„Bank centralny już raz sprzedawał złote i srebrne monety olimpijskie. Zdecydował się na dogrywkę, bo, jak mówi Jacek Polkowski z NBP, kolekcjonerzy domagali się jak najszybszej sprzedaży monet, które nie trafiły na aukcję główną. Dotyczyło to przede wszystkim monet srebrnych. Przed dwoma tygodniami bank sprzedał ponad 51 tys. sztuk z 80-tysięcznego nakładu po 85 zł. Zapisy trzeba było zredukować.” donosi dziennik.
Środowisko numizmatyczne w osłupienie wprawiły zasady aukcji dogrywkowej. Ceną wywoławczą jest cena maksymalna z poprzedniej aukcji. Cena maksymalna wrosła do 120 zł. – To, co robi NBP, to ręczne sterowanie rynkiem – mówi Filip Fertner, prezes spółki E-monety.pl. Dodaje, że dogrywka byłaby zrozumiała, gdyby w pierwszej aukcji wystawiono cały nakład na sprzedaż, zostawiając w skarbcu niewielką część na tzw. wewnętrzne potrzeby NBP.” czytamy.
„Bank zapewnia, że jego celem nie jest zawyżanie cen monet. Według Jacka Polkowskiego NBP liczy na to, że kolekcjonerzy nie będą licytować po maksymalnej cenie 120 zł za sztukę. – Bankowi nigdy nie chodziło o to, aby cena maksymalna była wyznacznikiem ceny sprzedaży. Ma ona pełnić zupełnie inną rolę – uniemożliwiać złożenie takiej oferty, która zdeformuje działanie algorytmu ustalania ceny i doprowadzi do anulowania.” informuje gazeta.
Monety emitowane przez Narodowy Bank Polski cieszą się dużym zainteresowaniem wśród kolekcjonerów. Sprzedaż numizmatów odbywa się nie jak do tej pory w oddziałach banku centralnego, a za pośrednictwem strony internetowej.
Więcej w artykule Marka Chądzyńskiego „Kolekcjonerzy zarzucają sztuczne zawyżanie cen monet” w „Dzienniku gazecie Prawnej”.