Wtorkowa sesja nie była dobra dla amerykańskiej waluty. Notowania EUR/USD znalazły się na najwyższym poziomie od początku roku i naruszyły poziom 1,45. Do nowych maksimów daleko jest jednak jeszcze GBP/USD. W kraju za dolara przez chwilę płacono mniej niż 2,8180 zł, stąd też należy odnotować fakt ustanowienia nowego minimum. Skąd ta słabość amerykańskiej waluty?
W pierwszym momencie można odnieść wrażenie, iż inwestorzy „przypomnieli” sobie o starych tematach. Głównie dzięki raportowi ONZ, w którym przestrzegano przed ryzykiem utraty przez dolara statusu waluty rezerwowej. To z kolei doprowadziło do wywołania spekulacji, iż jakoby Chiny zdecydowały się lokować coraz większą część swoich nadwyżek w złoto, co stało się jednym z pretekstów do wzrostu cen tego kruszcu powyżej poziomu 1.000 USD za uncję.
Prawdziwym powodem tego stanu rzeczy mogą być jednak obawy inflacyjne. Inwestorzy zaczynają dostrzegać, iż najbogatsze kraje znalazły się w swoistej pułapce. Sygnał, jaki napłynął po spotkaniu państw grupy G20, iż droga do wdrożenia programów mających na celu ściągnięcie nadmiaru pieniądza (rządowego) w gospodarce, nie będzie szybka, jest tak naprawdę cichym przyzwoleniem na wzrost inflacji w najbliższych latach. Nietrudno się domyślić, która waluta na tym najbardziej straci.
W kraju rząd przyjął wstępny projekt budżetu w formie, którą poznaliśmy w ostatnich dniach. W opinii Jana Czekaja założenia wzrostu PKB na poziomie 1,2 proc. mogą okazać się zbyt konserwatywne. W podobnym tonie wyraził się też inny członek Rady Polityki Pieniężnej, Mirosław Pietrewicz. Nie wykluczone więc, iż jedną z pierwszych decyzji nowej RPP, która ukonstytuuje się na początku 2010 r., będzie podwyżka stóp procentowych.
Po południu (godz. 16:41) za euro płacono 4,0930 zł, a frank był wart 2,70 zł. Złoty zyskał więc jedynie w relacji do dolara. Warszawska giełda zakończyła handel wokół zera, wytracając wcześniejsze zwyżki. Handel na Wall Street rozpoczął się jednak od nieznacznych wzrostów.
Marek Rogalski
Źródło: DM BOŚ