W środę warszawski parkiet ponownie zdominowały byki. Inwestorzy nie przestraszyli się wczorajszego przyhamowania i dziś znów ruszyli do zakupów. Tym samym dali sygnał, że jeszcze nie nadszedł czas na korektę.
Indeks WIG20 zyskał na wartości 1,04 proc. kończąc sesję na poziomie 2 219,81 pkt. W portfelu blue chipów końmi pociągowymi okazały się banki. Cieszyć mogli się również akcjonariusze mniejszych spółek. Indeks sWIG80 urósł o 0,97 proc. Powodów do radości nie mieli z kolei amatorzy giełdowych średniaków – wskaźnik mWIG40 spadł o 0,1 proc. by uplasować się na poziomie 2 497,96 pkt.
Na fali kontynuacji wzrostów coraz więcej analityków zadaje sobie klasyczne pytanie „czy na giełdzie jest już drogo”? Trudno oczywiście nie dostrzec żywiołowego powrotowi optymizmu na rynek, czego dowodem jest choćby powracająca moda na fundusze inwestycyjne. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby krajowym inwestorom groziło coś więcej, niż przejściowa korekta.
Rzućmy okiem na kilka wskaźników. Zwolennicy tezy o wyraźnym przewartościowaniu rynku akcji wskazują między innymi na wysokość wskaźnika P/E, który na GPW przekracza obecnie 46. Jest to faktycznie niemało. Trzeba jednak pamiętać, obserwowana liczba to skutek nie tyle wysokich cen, co raczej kiepskich wyników, które są dość naturalne w obecnej fazie cyklu koniunkturalne. Warto pamiętać, że w roku 2003, czyli u progu poprzedniej hossy, stosunek ceny do zysku osiągnął wręcz wartości trzycyfrowe. Bardziej stabilny i odporny na sytuacje gospodarczą wskaźnik ceny do wartości księgowej oscyluje obecnie w okolicach 1,5, czyli poniżej swojej 10-letniej średniej. Dodatkowo warto przypomnieć, że zanim w 2007 roku nastąpiło załamanie na giełdach wskaźnik ten był przeszło dwukrotnie wyższy. Podsumowując, choć przejściowa korekta jest oczywiście niewykluczona, byłbym bardzo daleki od lansowania tezy o przeszacowaniu na rynku akcji.
Adam Zaremba
Superfund TFI
Źródło: Superfund TFI