyć się piec pączki. Za darmo.
Jak mówi Michał Bolesławski wiceprezes ING Banku odpowiedzialny za pion korporacyjny, nowa aplikacja dla przedsiębiorców to przede wszystkim gonienie „internetowego” trendu w obsłudze firm. Nowa aplikacja ma umożliwić samodzielne uzyskanie wstępnej informacji o zdolności kredytowej. Przedsiębiorca, po przebrnięciu przez ankietę i podaniu podstawowych informacji bilansowych otrzymuje wyliczenie, które – jeśli wypada korzystnie – może zostać wysłane do banku jako wniosek on-line. Wartość dodana? Symulację zdolności kredytowej otrzymujemy bezpłatnie, ING zwalnia klienta z prowizji od rozpatrzenia wniosku (standardowo 0,2%) i obniża prowizję w przypadku przyznania kredytu. Na końcu drogi nadal czeka wizyta bankowego doradcy, ale samodzielne wykonanie wstępnych kroków znacznie przyśpiesza cały proces.
Czy nowa aplikacja ING to wabik na kredyty inwestycyjne dla firm? Ich sprzedaż, mimo powracających co kwartał prognoz i oczekiwań, stoi, a blisko 90% uruchamianych pożyczek to kredyty obrotowe na finansowanie płynności i bieżących potrzeb. Michał Bolesławski za „zdrową” proporcję „obrotówek” do pożyczek inwestycyjnych uznaje 50/50%, choć przyznaje, że po ostatnich kwartałach oczekiwania trudno przewidzieć, kiedy ruszą inwestycje w sektorze prywatnym.
Z pewnością nie pomagają tu ani niepokojące informacje ze świata, ani wysoka zmienność kursów walut – choć umówmy się, że poza wzrostami cen paliw wojna w Libii czy trzęsienie ziemi w Japonii nie mają specjalnie wielkiego faktycznego wpływu na nasz rynek. Tak długo, jak nie mówimy o poważnych inwestycjach w energetykę – te dotyczą jednak przede wszystkim wąskiej grupy wielkich graczy. Mamy więc do czynienia z psychologicznym progiem, którego boją się przekroczyć przedsiębiorcy. Dołóżmy do tego zbliżające się kurczenie rynku inwestycji państwowych i groźbę ograniczenia zadłużania się JST – bankowym specjalistom od bilansowania portfeli może nie być do śmiechu, jeśli rynek nie dostanie wreszcie zastrzyku pozytywnej energii. A tu nie wystarczy obniżenie marż i prowizji.
ING stara się doganiać rynkowych przodowników, jednocześnie przerzucając sporą część obsługi do kanału internetowego. Dodatkowe narzędzia pozwalające przyśpieszyć procesy kredytowe to z pewnością plus, szczególnie jeśli idą za nimi obniżki marż. Ale prawdziwe wisienki na torcie bankowości dla przedsiębiorców, jak zapowiada Bolesławski, dopiero przed nami. ING powstrzymuje się od zdradzania szczegółów, ale patrząc na sytuację na rynku, pozostaje strzelić w ciemno: obsługa księgowa lub prawna? Szybkie operacje walutowe? Poczekamy, zobaczymy. Na razie, za darmo – wniosek o kredyt. Choćby na produkcję pączków.
Źródło: PR News