Jest nawet gorzej: większość banków w ciągu ostatniego roku znacząco powiększyła wysokość swoich marży na walutach – wynika z zestawienia przygotowanego przez firmę Finamo dla UOKiK.
– Zawyżanie tzw. spreadu to stosowana od kilku miesięcy sprytna metoda banków, by w ukryty sposób podwyższyć faktyczny koszt kredytu – mówi Paweł Majtkowski, ekspert firmy Finamo.
W skrócie mechanizm wygląda następująco: bank stosuje zaniżony kurs przy wypłacie kredytu, a wyższy przy spłacie raty. Załóżmy, że Kowalski chce pożyczyć równowartość 300 tys. zł we frankach na 30 lat, a kredyt oprocentowany jest na 4 proc. Bank przelicza mu kwotę ze złotych na franki w oparciu o ustalony przez siebie kurs kupna, który jest zwykle znacznie niższy niż kurs w kantorach. Z kolei, kiedy Kowalski ma spłacić ratę – jej wysokość wraz z należnymi odsetkami bank przelicza z franków na złote po kursie sprzedaży. Niestety, ten kurs jest znacząco wyższy, np. wynosi 2,85 zł za franka. W efekcie Kowalski zamiast zapłacić ok. 1432 zł raty, jak sobie wyliczył, zaciągając kredyt, dowiaduje się, że musi wyłożyć 1540 zł.
Im wyższa różnica, tym gorzej dla klienta, za to więcej zarabia bank. Z zestawienia sporządzonego przez firmę Finamo wynika, że w niektórych bankach spread powiększyć może ratę kredytu nawet o kilkanaście procent. Do rekordzistów należy Dom Bank, w przypadku którego różnica pomiędzy ceną kupna a ceną sprzedaży franka w jeden z dni września br. wynosiła nawet 13,9 proc. To przy kredycie na kwotę 300 tys. zł rozłożonym na 30 lat oznaczało, że klient musi zapłacić ratę nawet o 199 zł wyższą, niż gdyby spreadu nie było. Z zestawienia wynika, że najniższy spread stosują m.in. Citi Handlowy – w granicach (3 proc.) i Lukas Bank (4,62 proc.). W tych przypadkach spread podwyższa kwotę kredytu odpowiednio o ok. 43 zł i 66 zł. Dla porównania w kantorze marża wynosi tylko ok. 1-2 proc.
Niestety, jak wynika z przedstawionego wczoraj przez UOKiK raportu, kredytodawcy nie informują klientów o zasadach, na jakich ustalają wysokość spreadu. Urząd skontrolował umowy, regulaminy i tabele opłat i prowizji w 17 wybranych polskich bankach. – Kredytobiorcy nie są informowani, w jaki sposób jest ustalana różnica między kupnem a sprzedażą walut, w efekcie, podpisując umowę, nie mogą wyliczyć precyzyjnie kwoty, którą będą musieli spłacać – mówi Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, prezes UOKiK.
Co gorsza – jak wynika z analiz wspomnianej wcześniej firmy Finamo – trik ze spreadami jest obecnie coraz intensywniej wykorzystywany: w większości polskich banków różnica pomiędzy ceną kupna a ceną sprzedaży jest obecnie znacznie większa niż przed rokiem, np. w Deutsche Banku spread wynosił 3,36 proc., a obecnie sięga już 9,97 proc.
Niewiele pomogła także zmiana prawa dająca klientom możliwość spłacania rat np. walutami kupionymi w kantorze. Z raportu wynika, że banki zniechęcają klientów, m.in. stosując wysokie opłaty za aneksy zmieniające walutę spłaty kredytu. Na przykład w Banku Millennium czy Santander Consumer Bank opłata ta sięga 500 zł.
O tym, że problem ten jest coraz poważniejszy, świadczy rosnąca liczba skarg na banki. W ubiegłym roku do UOKiK napłynęło ich aż 10 tys., o jedną czwartą więcej niż w2007 r.
UOKiK chce zmusić banki, by precyzyjnie zapisywały w umowach, w jaki sposób ustalają wysokość spreadu. – Mogłaby to być informacja na przykład o tym, jaka maksymalnie marża będzie stosowana w porównaniu do średniego kursu NBP – proponuje Monika Stec, dyrektor Departamentu Polityki Konsumenckiej UOKiK.
W kwietniu urząd złożył pozew w Sądzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów przeciwko bankowi Millennium. Zaskarżył zapis w umowie, zgodnie z którym bank może dowolnie kształtować kurs walut. Wygrana mogłaby pomóc zmusić banki do bardziej precyzyjnych zapisów w umowie. – Pozytywny i prawomocny wyrok sądu oznaczałby, że postanowienie zostanie wpisane do rejestru klauzul niedozwolonych. Moglibyśmy wówczas nałożyć kary na banki, które stosują podobne niedozwolone zapisy – mówi prezes UOKiK.
Joanna Pieńczykowska