Na niższą cenę mogą za to liczyć skłonni do zamieszkania w wielkiej płycie, ale na obrzeżach miast – tam ceny są niższe o 20-30 proc. względem kamienic czy nowych mieszkań, informuje „Rzeczpospolita”.
„– Np. jeśli młoda para z ograniczonymi możliwościami kredytowymi ma wybór: czy kupić dwa pokoje w nowszym budownictwie czy za tyle samo trzy pokoje w wielkiej płycie, zdecyduje się na drugą opcję. Albo emeryt, który całe życie mieszkał w blokowisku: sprzedaje duże mieszkanie i kupuje mniejsze. Nie stanowi dla niego problemu wielka płyta. Dla kupujących nie bez znaczenia jest bowiem wysokość czynszu. W nowszym budownictwie zapłacą więcej. To też przemawia na korzyść wielkiej płyty – dodaje Ewa Orłowska.”
Orłowska dodaje: „Stawki mieszkań w budynkach z wielkiej płyty w dobrych lokalizacjach, z nową elewacją, odnowionymi klatkami itp. w ogóle niewiele spadły od czasu tąpnięcia na rynkach finansowych.”
Historia tzw. wielkiej płyty sięga lat 60-70. minionego stulecia i jest dla wielu jednym z symboli poprzedniego ustroju społeczno-gospodarczego. Budynki składane niczym domki z kart miały być receptą na zwiększenie podaży mieszkań w krótkim czasie. Teraźniejszość obnaża efekty budowania w szybkim tempie.
Więcej na ten temat w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”, w artykule Doroty Kaczyńskiej pt. „Stare bloki przyciągają niskimi cenami”.
Wielka płyta nadal budzi wiele kontrowersji. Ze względu na relatywnie niższą cenę mieszkań w tego typu budynkach, wciąż cieszy się ona popularnością wśród osób z mniej zasobnym portfelem. Inni po latach uciekają z tzw. mrówkowców, jakby na przekór wybierając osiedla z niższą i bardziej rozległą zabudową. Ten trend widoczny jest zwłaszcza na Zachodzie. W krajach takich, jak Niemcy, rozbiórka pustoszejących wieżowców okazuje się rozwiązaniem bardziej ekonomicznym niż inwestowanie w odnowę. W Polsce nie podejmuje się jeszcze takich kroków. Przez nabliższe lata będziemy raczej świadkami walki o wielką płytę w ramach rozpoczynanych dopiero programów rewitalizacji.