Nie tak miała wyglądać wczorajsza sesja na rynku walutowym. Po weekendowym ogłoszeniu ogromnego deficytu na przyszły rok w Polsce (52,2 mld zł) można było w ciemno obstawiać, że złoty choćby na jeden dzień mocno straci na wartości.
A jednak – złoty jedynie symbolicznie spadł w stosunku do euro osiągając poziom 4,096 i do dolara kończąc sesję przy 2,85 złotych. Okazuje się, że to co dla Polaków było dużym zaskoczeniem dla profesjonalistów już nie. Agencje ratingowe Moody’s i Standard&Poors informacje skomentowały, iż nie jest to dla nich zaskoczeniem i Polska nie znajdzie się na liście krajów z perspektywą obniżenia ratingu inwestycyjnego.
To bardzo ważne informacje, bo problemem deficytu jest zawsze jego finansowanie. A skoro zagraniczni inwestorzy póki co nie widzą w tym dużego problemu, możemy być o nie spokojni. Z pewnością także łagodząco na całe wydarzenie wpłynął weekend oraz wczorajsze Święto Pracy w USA, podczas którego rynki za oceanem nie pracowały.
Naszej walucie pomogły także (po prostu) giełdowe indeksy, które wczoraj zyskiwały w całej Europie, a w Polsce WIG20 zyskał aż 3,77 procent. Dzięki dobrym danym o zamówieniach w przemyśle w Niemczech wzrosło także euro względem dolara, do okolic 1,43 dolarów.
Wczorajszą sesję można więc uznać za spory sukces naszej waluty, zapowiadało się o wiele gorzej. Co więcej – złoty znów znajduje się blisko dolnych granic konsolidacji (trendu bocznego), co oznacza, że znów mamy szansę na ich przebicie i kontynuację trendu wzrostowego. Niestety wydaje się jednak, że sprawa z naszym deficytem budżetowym tak łatwo nie zostanie zażegnana.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo